środa, 26 kwietnia 2017

Od Oriane do Noah'a

Dzień w Akademii zaczął się jak zwykle, z tym, że dziś akurat pogoda była paskudna i do stajni niestety przyszłam przemoczona do suchej nitki. Miałam dziś poćwiczyć na hali jakieś figury ujeżdżeniowe czy coś w ten deseń, aż tu nagle...
Zadzwonił telefon, wyciągnęłam go z kieszeni,spojrzałam na ekran i aż mnie oblał zimny pot. Mama... No świetnie! Już gorzej być nie może!
-Tak słucham?- Pomimo niechęci do mojej rodzicielki odebrałam połączenie. Kiedy jednak zaproponowała mi spotkanie z nią i ojcem odjęło mi mowę. A jednak może być gorzej...
Nie mogłam jednak odmówić, a po za tym mogłabym jeszcze na tym zyskać. Mogłabym kupić jakiś sensowny kantar dla Silver, tamten zginął śmiercią tragiczną kiedy to zahaczyła gdzieś nim na padoku i się zerwał jakimś cudem.
Spojrzałam na zegarek, schowałam telefon do kieszeni i poszłam do paszarni, wróciłam za chwilę z wiadrem pełnego papu dla konia, wsypałam zawartość do żłoba, i poklepałam nieco zaskoczoną klacz, która aż musiała wyjrzeć za mną z boksu kiedy odchodziłam. Bo zazwyczaj jej nie opuszczałam, jak już szłam do stajni to poświęcałam jej więcej uwagi chociażby głaszcząc ją, albo idąc na spacerek. Tym razem tak nie było, musiałam się zbierać i szczerze? Nie wiem co powie ojciec na mój wygląd, z drugiej strony miałam to totalnie w czterech literach co o mnie pomyślą, ale ostatnio łapałam jakieś dołki i kaniony i najchętniej wolałabym się z nimi w ogóle nie spotykać. Ale rodzice to rodzice... jakbym powiedziała, że nie mam czasu pewnie by walnęli tekstem typu ,,A co ty tam takiego robisz, że nie masz czasu dla rodziców?", tak więc z zniesmaczoną miną poszłam do swojego pokoju i wygrzebałam jakąś ciemną, przylegająca bluzkę, koszulę w czarno czerwoną kratę , ciemne spodnie podarte na kolanach i jakieś trampki... czarne suknie gotyckie i glany już dawno leżą w otchłani tej szafy...
Nawet się nie malując (ostatnio coraz częściej mi się to zdarza) wyszłam z Akademii w kierunku przystanku autobusowego, niestety trampki mi już dawno przemokły, ale nie chciałam się męczyć z glanami, które pewnie ważyły by dla mnie tonę z racji tego, że mam trochę mało siły. Najwyżej później będę chodzić z katarem po stajni, albo przeleżę dwa- trzy dni w pokoju i nie będzie problemu. Po dojściu na miejsce czekałam jeszcze dobrą chwilę zanim przyjechał bus, a kiedy zobaczyłam go na horyzoncie ucieszyłam się niezmiernie, bo trochę... wiało, żeby nie powiedzieć już pizgało.
Po zajęciu swojego miejsca podziwiałam krajobraz za oknem, mimo iż lało jak z cebra to i tak był piękny, a okazja żeby go obejrzeć zdarzała się niezmiernie rzadko. Nieczęsto jeździłam do miasta, większość czasu spędzałam w Akademii, a to w pokoju, a to w stajni, to na treningach itp. więc nie miałam za bardzo czasu ani ochoty targać się autobusem 40 km do Miami.

~~~

Po usłyszeniu od matki ,,jak ty wyglądasz?!" i od ojca ,,w dupie jej się poprzewracało!" moja twarz przybrała kamienny wyraz. Pomimo irytacji ich komentarzami oszczędziłam sobie wyjaśniania moim kochanym rodzicom, że nie chcę być gothem jak oni, nie za bardzo mi się uśmiechało trzymać tradycji rodzinnych, cóż... przykro mi, że ich dziecko ma wolną wolę.
