środa, 26 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Zmęczony całą tą podróżą, choć niewątpliwie spędzona była w świetnej atmosferze, będącej sprawką towarzyszącej mi Adeline, leniwie zabrałem się do tego, by wrzucić nasze bagaże do przestronnej szafy, wyjmując ze swojej walizki tylko rzeczy, które były dla mnie niezbędne w tamtym momencie. Szybko dołączyła do mnie szatynka, siadając tuż obok mnie na chłodnych, jasnych panelach, by zająć się także swoim bagażem, czekającym na całkowite rozpakowanie. Żadne z nas nie miało jednak na nie ani siły, ani ochoty, co obydwoje stwierdziliśmy, choć z naszych ust nie padło ani jedno słowo. Wystarczyła nam wymowna cisza, podczas której odnosiliśmy swoje kosmetyki, choć tych należących do dziewczyny było dużo więcej, doskonale wiedząc, że wieczorem nie znajdziemy na to ani jednego momentu. Chwilę jeszcze zachwycając się balkonem, z którego mieliśmy cudowny widok na otaczający nas krajobraz, szybko legnęliśmy na dużym, niesamowicie wygodnym łóżku, tuląc się w swoich objęciach. Szatynka, której zapach działał na mnie kojąco, raz po raz ciągnęła za blond kosmyki mych włosów, na co zareagowałem pełnymi niezadowolenia mruknięciami, nie marząc o niczym innym, jak długim, spokojnym śnie. W pewnym momencie nawet, przestałem zwracać uwagę na słowa, które kierowała w moją stronę ukochana, najzwyczajniej w świecie przymykając oczy, by usnąć przyćmiony lekkim, świeżym powietrzem, wpadającym do pomieszczenia przez delikatnie uchylone okna. Choć było duszno, do czego byłem już przyzwyczajony, spędzając wcześniej kilka miesięcy w Miami, mogłem przysiądz, że nigdy nie oddychało mi się tak lekko, jak w tamtej chwili. Do szczęścia nie potrzebowałem zbyt dużo - wystarczyła chwila ciszy, komfortu i spokoju, jak i Adeline, zdecydowanie będąca najważniejszym punktem na całej tej liście. Chociaż dziewczyna także wydawała się zmęczona, to próbowała wmówić mi, że czuje się świetnie, ukazując to swoim nie gasnącym entuzjazmem. Nie miałem jej tego za złe, bo słuchanie jej głosu było najlepszą muzyką dla moich uszu, nawet wtedy, gdy podnosiła go na mnie, wyraźnie czymś zniecierpliwiona.
- Wstawaj no, Luke... - jęknęła, gdy od kilku minut próbowała ściągnąć mnie z łóżka, co zawsze kończyło się moim dokładniejszym zakopaniem się w pościeli. - Nie mamy całego dnia do stracenia... - westchnęła, siadając tuż obok mnie, by bez większego skutku zacząć szturchać mnie w odkryte ramię.
- Miej serce - mruknąłem, trzymając swą głowę w poduszce, co skutkowało tym, że mój głos był wyraźnie przytłumiony i ściszony panującym po za pokojem szumem.
- Mam go stanowczo za dużo dla Ciebie - warknęła, by jak gdyby nigdy nic przytulić się do moich pleców, co skutkowało w pierwszym momencie tylko i wyłącznie tym, że z przypływu przyjemności zapragnąć jeszcze mocniej snu, który był tak długo przeze mnie wyczekiwany.
- Dobrze, już dobrze... - fuknąłem, by zrzucić ją ze swoich pleców, czując, że znajduję się na z góry straconej pozycji. Dziewczyna, zdziwiona moją nagłą zmianą zdania, nie protestowała nawet wtedy, gdy przyparłem ją delikatnie do znajdującego się pod nią materaca. Muskając jej lekko rozchylone usta, zaśmiałem się, by chwilę później powlec się do łazienki. - Jak tu wrócę, masz być w pełni gotowa do wyjścia - mruknąłem jeszcze, by zniknąć za białymi drzwiami, chcąc się w jakimkolwiek stopniu przygotować do tego, aby powrócić do używalnego stanu. Szybki prysznic jednak odpadał, bowiem nie wydawało mi się, by ten pomysł był dobry, biorąc pod uwagę to, że zamierzałem wyciągnąć szatynkę na okoliczną plażę. Prysznic poszedłby na marne, gdy zakopany w piasku, ponownie wymagałbym gruntownej kąpieli.
~*~
- Czy Ty przestaniesz marudzić? - ofukała mnie szatynka, gdy niosąc ją na swych plecach, musiałem zatrzymywać się co jakiś czas. Nie było to jednak spowodowane jej ciężarem, bo należał on do jednych z najlżejszych niesionych w moim życiu, a przez piasek, nieprzyjemnie kłujący moje wrażliwe oczy. Szybko jednak do tego przywykłem, zajmując się szukaniem miejsca, w którym mógłbym zakopać średniej wielkości zwłoki, obecnie wiszące na mojej szyi.
- Zależy to od tego, jak szybko przestaniesz się wiercić - odburknąłem, na co dziewczyna chwilowo powstrzymała wszelkie ruchy, pomagając mi w odnalezieniu odpowiedniego miejsca. - Tak jest dużo lepiej, dziękuję.
- Wybredny jesteś - mruknęła, a ja, choć tego nie widziałem, byłem pewien, że chwilę później wywróciła swymi oczami. W pewnym momencie, gdy zdawało się, że dalsze krążenie po plaży nie miało sensu, zrzuciłem ją ze swych pleców, przez co wpadła w potężną zaspę. - A w dodatku mało delikatny.
- I vice versa, kochanie - ułożyłem się na bardziej wyklepanym odcinku, by nie przejmować się niczym innym, jak wiatrem, zdecydowanie dużo mocniej wiejącym nad wodą. Gdy sądziłem już, że nic nie zakłóci mojej chwili wyciszenia, na okularach poczułem pierwsze garście rzuconego piasku. Nawet nie musiałem otwierać oczu, by doskonale wiedzieć, że sprawczynią całego zajścia jest szatynka, którą miałem ochotę tylko i wyłącznie wrzucić na otwarte morze, co właściwie i tak zrobiłem, jednak na dużo mniejszej głębokości, zważywszy na to, że mimo wszystko ją kochałem.
Adisia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)