wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke`a

W głowie krążyły mi wszystkie wydarzenia, które miały wczoraj miejsce. Wbrew pozorom mimo to, że byłam cholernie schlana, wszystko dokładnie pamiętałam. Trzeba było przyznać, że chłopak całkiem nieźle całuje, ale co mi to da, jeśli było to pod wpływem alkoholu? W ogóle nie jestem nawet pewna czy Luke wszystko pamięta. W głębi serca miałam nadzieję, że tak. Kilka razy spojrzałam na blondyna, który był w pełni skupiony na drodze i nie zwracał uwagi na moje podśpiewywanie. Pies, który siedział na moich kolanach, cały czas się wiercił i wbijał mi swoje przerośnięte pazury. Obawiam się, że dostaniemy tak ogromną reprymendę jakiej świat nie widział. W końcu nie spędziliśmy nocy na terenie akademii co jest obowiązkiem uczniów. Lecz z drugiej strony jesteśmy już dorośli. Sama nie wiem co mam myśleć o tej sytuacji, która zaistniała, i między nami, i o tym naszym wybryku, który nie był do końca przemyślany. Co mnie podkusiło, że mu to zaproponowałam? Mogłam sama się wymknąć, i dać mu spokój. Boję się konsekwencji, które poniesie chłopak i ja. Z zamyślenia wyrwał mnie przyciszony głos chłopaka.
- Już dojechaliśmy, idziemy na śniadanie - powiedział, i sam wyszedł z przestronnego auta. Pupil, którego trzymałam na dłoniach od razu powędrował na chodnik, a ja sama odetchnęłam świeżym powietrzem. Nie powiem, po wczorajszym chlaniu, odezwał mi się kac, silna potrzeba wypicia chociażby szklanki zimnej wody, a głowa zaczęła boleć mnie niemiłosiernie. Rozpostarłam ramiona, i głośno westchnęłam, odczuwając ból kręgosłupa.
- Luke, wiesz może czemu boli mnie kręgosłup? - Zapytałam, rozmasowując lędźwie.
- Stoczyliśmy się z górki, w czasie naszego... - zaczął, ale nie skończył. Czyli pamiętał, w moich zmęczonych oczach pojawiły się iskierki. Nie zakochałam się... to było jakieś przypadkowe uczucie, które zakwitło podczas tego cho***nego pocałunku, który wydarzył się pod wpływem alkoholu. Nie było to spowodowane uczuciem, którym siebie darzyliśmy, tylko tym pie***onym winem. Nagle poczułam delikatne pociągnięcie przez kogoś, kogo nie mogłam zlokalizować. Okazało się, że był to tylko ten malutki szczeniak, który w poprzednich godzinach zawrócił mi w głowie, tak samo jak ten wysoki, niebieskooki blondyn. Wzięłam tego przemoczonego psiaka na ręce, i razem z Luke'em udaliśmy się na stołówkę. Pomieszczenie było zapełnione, oprócz jedynego stoliku, który stał na samym końcu.
- Co zjesz? - Zapytał, i znowu załatwił mi przyjacielskiego łokcia między żebra.
- Wezmę sobie sałatkę, i pójdę zająć nam miejsce, a Ty dołączysz - odpowiedziałam, i szybko wzięłam talerz, który był zdobiony różnymi malowidłami w kształtach kwiatów, różnych gatunków i maści. Nałożyłam sałatkę, która mieniła się w wiosennych barwach, i skierowałam się do stolika umieszczonego w samym rogu pokoju. Zaśmiałam się pod nosem, gdy spojrzałam na drepczącą obok mnie kulkę błota, która nadal była morka po wczorajszym deszczu. Sama nadal byłam przemoczona, ponieważ wcześniej nie pomyślałam o przebraniu się. Usiadłam na wygodnym krzesełku, i bezwładnie zaczęłam grzebać w posiłku. Nie byłam głodna, przeżywałam ciągle te same wydarzenia, i wymyślałam co raz to gorsze kary dla nas. Do mnie dosiadł się Lukuś, który w dłoniach trzymał talerz z idealnie wypieczonymi grzankami.
