Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dookoła. Wzrokiem odnalazłam dom właścicieli i ruszyłam w jego kierunku. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał. Po chwili na zewnątrz wyjrzała potargana dziewczyna w moim wieku. Fakt, było jeszcze wcześnie, ale żeby zapomnieć się uczesać?
- Cześć, jestem Luna, a ty? - uśmiechnęła się.
- Sophie - odpowiedziałam obojętnym tonem i podałam jej rękę.
- Chodź, zaprowadzę cię do akademika - powiedziała i ruszyła w stronę dużego budynku. Wzięłam walizki i poszłam za nią. - To twój pokój.
Otworzyła drzwi, a ja weszłam do środka.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to jestem w domu właścicieli! - zawołała i wybiegła na korytarz. Z grubsza rozpakowałam swoje rzeczy i wyszłam za zewnątrz.
- Gdzie mogłabym pójść najpierw? - pomyślałam. Moje spojrzenie od razu powędrowało w stronę stajni. Ruszyłam w tym kierunku, warto by obejrzeć tutejsze wierzchowce. Może nawet wybiorę sobie podopiecznego. W środku było mnóstwo koni, wszystkie wyglądały przyjaźnie. Moją uwagę przyciągnął jednak jeden ogier. Podeszłam bliżej i przeczytałam napis na tabliczce.
- Klejnot - szepnęłam. - Przypominasz mi mojego konia, miał tak samo na imię.
Pogłaskałam go po pysku i ruszyłam dalej. Gdy obejrzałam wszystkie zwierzęta, zdecydowałam, że Klejnot będzie najodpowiedniejszy. Udałam się do domu właścicieli, żeby zapytać, czy mogę wziąć go pod opiekę. Zapukałam do drzwi. Znów otworzyła mi Luna, tym razem zdążyła się już uczesać.
- Hej, chciałam zapytać, czy mogę zaopiekować się Klejnotem? - spytałam.
(Luna?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)