Na moją twarz wkradł się wielki banan. Irma uśmiechnęła się słabo odrywając się od własnych myśli.
-Ej, co jest?- zapytałam obejmując ją ramieniem.
-Nie ważne.- odpowiedziała chłodno kierując się szybkim krokiem do stajni. Zdziwiona trochę, poszłam za nią.
-Powiedz mi. Wiesz że cię nie wyśmieję i mogę to zachować w tajemnicy.- zachęcałam. Wróć. Nalegałam. To jest właściwe słowo. Dziewczynę jeszcze bardziej dręczyły myśli. Zastanawiałam się już czy nie cofnąć wcześniejszych słów i powiedzieć "jeżeli chce". Ale moje myśli sama rozwiązała. Usiadła na belach słomy.
-Więc... od czego zacząć?
-Od czego chcesz. Mi zależy tylko na tym by dowiedzieć się jak mogę ci pomóc.
Irma zaczęła opowiadać swoją historię. Jak jej rodzice zginęli, jak znalazła się u nowych opiekunów, jak uciekła z domu z Tią. Ta dziewczyna dużo przeżyła. -Możemy to zachować między sobą?- zapytała niepewnie.
-Jasne.- przytuliłam ją. Widać było jak jej tego brakuje. -Chodźmy już.- zachęciłam. Pokiwała tylko głową i wolno wypuściła powietrze które przez dłuższy pewnie czas kłębiło się w niej szukając ucieczki na świat. Wstała na równe nogi podobnie jak ja. Nie musiałyśmy jednak chodzić aż na parking, gdyż i moi rodzice i Irmy opiekunowie już czekali przy wejściu z otwartymi ramionami czekając aż ich przytulimy. Pobiegłam już do nich i można to spokojnie nazwać rzuceniem się na nich.
-Cześć.- wykrzyknęłam.
-Hej córcia.- stanęłam już do normalnej pozycji. Popatrzyłam na Irmę. Wolno podeszła do swoich opiekunów którzy posyłali jej smutny uśmiech.
Irma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)