sobota, 22 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Adeline

- Mógłbym zapytać Cię o to samo - klepiąc klacz po masywnej szyi, czekałem na Adeline, która poprawiała w swych dłoniach skórzane wodze. Dopiero gdy dziewczyna bezgłośnie wyraziła gotowość, przyłożyłem delikatnie łydki do boków Lemon, która zareagowała natychmiastowo, ruszając tak długo przez nią wyczekiwanym stępem.
- Ale wiesz, gdzie jedziesz, prawda? - dziewczyna, dosiadająca nieco niższej klaczy, ruszyła tuż za mną, podciągając jeszcze lekko popręg, z czym miała delikatne problemy, stojąc jeszcze na ziemi.
- Istnieje takie prawdopodobieństwo - odwracając głowę w jej stronę, wykrzywiłem swe usta w szerokim uśmiechu, co szatynka skwitowała wywróceniem swych czekoladowych oczu. Korzystając z jej chwilowej nieuwagi, skręciłem w jedną z dwóch ścieżek, prowadzących w zupełnie innych kierunkach. Gdyby nie to, że Paris podążająca za swoją koleżanką zepsuła mój nikczemny plan, Adeline za pewne po chwili stania w miejscu nie wiedziałaby, w którą stronę skręcić. Nie, żeby moim celem było zgubienie dziewczyny, czy coś w tym stylu - chciałem jedynie, żeby najadła się strachu tak, jak ja zrobiłem to dwukrotnie dnia wcześniejszego. Raz, gdy aktorzy w wesołym miasteczku idealnie wpasowali się w swoje upiorne role, a następnie nad jeziorem, gdzie szatynka udawała swoje zasłabnięcie pod taflą wody. Przeraziłem się nie na żarty, jednak niepokój szybko mnie opuścił, ustępując miejsca złości, która targała mną z początku, gdy okazało się, że dziewczyna robiła sobie ze mnie żarty, podczas gdy ja byłem przekonany, że konieczne będzie udzielenie jej natychmiastowej pomocy. Te wszystkie uczucia jednak szybko ultoniły się, a na ich miejsce weszło... Coś, czego dosłownie nie potrafiłem opisać, gdy muskałem delikatne wargi ciemnookiej. Chyba jeszcze nigdy nie czułem tylu pozytywnych emocji na raz.
- Masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie, gdzie właśnie jesteśmy?
- Nie, tak po prostu kieruję nas na zgubę, a Ciebie na pożarcie okolicznym wilkom - prychnąłem, odgarniając wystającą gałąź, która usilnie blokowała nam wjazd do lasu. Nie przemyślałem tego, że odciągając ją lekko na bok, sprawię, że jadąca za mną towarzyszka nieomal nią oberwie. Na jej szczęście, w porę schyliła się, unikając trwałego uszczerbku na swym zdrowiu.
- Gdyby nie to, że siedzisz aktualnie na koniu, obiecuję, że zakopałabym Cię w najbliższym rowie - stanowczo zbyt bardzo naburmuszona moimi słowami, pogoniła Paris do przodu, przez co klacz wyciągnęła nieco kroku, choć nie szła jeszcze kłusem. Lemon, na której grzbiecie siedziałem, nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy, równie mocno zresztą, co i ja. Dogoniliśmy je w porę, jednak niezbyt wiele to dało, bowiem Adeline nie odzywała się do mnie do samego momentu, w którym dotarliśmy na miejsce. Wsłuchiwać mogłem się jedynie w stukot końskich kopyt, jak i oddech klaczy, która oddychała szybko, głęboko, po jeszcze nie tak dawno odbytym galopie.
- Długo będziesz się na mnie boczyć? - spytałem, gdy leżeliśmy po środku obszernej łąki, na której drugim końcu znajdował się tor crossowy, o którym nie zamierzałem mówić szatynce do momentu, w którym odpuściłaby mi moje grzechy.
- Tak - mruknęła, odwracając się na drugą stronę, by móc oglądać konie, które uwiązane były do sporej żerdzi. W głowie już obmyślałem plan doskonały, by sprawić, aby dziewczyna odłożyła swe foszki na bok.
Adeline? Najgorsze opko świata [*]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)