czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Edwarda C.D Alexandry

Z perfekcyjną dokładnością założyłem bandaż Alex, tak długo aż jej dłoń powiększyła się o kilka warstw. Dziewczyna nic nie mówiła ale jej mina wyrażała głębokie zrezygnowanie moją nadopiekuńczością.
- Przecież ta dłoń mi się stopi! - zaprotestowała głośno. - Jesteśmy na Florydzie!
- Przynajmniej ci się nie wda zakażenie. - uśmiechnąłem się, definitywnie zadowolony ze swojego dzieła. - A teraz chodźmy zobaczyć jak się zadomowiła, twoja klacz.
Musiałem szybko zmienić temat by Alexandra odwróciła myśli od swojej, dwa razy cięższej dłoni, choć nie było to łatwe. Ruszyliśmy do stajni prywatnej, z której wyłoniło się kilka zaciekawionych pysków. Dojrzałem czyiś skarogniady łeb z charakterystyczną odmianą i od razu podszedłem do niego.
- Cześć mała. - wyciągnąłem rękę by Jutrzenka mogła swobodnie chwycić kawałek marchwi.
- Uważaj tylko żebym ja tobie zaraz nie musiała bandażować ręki. - rzuciła zgryźliwie dziewczyna.
Przewróciłem oczami i poszedłem do wcześniej pustego boksu. Stała tam śliczna klacz, która z budowy łudząco przypominała holendera, i to w dodatku przynajmniej o połowę młodszego niż wskazywały na to papiery. Ale czego się można spodziewać po takich handlarzach jak tamten właściciel Sariny.
- Zaraz powinien przyjechać weterynarz. - oznajmiła dziewczyna, oparłszy się o boks. Pokiwałem głową i pogłaskałem klacz po aksamitnych chrapach.
Nagle ktoś zakłócił ciszę panującą w stajni, więc odwróciliśmy się gwałtownie w stronę drzwi. Do budynku weszła właśnie Sarah Willson, nasza weterynarz. Uśmiechnęła się do nas łagodnie i zerknęła do boksu przy którym staliśmy.
- A więc to jest ten nowy koń?
<Alex? Przepraszam, że takie krótkie ale wena mi wyparowała ;____;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)