Położyłam mu rękę na ramieniu.
-Mam być szczera?- spytałam poważnie.
-Tak- odparł.
-To było genialne! Może nareszcie się czegoś nauczy. Piona!- wystawiłam rękę. Przybił ze mną piątkę i się zaśmiał. -Sama miałam już ją znieść z powierzchni ziemi. Ale widocznie, teraz już nie muszę.- uśmiechnęłam się. Chłopak odwzajemnił gest.
-Tylko teraz raczej znając ją pójdzie się poskarżyć. Więc lepiej jedźmy. Póki nie dostaliśmy jeszcze szlabanu.- zaśmiał się Ryan. Wybiegliśmy z pokoju do stajni. Nie mieliśmy za dużo czasu. Szybko siodłaliśmy swoje konie. Zabrałam jeszcze ze sobą sakwę, z kocem, wodą, kiełbaskami, piankami, i zapalniczką. Pewnie zapomniałam je wypakować jeszcze z rajdu.
-Ej ludzie, uciekamy! Elizabeth tu idzie.- krzyknęłam i wsiadłam na Moon tak jak reszta i puściliśmy się dzikim galopem do lasu mijając wściekłą instruktorkę.
-Jeszcze was dorwę!- krzyknęła. Jedynie się zaśmialiśmy i przyśpieszyliśmy. Jechaliśmy dosyć długo galopem. Jednak nasze konie się zmęczyły, więc przeszliśmy do stępa.
-Moja mama się wścieknie.- powiedziała nagle Luna.
-Przeżyjesz.- uśmiechnęłam się. -Przynajmniej tego dopilnujemy.- dodałam.
-Wiecie co? Jeśli będzie nas gonić warto by było zatrzymać się w ukrytym miejscu.- stwierdził Lucas.
-Co racja, to racja. Tylko musimy takie znaleźć.- przyznał Ryan.
-Ej, Lil, a przypadkiem nie ma małej jaskini przy klifach nad morzem?- spytała mnie Luna.
-A racja! Jest tam! Jej wejście jest pokryte zaroślami. To dobra kryjówka. Jedziemy!- uśmiechnęłam się. Długo rozmawialiśmy. Rozmowa się nawet kleiła. Po 15 minutach jazdy mieliśmy nie daleko plażę więc pogalopowaliśmy w jej stronę.
Lucas? Luna? Ryan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)