Mój brat zresztą też, dlatego kolejny ,,bunt" im się nie spodobał. Siedzieliśmy podenerwowani w parku na ławce w ogóle się do siebie nie odzywając.
- Córcia opowiadaj co u Ciebie.- Moja matka postanowiła jednak przełamać lody.
- Nic ciekawego oprócz tego, że mam konia.- Odparłam bez uczuć i nagle usłyszałam kaszel ojca.
- W sensie chłopaka?- W jego głosie słychać było niepokój, a moja bezcenna mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- W sensie, że zwierzaka, takiego co ma kopyta, ogon i rozum.- Burknęłam. Kiedy mężczyzna zmrużył oczy, lekko drgnęłam, kłótnia już wisiała w powietrzu.
- Ja wiedziałem, że wysyłanie jej tam to będzie najgorszy pomysł jaki może być.- Warknął w kierunku swojej żony, a mojej matki.- Wracasz do domu.
I w tej chwili właśnie obudziła się moja... gorsza strona.
- Pocałuj mnie w dupę, jestem już pełnoletnia, więc jeżeli chcesz komuś rozkazywać to zrób sobie kolejne dziecko i je odchowaj. Och, ale co jeżeli też będzie miało wolną wolę jak ja i Marcel?
-Jak ty się do ojca zwracasz?!- I teraz krzyk matki. Wiedziałam, że to spotkanie się źle skończy.
- A jak wy mnie potraktowaliście kiedyś?! Nie miałam rodziców, praktycznie nigdy nie było was w domu, gdyby nie mój brat to bym już dawno zeszła z tego świata. A może to i lepiej dla was, co?- W tym momencie wstałam mówiąc oschłe ,,żegnam" i pobiegłam przed siebie mając ochotę wykrzyczeć wszystkie przekleństwa tego świata, mając żal do nich i do siebie samej, że w ogóle przyszłam na ten świat. Po chwili dotarłam do sklepu jeździeckiego i zaczęłam szukać jakiegoś sensownego kantaru. Haltery odpadają, już jeden zerwała, tym razem wybrałam skórzany kantar, trochę droższy niż te zwykłe, ale będzie się pewnie długo trzymał. Po zakupie wyszłam na zewnątrz, ale... którędy do przystanku? Niech to!
Od razu zadzwoniłam do Akademii z informacją, że się zgubiłam, właścicielka poinformowała mnie, że przyjedzie po mnie chłopak imieniem Noah, po krótkiej rozmowie, rozłączyłam się usiadłam na ławce czekając na mojego wybawcę, bo niestety, albo stety, rodzice pojawili się na horyzoncie i trzeba będzie spintalać zanim mnie zauważą i dostanę ochrzan, albo wpierdziel. Na moje szczęście nawet nie spojrzeli w moim kierunku, gdybym chorowała na serce od razu bym zeszła na zawał i nie byłoby Orki z Majorki. Wkrótce Noah się pojawił i wreszcie mogłam się wydostać z tego miasta.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Jęknęłam siadając na miejscu pasażera obok niego.- Uratowałeś mi życie!- Jego mina to było jedno wielkie ,,What The F*ck", ale pomimo to uśmiechnął się lekko i ruszył z miejsca rzucając krótkie ,,nie ma za co".
Wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą, pożegnać się raz na zawsze z rodzicami, z pewnością mnie nie zobaczą już w swoim życiu... nie po tym spotkaniu, oj nie. Po za tym miałam jeszcze inne powody, których wolałabym nie zdradzać póki co. Spojrzałam za okno, znów zaczęło padać... tym razem nie umiałam przerwać niezręcznej ciszy, która zapanowała w aucie, chociaż atmosfera nie była napięta i o tyle dobrze.
<Noa? Trochę beznadziejne, ale teraz oddaję sprawy w Twoje ręce ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)