niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Przerażona wyszłam z samochodu, kierując się za policjantami, którzy kurczowo otaczali blondyna, którego twarz była posiniaczona. Załamana sytuacją, która przed chwilą się wydarzyła, wsiadłam do wozu, siadając tuż obok Luke'a, który w dalszym ciągu był na mnie wściekły.
- Idiotka - mruknęłam sama do siebie, obrzucając się całą winą, przecież to ja nie powiedziałam nic chłopakowi, który się o mnie martwił. To całkowicie moja wina, mogłam o tym wszystkim mu powiedzieć, nie doszło by do tej sytuacji, i pewnie w tym momencie siedzielibyśmy u tatuażysty, umawiając się na wzór i termin wykonania nowego tatuażu. A teraz? Mój i tylko mój Luke jest na mnie zły, co pewnie prędko mu nie minie. Posłałam mu krótkie spojrzenie, którego nawet nie zauważył. Z łuku brwiowego chłopaka ciekła krew, a rana nie wyglądała za ciekawie. Ku**a czy ja zawsze muszę wszystko spieprzyć?! Po policzku spłynęła mi łza bezradności, nie żadnego skutku. Byłam po prostu bez silna, nie mogłam przecież cofnąć czasu, chociaż tak bardzo tego chciałam. Nagle samochód stanął, a przed nami wyrósł szary budynek posterunku policji. Wyszliśmy z samochodu i szybko weszliśmy po schodach do budynku, który nie za bardzo nas zachęcał. Rozejrzałam się po wnętrzu, które wcale nie wyglądało lepiej. Po korytarzu rozstawione były łączone, plastikowe krzesła, które najprawdopodobniej od spodu były pełne gum. Wszędzie chodziły osoby w mundurach, poczynając od tych zwykłych policjantów, kończąc na patologach. Zlustrowałam jedyną kobietę, oprócz mnie, w tym pomieszczeniu, która również miała na sobie granatowy mundur. Była jakaś... Inna. Wpatrywała się w zupełnie coś innego niż wszyscy, patrzyła się przez okno, a ja nic w nim nie zauważyłam. Nagle kobieta się ożywiła i wyjęła broń.
- Tam! - Krzyknęła, a inni policjanci za nią pobiegli. Wzdrygnęłam się gdy na karku poczułam chłód czyjejś dłoni, okazało się, że był to jeden z mundurowych, który kazał mi właśnie usiąść by odczekać na swoją kolej. Niebieskookiego blondyna zabrali na przesłuchanie. Siedziałam tak pod pokojem, bez żadnej oznaki życia prócz oddychania, spoczywałam w zupełnym bez ruchu, oprócz mrugania powiekami. Poczułam ulgę gdy chłopak wyszedł bez kajdanek na nadgarstkach i skierował się do wyjścia, jedynie ból, który w tym momencie poczułam był do nie wytrzymania. Luke nie posłał mi nawet tego pieprzonego spojrzenia, które świadczyło by o tym, że jego złość na mnie, po prostu ulotniła się z czasem. Załamana tym wszystkim weszłam ponuro do pokoju przesłuchań.
- Dzień dobry, panna Adeline Carter, nieprawdaż?
- To ja, w całej swojej okazałości - burknęłam, siadając naprzeciwko faceta, który zaczął pocierać podbródek patrząc się na mnie. Posłałam mu te znane wszystkim lodowate spojrzenie, które wprost emanowały wściekłością.
~*~
Wybiegłam z pokoju i od razu pobiegłam do samochodu stojącym przed posterunkiem, w oczekiwaniu na mnie. Spojrzałam na chłopaka, który siedział w nim nadal wściekle paląc papierosa. Wsiadłam do samochodu.
- Możemy wracać. Przepraszam, Luke - szepnęłam. Blondyn nie odpowiedział nic, a bez słowa ruszył w drogę powrotną do Akademii. Droga była prowadzona w tak ogromnej atmosferze, że po prostu miałam ochotę zacząć płakać. Drżącymi dłoniami wyjęłam papierosa, który nie przyniósł mi upragnionej ulgi. Stres przepełnił całą mnie, a poprzednia noc była tylko wspomnieniem, które wcale mnie nie pocieszało. Gdy tylko dojechaliśmy pod akademię, wybiegłam z auta i od razu skierowałam się do mojego pokoju, który w tym momencie stał się jednym z moich pragnień. Po otworzeniu drzwi, ponownie zamknęłam zamek i rzuciłam się po alkohol, którego wizja pojawiła mi się w głowie. Sięgnęłam po butelkę byle czego, otworzyłam ją i wypiłam niemalże do dna. Usiadłam na łóżku, a łzy mimowolnie zaczęły płynąć strugami. Nawet Hubby, który siedział przy mnie cały czas nie poprawił mi humoru. Jedyną rzeczą, która teraz uratowała by mi życie była obecność Luke'a, który teraz prawdopodobnie sam siedział w pokoju i szykował się na zawody. Nie wiedząc, którą godzinę wybił zegar, odstawiłam już od dawna pustą butelkę na szafce, zarzuciłam z siebie ubrania i założyłam delikatnie chłodną piżamę, która tak bardzo skłaniała mnie do snu. Położyłam się pod kołdrą, zakrywając całą siebie i zaczęłam okropnie długie rozmyślanie nad przeprosinami dla chłopaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)