Czy odnajdziemy drogę powrotną? Czy ktoś zauważył, że nas nie ma? Co
będzie, jeśli się zgubimy? Albo nawiedzi nas bezdomny, lub okoliczny
właściciel pól, na które wtargnęliśmy? Tyle pytań, a brak odpowiedzi.
Gdybym chciał to bym je znalazł, ale w mojej pustej makówce kłębiły się o
wiele bardziej poważne myśli, tak sądzę. To.. To wszystko, trwało
może.. Góra dziesięć minut. Najpiękniejsze dziesięć minut w moim
dotychczasowym życiu. Może i jestem chole*nym dupkiem. Tyle dziewczyn
cierpiało, bo ja magicznie zmieniłem swoje zdanie, pogląd.
Zdecydowanie Vivian na takie traktowanie nie zasłużyła. Chociaż, czy ona
się tym przejęła? Tyle bym dał, żebym mógł w tamtym momencie siedzieć w
jej głowie. Może to alkohol, a raczej jego skutki? Czy jak
wytrzeźwieje... Czy ona będzie żałować? Wiedziałem jedno i co więcej -
wiem to nadal. Jeśli tylko... Jeśli tylko odda mi swoje serducho, będę
starał się, żeby już na zawsze było ono moje.
Pomyślałem też że za pewne ma podobne odczucia, bo z tego co zauważyłem,
mamy bardzo podobne toki myślenia. Może ona też tą chwilę przypisała
procentom? W sumie to bardzo prawdopodobne, skoro i ja tak zacząłem
myśleć. Ja jednak, już wtedy na polu, momentalnie wytrzeźwiałem. Doszło
do mnie wtedy, że to coś więcej niż kumple od picia. Vivian, z
dziewczyny, wręcz dziewczynki przeobraziła się w cóż, kobietę. Teraz
inaczej widziałem ją we swoich oczach. Więc co jeśli dla niej to była
tylko chwila zatracenia? Dam radę zostać z nią na relacjach takich, jak
jeszcze przed godziną? Wiedziałem już, że nie. Jednak odpychałem od
siebie tą myśl.
W tamtej chwili i ja, jak i ona, łapaliśmy każdy łyk powietrza, tak,
jakby miało zaraz go zabraknąć, miało się skończyć. Wcześniejsze
bieganie do furtki, od furtki, walenie, pola.. To wszystko dało o sobie
znać teraz, kiedy nie czułem swych nóg. Było gorzej niż wcześniej, kiedy
to chodziłem pod wpływem. Wraz z alkoholem uciekła moja pewność siebie.
W środku wszystko krzyczało, abym powiedział wszystko co mam do
powiedzenia, nie przedłużając tego w czasie. Gdyby to nie była ona, za
pewne już wszystko miałbym za sobą. Kamień spadłby z mojego
rozkruszonego serducha. Ale to Vivian. Wciąż Vivian. Stała przede mną,
szukając czegoś w moim wzroku. Podczas gdy mi, miękły na jej widok nogi.
W końcu dotarliśmy w miejsce, które potencjalnie mogłobybyć przynajmniej
naszym nocnym schronieniem. Drzewo, które teoretycznie było dębem,
stało za pewne w tym miejscu od dobrych kilku set lat, zapraszając nas
do siebie zwisającymi ku dole dwoma gałęziami. Przez to sprawiało
wrażenie wierzby, ale wierzbą to to nie było. Wszędzie dookoła nas było
ciemno, co nie sprzyjało wspinaczce. Po kilku upadkach na trzeszczące
gałązki odnaleźliśmy jedną, wystarczająco mocną gałąź. Co prawda
mieliśmy świadomość, że jest to ryzykowne, ale żyje się tylko raz.
Usiadłem na wcześniej wspomnianej gałęzi, opierając się plecami o
szorstką korę. Szybko dołączyła do mnie dziewczyna, siadając na wprost
mnie, pomiędzy mymi rozłożonymi nogami. Po chwili tonęła już w moich
objęciach, które określiła jako niezwykle ciepłe. Dlaczego więc
przeszedł mnie dreszcz? Kolejne pytanie bez przypisanej odpowiedzi.
Kiedy położyła głowę w zagłębieniu mojej szyi, zyskałem okazję, aby znów
zatopić się w jej wzroku. W jej chole*nie ponętnym spojrzeniu.
Nie potrzebowałem więcej pretekstów, aby znów złączyć nasze usta w
jeszcze bardziej namiętnym pocałunku. Jej ciepłe wargi sprawiały, że nie
miałem najmniejszej ochoty kończyć tą chwilę.
- Vivian, wiesz.. Nie będę zbędnie pie*dolił. Tak chole*nie Cię kocham.
<Vivian? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)