niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Chłód srebra, który zawisł na mojej szyi był cudownie przyjemny. Luke pogłaskał mnie po policzku, niepewnie popatrzył w moje oczy, badał. Uśmiechnęłam się, wiedziałam co chce zrobić. Odwzajemnił uśmiech i zbliżył niepewnie twarz do mojej. Zamknęłam oczy. Jedną rękę wplótł w moje włosy, drugą objął mnie w talii. Poczułam gorący oddech na policzku i chwilę potem jego usta znalazły się na moich. Całował mnie delikatnie ale jednocześnie dość zachłannie i subtelnie, potem ostatni raz lekko dotknął moich ust.
- Dziękuję - szepnęłam do jego ucha, a potem to ja podarowałam mu delikatny pocałunek. Nagle przypomniała mi się sprawa, którą powinnam powiedzieć chłopakowi już tydzień temu, ale moj mózg jak zwykle zapomniał, bądź po prostu nie chciał przekazać tej wiadomości blondynowi, który teraz mnie delikatnie obejmował, uważając na gips.
- Luke, jest sprawa - zaczęłam niepewnie, a chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, które oczekiwało na to aż będę gotowa dokończyć. - Pojutrze lecimy do Londynu... Do mojej rodziny, muszę kogoś zabrać bo zejdę na zawał w samolocie - powiedziałam i z kieszeni wyjęłam dwa bilety lotnicze.
- Uhm... Cieszę się - powiedział, ale w jego głosie można było wykryć ogromne zaskoczenie, które w sumie mnie ucieszyło, ponieważ chciałam zrobić niespodziankę chłopakowi.
- To teraz idź się pakować, bo ja już jestem spakowana od tygodnia - zaśmiałam się, i popchnęłam chłopaka w stronę jego pokoju, jednakże on złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię.
- Idziesz ze mną, tak łatwo nie wymigasz się z mojego pakowania. - Bąknął i pobiegł do pokoju, który wcale nie znajdował się aż tak blisko mojego. Udając wściekłą zaczęłam delikatnie uderzać go pięściami w plecy, by wyglądało to jak jakaś próba porwania. Nie powiem z wizji obserwatorów wyglądało to najpewniej komicznie. Weszliśmy do pokoju, gdzie powitały nas śmiechy i chichoty ze strony współlokatorów chłopaka. Posłałam im tylko mordercze spojrzenie, a oni natychmiastowo zamilkli zajmując się poprzednimi zajęciami, czyli grzebaniem w komórkach. Usiadłam na łóżku Luke'a, i czekałam aż chłopak przyniesie swą walizkę i rzeczy, które ma zamiar zabrać ze sobą do Londynu. Spoglądając na dużą górkę szortów wzięło mnie na dreszcze.
- Ty lepiej się bierz za jeansy, w Londynie w tej porze roku praktycznie non stop pada - stwierdziłam i rzuciłam krótkimi spodniami w idącego chłopaka, który nieświadomy niczego rozwalił cały, dokładnie ułożony stożek. Jednakże Luke nie miał chęci na sprzątanie, więc szybko wepchnął je pod łóżko, którego spód i tak był zapchany po same brzegi. Pakowanie poszło znacznie łatwiej niż u mnie, bowiem chłopak wziął sporo mniej rzeczy.
- Uhm... Luke... Weź eleganckiego, rodzice powitają nas ogromną kolacją - powiedziałam, a chłopak z przewróceniem oczu poszedł po elegancką marynarkę, przy której znajdowała się biała koszula zapinana na guziki.
- Może być - powiedziałam i chwyciłam za wieszak z ubraniami, które bardzo szybko znalazły się w pojemnej walizce.
- Teraz idę spać, dziękuję dobranoc - powiedziałam posyłając całusa chłopakowi, i skierowałam się ku wyjściu.

~*~

Gdy byliśmy już po wszystkich odprawach, weszliśmy do rękawa samoloty, który był po prostu przepiękny. Po przyjrzeniu się stwierdziłam, że jest to Boeing 737, który majestatycznie wyglądał we Florydzkim słońcu. Po wejściu do maszyny od razu usiadłam przy oknie, wpychając się przed blondyna, który rozmawiał przez telefon ze swoją siostrą.
- Oj... Przecież nie wiozę Cię na ścięcie - zaśmiałam się, i wyrwałam z jego dłoni telefon, który miał jeszcze trwałe połączenie z siostrą, więc szybko się rozłączyłam, i schowałam telefon do swojej kieszeni.
- Wiesz, że będziemy lecieć przez dziesięć godzin, prawda? - Uniosłam brew, spoglądając na chłopaka.
- Teraz już wiem - powiedział z rosnącym przerażeniem.
- Będzie fajnie - stwierdziłam i szybko oddałam komórkę, której domagał się Luke. Ułożyłam się delikatnie na ramieniu blondyna, i razem przeglądaliśmy Instagrama. Po samolocie przeszedł komunikat, że już za kilka chwil wzbijemy się w powietrze i rozpoczniemy wielogodzinny lot. Chwilę po wzbiciu się w powietrzę podeszła do nas stewardessa pchając wózek, który zawierał wiele przekąsek i napoi.
- Coś podać? - Zapytała ze sztucznym uśmiechem.
- Dwie kawy, i żelki. Luke które? - Zapytałam patrząc na rząd paczek wypełnionych słodyczami.
- Kwaśne, Haribo - stwierdził i z portfela wyciągnął banknot. Kobieta podała nam zamówione rzeczy, a ja już po chwili zaczęłam sączyć gorący, aromatyczny napój, który był przepyszny. Opisując dalszy lot powiem tylko tyle, że obsługa samolotu miała z nami bardzo wesoło.

