Od Cassie - ''Od początku'' cz. 2 - papiery

Droga trochę się przedłużyła z powodu słabych dróg, ale dojechaliśmy. Cali i zdrowi. Właśnie wypełniałam papiery. Sam czekał na zewnątrz. Pozostała mi ostatnia rubryka- numer telefonu. Napisałam go i małą parafkę w prawym dolnym rogu. Musi się udać, nie po przegraną przeleciałam cały Atlantyk. Nie ma innej opcji, po prostu musi.
~*~
Wieczorem Alec oprowadził mnie nieco po mieście. Kupiliśmy sobie lody-świderki i udaliśmy się na plaże. Zabawa była przednia. Poznałam tyle nowych, ciekawych miejsc. Tu jest zupełnie inaczej! Powspominaliśmy sobie dawne czasy. . . Przechodząc wzdłuż Miami Beach zadzwonił do mnie telefon. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni. Nieznany numer. Bez zastanowienia odebrałam.
- Dobry wieczór, dodzwoniłam się do Panienki Cassie?
- Potrzymaj. – szepnęłam i podałam Alecowi loda. – Tak, a o co chodzi?
- Z tej strony Elizabeth Rose, właścicielka Akademii Magic Horse. Została Panienka przyjęta do naszej szkoły. Proszę o jutrzejszy przyjazd na 10;00. Tam będzie czekał jeden z pracowników, który oprowadzi Panienkę po okolicy, poda grafik zajęć i opowie nieco o szkole.
- Dobrze.
- Proszę się nie spóźnić. Więcej się dowie Panienka już w Akademii. Do wszystko jak na razie. Do widzenia.
- Do widzenia. – odłożyłam telefon od ucha. Ze smutną miną spojrzałam na Aleca.
- Nie przyjęli Cię? – powoli zaczynałam się śmiać. Skoczyłam w jego stronę, przytulając się.
- Dostałam się! – chciałam skakać z radości! Ale go puściłam, neich się nie męczy.
- To super, ale uważaj, prawie i byś nas ubrudziła tymi lodami! – zaśmiał się. – Kiedy jedziesz?
- Jutro rano. . .
- Słucham? Przecież dopiero jesteś tu parę godzin! – oburzył się. – Ale wiesz co? Cieszę się Twoim szczęściem. – na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech.
- Muszę się na jutro przygotować, późno jest. Idziemy?
- Szkoda, ale dobrze. Idziemy. – podał mi loda, po czym poszliśmy w stronę domu.

*****