- Smacznego - powiedziałam, i wzięłam pierwszy kęs, który spowodował u mnie odruch wymiotny. Szybko pobiegłam do toalety, która znajdowała się na samym końcu, długiego i tak samo szerokiego korytarza. Wbiegłam do kabiny jak poparzona, i co tu dużo mówić? Pozbawiłam się wszystkiego co we mnie się znajdowało, czyli wszelkich resztek pożywienia z wczorajszego obiadu. Siedziałam z głową znajdującą się nad muszlą, i ciągle plułam śliną, której smak przyprawiał mnie o jeszcze większe mdłości, które i tak już były nie do zniesienia. Po kilku minutach wyrównałam oddech, i wyszłam z ostatniej kabiny. Na zewnątrz czekał już blondyn, który na twarzy miał dziwny grymas, wyglądał tak jakby sam przed chwilą wymiotował. Umyłam dłonie pod mocnym strumieniem parzącej wody, i dużą ilością mydła. Spojrzałam w lustro, które zawieszone było nad umywalką, i zauważyłam malutkie rozcięcie znajdujące się tuż pod lewym okiem. Z drobnej rany, nadal sączyła się krew, która momentami przyprawiała mnie o dreszcze. W lustrze dostrzegłam również chłopaka, który przeprowadzał próby znalezienia telefonu w kieszeniach, czyli zapomniał o tym, że po wczorajszym toczeniu się z górki, telefon po prostu wypadł mu z kieszeni spodni?
- Geniuszu, przecież go wczoraj zgubiłeś - zaśmiałam się, i ruszyłam ku wyjściu z toalety.
- My teraz idziemy do gabinetu pielęgniarskiego, ponieważ ta Twoja ranka nie wygląda za dobrze - powiedział, i obrócił mnie w stronę pokoju pielęgniarki. Z przewróceniem oczu, zapukałam w drzwi, i usłyszałam przesłodzone 'proszę'. Weszłam do gabinetu w towarzystwie Luke'a, ale ku naszemu zaskoczeniu obok biurka siedziała pani Rose, z niezbyt miłym wyrazem twarzy.
- Otóż... hmm... jak zacząć? - Zaczął chłopak, z niemałym zakłopotaniem na twarzy.
- To wszystko, to moja wina. Namówiłam Luke'a żebyśmy nie sprzątali, tylko wyjechali do miasta. Po drodze do głowy przyszedł nam głupi pomysł żeby wstąpić do sklepu po alkohol. No i później pijani zgubiliśmy się w lesie... no i tak wyszło - powiedziałam tonem, który nie wykazywał żadnych uczuć.
- Czy tak było, panie O'Brien? - Kobieta uniosła brew, i zaczęła stukać paznokciami o biurko.
- Tak proszę pani...
- Jeżeli rzeczywiście takie coś miało miejsce, na pewno nie ominie Was kara, która od razu mówię nie będzie łagodna - rozpoczęłam łagodnie. - Macie kompletny zakaz jakiegokolwiek wyjazdu poza teren akademii przez tydzień, no i rzecz jasna przez ten cały tydzień SAMI oporządzacie konie stajenne, stajennym przyda się chwila wytchnienia - zakończyła, i wyszła z gabinetu.
- W czym mogę służyć? - Zapytała pielęgniarka, która nie kryła zdziwienia.
- Mam ranę na lewym policzku... chciałabym ją oczyścić - wydukałam, i przysunęłam się do młodej kobiety, która miała już przygotowaną gazę i jakiś specyfik. Z plastrem pod okiem wyszłam z pokoju, a Luke wyszedł za mną, trzaskając drzwiami.
- Przepraszam - szepnęłam, i wybiegłam na zewnątrz z potrzebą zapalenia.
Luke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)