~*~

W końcu wyszliśmy z samolotu, wzięliśmy bagaż i ruszyliśmy na spotkanie z jednym z członków mojej rodziny, który czekał na nas w dużym, czarnym BMW. Okazało się, że był to mój brat.
- Poznajcie się, Luke to Matthew, Matthew to Luke - powiedziałam, ale mój brat, który również obdarzony był czarnymi włosami, posłał mu spojrzenie, które nie należało do najmilszych. Chcąc przerwać tą wojnę na wzrok, wcisnęłam się między nich i zaczęłam:
- Jedziemy? Chcę już spotkać się z mamą i tatą, no i rzecz jasna z końmi - zaśmiałam się i weszłam do samochodu. Droga upłynęła nam bardzo szybko, a atmosfera była przepełniona czymś co nie wydawało się zbyt cudowne. Gdy dojechaliśmy wzięłam swoją walizkę, i szybko pobiegłam do drzwi domu, który robił niemałe wrażenie, ponieważ od ostatniej mojej wizyty, powiększył się i znacznie wyładniał. Wbiegłam do salonu, gdzie na kanapie siedzieli moi kochani rodzice, którzy na mój widok zerwali się z miejsca, i od razu zaczęli mnie przytulać. Do środka wszedł nieśmiało blondyn, który stanął przy kominku i nie wiedział co ze sobą począć. Mój tata bez zawahania podszedł do niebieskookiego i wyciągnął dłoń.
- Andrew Carter, miło mi poznać - powiedział i mocno ścisnął dłoń chłopaka.
- Luke O'Brien, również mi miło - stwierdził. Przytuliłam się jeszcze mocno z moją mamą, i poszłam z nią do kuchni, gdzie w piekarniku leżała złota, dobrze wypieczona pieczeń. Lukuś został w towarzystwie chłopaków, gdzie rozmawiali o tematach przeróżnych, zaczynając od polityki, a kończąc na pojazdach.
- Pomóc Ci w czymś? - Zapytałam mamy, która zaczęła przygotowywać sałatkę.
- Możesz pokroić paprykę, i podpowiadać starej matce jak układa Ci się w nowej sytuacji - wydała polecenie. Wzięłam nóż i ostrożnie zaczęłam siekać czerwone warzywo.
- Wszystko układa się bardzo dobrze, oprócz tego nieszczęsnego nadgarstka, o czym już wiesz. I w razie co, Luke nie jest moim chłopakiem, więc nie pytaj się go o nasz związek - rzuciłam, i podałam kobiecie deskę z posiekaną papryką. W ekspresowym tempie wymieszałam warzywa i postawiłam szklaną misę na szerokim stole, który stworzony był z ciemnego drewna. Był pięknie nakryty, a wazon ze świeżym bzem, rozsyłał piękną woń na całe pomieszczenie. Mama wyjęła pieczeń w żaroodpornym naczyniu, i postawiła ją na środku stołu.
- Kolacja! - Krzyknęła, a mężczyźni nadal zajęci rozmową wkroczyli do kuchni. Kolacja minęła bardzo wesoło, a atmosfera była po prostu bajeczna. Jedyne wątpliwości wzbudzał we mnie brat, który pod koniec posiłku, gdy Luke rozmawiał z moimi rodzicami, wezwał mnie na rozmowę.
- Jak Cię skrzywdzi, to przysięgam Ci, że zamorduje go gołymi rękoma - bąknął spoglądając na uśmiechniętego blondyna.
- Przestań, od zawsze byłeś idiotą - stwierdziłam i już za chwilę znaleźliśmy się przy stole.
- Idziemy do mojego pokoju, jesteśmy wykończeni lotem - powiedziałam, a chłopak podziękował za kolację i poszedł za mną na górę. Weszłam do mojego byłego pokoju, którego głównym kolorem była szarość, a wszystko wyglądało bardzo nowocześnie.
- Jak pierwsze wrażenie? - Zapytałam, padając na łóżko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)