środa, 19 kwietnia 2017

Od Oriane C.D Cavana

Widząc, że Cavan chodzi trochę zniecierpliwiony uśmiechnęłam się pod nosem. W nocy miałam niespokojny sen, dlatego byłam nieco zmęczona.
- Weterynarz do mnie zadzwonił niedawno.- Zaczęłam rozmowę, a ten spojrzał na mnie zaciekawiony.
- I jak?
- Dziś wraca do Akademii. - Odpowiedziałam uradowana, nie dało się ukryć, że jestem naprawdę szczęśliwa. Wreszcie mój koniś wróci do domu... może nie był tam zbyt długo, ale stęskniłam się za swoim koniem. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam swój strój jeździecki, chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Co ty robisz?
- Idę się ubrać.- Odparłam, pchając drzwi do łazienki. Po chwili wyszłam gotowa do jazdy. - Wiesz... nie będę wiecznie siedzieć w pokoju. Idę do stajni, jak chcesz możesz iść ze mną , będę w boksie Rosabell.- Powiedziałam i wyszłam z pokoju, kierując się do stajni. Podeszłam do boksu kasztanki, która patrzyła nieufnie w moim kierunku. Odsunęłam zasuwę powolnym ruchem i podeszłam powoli do klaczy, która odsunęła się ode mnie nieufnie spoglądając swoimi mądrymi oczami w moim kierunku i nie spuszczając ze mnie w ogóle wzroku. Widać była nieco nerwowa i za wszelką cenę chciała uniknąć kontaktu ze mną, chyba była dziś nie w sosie, postanowiłam jednak ostrożnie podejść i ją pogłaskać. Kiedy moja ręka dotknęła brązowej sierści klaczy i lekko ją pogładziła uśmiechnęłam się do siebie. Rosa lekko dotknęła pyszczkiem mojego boku, na co ja zachichotałam cicho i pogładziłam ją po pyszczku, postanawiając wreszcie ją oporządzić, wyszłam z boksu i weszłam do siodlarni by wyciągnąć potrzebne mi narzędzia. Następnie wróciłam do klaczy dając jej do powąchania szczotkę by się nie wystraszyła, bez ceregieli zaczęłam ją czyścić, bardzo dokładnie. Wreszcie przyszedł czas na kopyta. Podniosłam jedno i nagle... Urwał mi się film...
Obudziłam się dopiero po dobrych kilku godzinach kiedy znalazł mnie Cavan.
- Jak dobrze, że się wybudziłaś.- Wyszeptał spoglądając na moje poranione ręce... jedna z nich była pęknięta... lub złamana. Nie mogłam nią ruszać, pojechaliśmy do szpitala, a tam stwierdzono złamanie, no bo oczywiście Orka musiała mieć nie stłuczenie, ani pęknięcie tylko złamanie! Zwolniono mnie z treningów na miesiąc do kontroli ręki. Założyli mi gips i wróciliśmy do samochodu, milczałam przez chwilę spoglądając na widoki za oknem, jak mogłam być tak nieuważna przy koniu? Ech!
Wróciliśmy do stajni w milczeniu.
- Jutro pojadę w teren... jedziesz ze mną? - Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony moją propozycją, ale pokiwał tylko przecząco głową mówiąc coś, o tym, że to niebezpieczne.
Następnego dnia i tak siodłałam konia, więc... no i tak zrobiłam jak zwykle po swojemu.



Dostajesz 10 pkt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)