sobota, 22 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Odkręciłam się na drugą stronę, i zaczęłam wpatrywać się w spokojne klaczy, które pomimo przeszkadzającego wędzidła, co kilka chwil skłaniały się po źdźbła trawy. Czułam jak dłoń Luke'a wsuwa się pod moje żebra, a druga jego dłoń spoczęła na moim prawym boku, który miał znacznie wrażliwsze łaskotki. Od razu zgięłam się ze śmiechu, a chłopak nadal kontynuował moje katusze, nie miałam już nawet cienia, jeszcze niedawnego focha. Zaczęłam się wykręcać by uniknąć kolejnych ciosów między żebra.
- Dobra, stop! Nie chcę już! Nie mam focha, noo, Lukeee! - Zawyłam ocierając łzy śmiechu. Niebieskooki szybko uległ i cmoknął tylko czubek mojego nosa.
- Tam jest tor crossowy, wiesz o tym? - Powiedział, a ja ze wściekłością podniosłam się z ziemi.
- Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?! Marsz do konia i jedziemy tam! - Powiedziałam, po czym rzuciłam się szybkim biegiem do Paris, która patrzyła na mnie wzrokiem, który miał na myśli: 'Boze znowu ta idiotka'. Szybko dociągnęłam popręg, założyłam kask, odczepiłam wodze od żerdzi i wskoczyłam na klacz, która od razu poszła do przodu. Spojrzałam się w stronę chłopaka, który wlekł się jak nigdy dotąd. Przewróciłam oczami, i z wielkim fochem pogalopowałam na tor crossowy, który bardzo szybko ukazał się moim oczom. Był ogromny, znajdowało się na nim wiele hydr, powalonych drzew, rowów z wodą, wzniesień, i można by było tak dalej wymieniać. Największe zainteresowanie wzbudziła we mnie jednakże ogromną hydra, którą skakało się, zjeżdżając ze stromego wzgórza. Poklepałam klacz po szyi i ruszyłam spokojnym galopem na jedną z pierwszych przeszkód, która była dziecinnie prosta do przeskoczenia. Paris bez problemu wymierzyła skok i miękko wylądowaliśmy po drugiej stronie małego pnia brzozy. Zrobiłam małe dodanie gdy dogalopowałam do pierwszego wzniesienia, z którego zeskakiwało się do wody. Pari włożyła jeszcze więcej siły i energii, na dostanie się, na czubek górki. Nagle sytuacja zmieniła się o 180° bowiem wzniesienie było o wiele wyższe niż się wydawało. Klacz odmówiła zeskoku do wody, a ja zaskoczona tą sytuacją spadłam do rowu z wodą, na moje szczęście woda okazała się płytka, ale mój nadgarstek nie miał aż tylu szczęścia bowiem uderzył o drewniany obwód rowu. Przy każdym ruchu tej dłoni odczuwałam niemiłosierny ból, więc szybko zrezygnowałam z jakiegokolwiek użycia tejże ręki. Na szczęście okazało się, że klacz nie zwiała, a posłusznie czekała tuż obok.
- Nie lubię Cię, wiesz? - Bąknęłam i już miałam wsiąść gdy podjechał do mnie przestraszony blondyn.
- Nic Ci nie jest? - Zapytał zdyszany.
- Oprócz roztrzaskanego nadgarstka wszystko jest okej.
- Wsiadaj, jedziemy do akademii, a później będziemy mieć ciekawą wycieczkę do szpitala - westchnął teatralnie, ale na jego twarz chwilę po tym wkradł się cień uśmiechu. Wracaliśmy bardzo spokojnym stępem, rozmawiając o różnych tematach. Co chwilę każdy nas rzucał jakimś żartem, na który odpowiadaliśmy, niesamowicie głośnym śmiechem. Po drodze martwiłam się jedynie stanem mojej ręki, która niesamowicie opuchła, i powoli pojawiała się na niej purpura. Gdy tylko dojechaliśmy do akademii, stajenny przechwycił konie, a my udaliśmy się do pokoi, by przebrać się z jeździeckich ciuchów. Założyłam najluźniejszą bluzę z aby nie drażnić mojej zmasakrowanej ręki. Na nogi założyłam pierwsze lepsze buty, które wchodziły bez żadnej pomocy dłoni. Spotkałam się z Luke'em pod dużym samochodem Noah'a, który bezproblemowo użyczył klucze do niego. Wsiadliśmy do niego, i gdy tylko wyjechaliśmy z terenów akademii rozległ się głos chłopaka.
- Pokaż ten nadgarstek - rozkazał trzymając otwartą dłoń. Delikatnie ułożyłam rękę, odkrywając mocno spuchnięty i wręcz fioletowy nadgarstek.
- Matko... Jesteś dzieckiem pecha - powiedział i szybko włączył radio. Trafiła się akurat moją ukochana piosenka, więc od razu zaczęłam śpiewać do czego po chwili dołączył niebieskooki blondyn, który wystukiwał lewą ręką rytm tejże muzyki o kierownicę. Zaśmiałam się gdy nasze głosy złączyły się w jedność. Całkiem niezły z nas duet w sumie. Lecz co dobre, szybko się kończy, gdy tylko piosenka ucichła, świat zmarkotniał, a mężczyzna skupił się powtórnie na drodze.

Luke? Beznadzieja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)