sobota, 22 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Phoebe

Swąd dymu był nie do zniesienia. Dookoła nas, z każdym przebytym przez konie krokiem, powiększała się ilość dymu, rozpowszechniającego się z każdą mijającą minutą. Mimo gorąca, wywołanego a to przez grzejące słońce, a to przez nieugaszony jeszcze pożar, popędzaliśmy konie do przodu, choć te nie wiedziały, dlaczego z tak dużym zdenerwowaniem przykładamy łydki do ich boków. Ciekawość zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem, który jak się zdawało, zostawiliśmy jeszcze w Akademii, za pewnie za drzwiami naszego wspólnego pokoju. Mimo duszących oparów, natarczywie atakujących nasze zeschnięte gardła, przemierzaliśmy las, do którego jeszcze nie dotarł ani jeden, ognisty płomyk. Bez większego zmartwienia więc, mijaliśmy kolejne drzewa, zupełnie nie różniące się od ich poprzedników. Las wydawał się być przepełniony spokojem, wolny od tragedii, która czaiła się za rogiem - dzięki drzewom, wciąż oddychać mogliśmy rześkim, nieskazitelnie czystym powietrzem, choć duszące opary starały się przedrzeć także w te rejony. O tym, że sytuacja się pogorszyła, informowały nas ptaki, albo raczej ich brak - wcześniej na każdym kroku dostrzec mogliśmy ptaka, mniejszego lub większego, za każdym razem wygłaszającego swoje radosne trele. Teraz, zagajnik ucichł, a dookoła nas nie przebiegało żadne zwierzę, może oprócz psa, który ni stąd, ni z owąd, wyskoczył pod kopyta kłusujących koni. Na całe szczęście, ani Hollywood, ani Lemon, nie zareagowała na ten nagły ruch zgubną paniką.
- Jedziemy dalej? - obejrzałem się w stronę Phoebe, nakłaniającej siwka do tego, by dotrzymywał tempa pędzącej skarogniadoszce. Dziewczyna jednak, nie odpowiedziała mi, a jedynie skinęła w milczeniu głową, rozglądając się kątem oka po polach, na które właśnie udało nam się wjechać, pozostawiając za sobą gęsty, pokryty mrokiem las. Tam, przed nami, wszystko wyglądało dużo gorzej, niż mogło nam się to wcześniej wydawać. Pożar szybko się rozprzestrzenił, nie obejmując już tylko jednego budynku, ale za to praktycznie każdą z uprawnionych, żyznych gleb. Płomienie, popędzane tylko przez spalone plony, powoli docierały do nas, co nie obeszło obojętnie obok dosiadanych przez nas koni. Kopytne, w popłochu rozglądając się dookoła, po doszczętnie płonących uprawach, szybko zerwały się do biegu, który zaliczyć mogłem do jednego z najszybszych w całym moim życiu. Na nasze nieszczęście, konie rozdzieliły się, nie zważając na jakikolwiek instynkt stadny. Nim jednak zdążyłem zareagować, by dostrzec panującą sytuację, zauważyłem tylko, jak powoli zsuwałem się z grzbietu. Wiedząc, że mój upadek nie prowadziłby do niczego dobrego, usilnie starałem się pozostać na kłębie klaczy, trzymając się jej przerośniętej w tamtym miejscu grzywy, będącej moim jedynym ratunkiem. Jakby na to całe szczęście w nieszczęściu, Lemon z coraz większym nabieranym dystansem coraz bardziej zwalniała, stopniowo przechodząc do wolniejszych chodów. Oszołomiony całym tym zdarzeniem, samowolnie zjechałem z jej mokrego od potu grzbietu. Głaszcząc ją za to, że szybko się uspokoiła, obejrzałem ją dookoła, by nie dostrzec nic niepokojącego, oprócz delikatnej ranki na jednej z przednich nóg.
Większym problemem, było to, że zgubiłem Phoebe, sam nie wiedząc, gdzie dokładnie się znajduję.
- I co teraz? - westchnąłem, gładząc młodą klacz po jej smukłym pysku. Ta, w bezgłośnej odpowiedzi, zastrzygła jedynie uszami, spoglądając w przeciwnym nam kierunku. Jedyne, co rozpoznałem w otaczającym nas krajobrazie, to trawa, która wszędzie wyglądała tak samo, jak i drzewa, które niczym nie różniły się od tych, które spotkać mogliśmy w lesie położonym najbliżej Akademii. W głowie zabłysła mi myśl, która jako jedyna dawała mi nadzieję - może istniało prawdopodobieństwo, że jesteśmy na obrzeżu zagajnika, z którego szybko można było dotrzeć z powrotem do znajomych nam terenów? Z taką myślą, chwyciłem za wodze Lemon, prowadząc ją w ręku w stronę zbiorowiska wysokich drzew. Traktowałem to nie tylko jako możliwość sprawdzenia, czy klacz nie kuleje, ale także cień szansy na to, że uda mi się odnaleźć Phoebe.

Phoebe? :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)