Link
Z początku wydawał mi się śmieszny, jednak gdy teraz leżałam w ciemności już tak nie myślałam. Co jeśli mój przejazd będzie tak wyglądał? Co jeśli... Zadrżałam. Nie mogę myśleć o Carmen. Jednak przed oczami ciągle stawała mi scena ich upadku. Nie. Mi i Szafirowi nic się nie stanie. Wtuliłam twarz w poduszkę. Może uda mi się zasnąć chociaż na chwilkę... Po kilku godzinach wreszcie udaje mi się zasnąć.
~~*~~
Rano wstałam wcześnie. Musiałam przygotować konia do zawodów, ale też sama się ogarnąć. Wyciągnęłam z szafy moje najlepsze ubrania. Złapałam czaprak, ochraniacze i nauszniki. Wszystkie były kupione kilka dni temu. Miały nawet jeszcze nie oderwane metki.
Na siodło już nie starczyło mi kieszonkowego, ale miałam zamiar wziąć zwykłe czarne, które wczoraj wypolerowałam.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się prosto do boksu Szafira.
Koń zarżał cicho na powitanie.
- Cześć mały – przywitałam się – dziś nasz wielki dzień, co?
Trącił mnie przyjaźnie pyskiem.
Szybko uporałam się z oporządzaniem i siodłaniem. Zazwyczaj cieszę się, że idzie sprawnie, ale dziś raczej wolałabym żeby poszło wolniej. Spokojne ruchy szczotką mnie uspokajały.
Gdy siedziałam na końskim grzbiecie czułam się tak jakby minęły sekundy, a nie minuty.
Na rozgrzewkę pojechaliśmy kilka kółek kłusem, i trochę galopu. Na koniec kilka razy skoczyliśmy metrówkę.
Szafir idealnie się ze mną zgrał, jednak nadal zżerał mnie stres.
Obserwowałam innych zawodników. Niektórym szło dobrze, innym trochę słabiej.
Odetchnęłam głęboko i się uśmiechnęłam.
Jednak po chwili mina mi zrzedła gdy z głośników dobiegł głos:
- Numer 7, Helen North na Szafirze
CO?
Nawet nie zauważyłam, że konkurs już się zaczął…
Ruszyłam zrezygnowana.
Gdy dotarłam na linię startu spojrzałam na tablicę z czasem.
10 sekund.
Ustawiłam konia na linii i przygotowałam się do startu.
5 sekund.
Dam radę.
3 sekundy.
W tym momencie opuścił mnie stres. Czułam już tylko skupienie.
1 sekunda.
Start.
Ponagliłam konia do galopu.
Zanim zdążyłam się zastanowić co robię już leciałam nad pierwszą przeszkodą. Lekko zachwiałam się w strzemionach, jednak wszystkie poprzeczki pozostały na miejscu. Wykonując pętelkę pokonałam także przeszkodę numer 2 – okser. Czułam w środku adrenalinę. Ja zostałam stworzona by nauczyć się jeździć konno. Kopertę 110 cm pokonaliśmy bez problemu. Teraz przede mną majaczył mur, jedna z najtrudniejszych przeszkód na parkurze. Zgrabnie stanęłam w półsiadzie i pokonałam przeskodę. Póki co bardzo dobrze sobie radzę. Piąta przeszkoda nie sprawiła mi najmniejszego kłopotu. Już ponad połowa toru za mną. Następnie musiałam skupić się na szeregu. Udało mi się go pokonać. Moja pewność siebie rosła. Dodałam tempa. Widziałam pot na szyi konia, jednak musiał to wytrzymać. Już tylko 3 przeszkody! Może mogłam wygrać te zawody…? Póki co bezbłędnie z ładnym czasem. Triple bars. Dałam koniu znak do skoku. Poszybowaliśmy w górę. Usłyszałam odgłos upadającej poprzeczki. No cóż, życie to nie bajka. Ponagliłam konia jeszcze bardziej.
- Dasz radę – szepnęłam – już tylko dwie.
Jednak przy przedostatniej stacjonacie się zawahałam i Szafir wybił się troszeczkę zbyt lekko. Poprzeczka niebezpiecznie się zakołysała, ale pozostała na miejscu. Podziękowałam za to w duchu. Jeszcze jedna. Tylko jedna. Popędziłam najszybciej jak się dało. Pięknie pokonaliśmy ostatnią przeszkodę, a zaraz po niej linie mety. Zwolniłam do kłusu, następnie do stępa i spojrzałam się przez ramię. Całkiem niezły czas z tylko jednym błędem.
Powoli zsunęłam się z siodła i poklepałam Szafira.
- Pięknie nam poszło – pocałowałam go czule w chrapy – jeden błąd. Mówię Ci, następnym razem nie zrobimy żadnego.
W naszą stronę już zmierzało kilku stajennych, gotowych rozstępować konia. Oddałam im wodzę, po czym poszłam na trybuny, oglądać przejazdy innych zawodników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)