środa, 5 października 2016

Od Lotte - zawody

Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- "Kto do ch**ery budzi mnie tak wcześnie!"-pomyślałam.
Wstałam szybko i otworzyłam drzwi. Po drugiej stronie stała pani Clara Robinson.
-Dzień dobry-powiedziałam ukrywając zmęczenie.
-Witaj, kochaniutka-odpowiedziała portierka ze zwyczajną dla niej słodyczą w głosie.
-O co chodzi?-zapytałam uprzejmie.
-Przyszła dla ciebie paczuszka-powiedziała podając mi pakunek.
Taka mała to ona nie była. Zdrobnienie było tutaj zupełnie zbędne.
-To wszystko?-zapytałam.
-Tak-odpowiedziała z uśmiechem.
-To dziękuje bardzo za przyniesienie.
-Nie ma za co. Do widzenia.
-Do widzenia-powiedziałam i odprowadziłam staruszkę wzrokiem. Zamknęłam pokój i zabrałam się a odpakowywanie. Na samej górze leżał list. Odczytałam go.
"Kochana Lotte!
Słyszeliśmy, że w akademii organizowane są zawody w których chcesz wziąć udział. Przesyłamy Ci z tej okazji twój wymarzony strój do zawodów skokowych. Życzymy powodzenia i żałujemy, że nie możemy oglądać twojego startu.
Kochający rodzice"
Bardzo się ucieszyłam. Zajęłam się teraz odpakowywaniem reszty. Na górze leżał starannie złożony turkusowy frak skokowy. O takim właśnie marzyłam.
Następnie śliczne białe bryczesy z szarym lejem. Znalazłam tam jeszcze białe rękawiczki, toczek, oraz palcat.
Byłam im bardzo wdzięczna. Od razu postanowiłam wypróbować mój nowy sprzęt. Zjadłam śniadanie i ubrałam się. Poszłam do siodlarni. Wzięłam szczotki, siodło, ogłowie i niebieski czaprak Lemon. Szybko wyczyściłam i osiodłałam klacz. Najpierw trochę się rozgrzałyśmy. Trochę stępa, kłusa i galopu. Później nakierowałam Lemon na malutką przeszkodę.


Popędziłam klacz i tuż przed przeszkodą docisnęłam łydkę. Lemon wybiła się i z dużym zapasem wyląowała po drugiej stronie. Następnie nakierowałam ją na trochę wyższą przeszkodę.
Klacz przeskoczyła ją bez problemu.
~~~~Zawody~~~~
Codzienny trening bardzo mi pomógł. Nie obawiałam się już mojego startu. Gdy spiker wywołał moje imię i nazwisko, bez wahania wjechałam na parkur. Po raz ostatni przed startem zlustrowałam uważnie przeszkody. Nagle rozległ się sygnał do startu. Dałam klaczy mocną łydkę, a ona od razu ruszyła galopem. Nakierowałam ją na niziutką stacjonatę. Gdy byłyśmy dostatecznie blisko, ponownie docisnęłam łydkę. Klacz wybiła się i bez problemu pokonała przeszkodę.
Kolejny był trochę wyższy okser. Skierowałam wzrok na przeszkodę i pociągnęłam prawą wodzę. Lemon posłusznie skręciła. Skok nie sprawił klaczy trudności. Bez muśnięcia drąga wylądowałyśmy po drugiej stronie. Dałam Lemon znać, aby zrobiła łuk w lewo. Klacz posłusznie wykonała moje polecenie, by za chwilę bezbłędnie przeskoczyć kopertę, najniższą przeszkodę. Kolejny był mur. W przeciwieństwie do większości koni Lemon kochała ten rodzaj przeszkody, więc przeskoczyła ją z zapałem. Po ostrym skręcie w prawo naszym oczom ukazał się rów z wodą szerokości ok. metra.
-Dasz radę kochana-szepnęłam.
Obawiałam się trochę, bo na treningach klacz wahała się przed skokiem. Jednak teraz Lemon wyjątkowo się postarała i przeskoczyła nie muskając tafli wody. Następny był szereg. Bez zrzucania, ani jednego drąga wylądowałyśmy po drugiej stronie. Kolejny musiałyśmy przeskoczyć triple barr. Klacz nie przepadała za tą przeszkodą jednak tym razem przeskoczyła ją z entuzjazmem. Następnie stacjonata. Lemon pokonała ją w taki sposób jakby to była dla niej bułka z masłem. Na w prost od niej znajdowała się kolejna odrobinę wyższa stacjonata. Maksymalnie rozpędziłam klacz. Po chwili byłyśmy już po drugiej stronie, na mecie. Miałam nadzieję, że coś zajmę bo przejechałam na czysto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)