Poprawiłam torbę, stojąc przed wejściem do akademii. W sumie jak ma mi to zastąpić mój dom... Przynajmniej są tu konie...
- Jesteś Shante Bleachwood? - spytała dyrektorka akademii, podchodząc do mnie.
- Tak... - odpowiedziałam.
- Zapraszam - zaprowadziła mnie do środka. Rozglądałam się, a wokół było sporo ludzi i koni.
- Tam masz główny plac treningowy, tam masz stajnie, a tu jest akademik - otworzyła drzwi, a ja weszłam, wciąż się rozglądając. Było tu pięknie...
- Tutaj jest twój pokój - otworzyła drzwi do pokoju numer pięć - masz chwilę, by się rozpakować, a potem pójdź do stajni. Tam ktoś będzie na ciebie czekał - dyrektorka zamknęła drzwi. Rozejrzałam się po pokoju i rzuciłam torbę na łóżko. Wtedy usłyszałam stuknięcie szkła. A no tak...
Podbiegłam do torby i wyjęłam zdjęcie moich przyrodnich rodziców. Położyłam na komodzie zdjęcie i poprawiłam włosy. Wzięłam z torby rękawiczki i wychodząc z pokoju, założyłam je. Skierowałam się do stajni.
***
Kiedy weszłam do stajni, poczułam klasyczny zapach stajenny. Konie rżały, grzebały po słomie i stukały. Podeszłam do jednego z koni. Uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
- Shante Bleachwood? - usłyszałam męski głos.
- Tak? - powiedziałam, patrząc na mężczyznę.
<Leo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)