niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Westchnąłem, zajmując miejsce w samochodzie tuż obok Adeline, która wyraźnie zdenerwowana, nie zwracała uwagi nikogo i na nic. Tępo wpatrywała się w szybę, delikatnie zmoczoną od deszczu, który niespodziewanie zaczął padać. Wciąż spoglądając na jej zmęczoną, a przy tym mocno zirytowaną twarz, chwyciłem delikatnie jej dłoń, co z początku niekoniecznie jej się spodobało, bo momentalnie próbowała zabrać ją w swoją stronę. Pozostawałem nieugięty, zamykając jej drobną dłoń w swoich, mając nadzieję, że pomoże to dziewczynie nie tylko się uspokoić, ale i spojrzeć na mnie łaskawszym okiem. W końcu zaczęło wyglądać na to, że mi się to udało, bo oparła swą głowę o moje ramię, jednym ze swych palców rysując na mym udzie szlaczki, których odgadnięcie wzorów wybitnie mi nie wychodziło. Ostatecznie, poczułem jak ciało szatynki w moich ramionach rozluźnia się, a ona sama zapada w głęboki, spokojny sen, którego nikt nie śmiał jej przerywać.
Miałem nadzieję, że złość szybko jej przejdzie, czymkolwiek była spowodowana. Nie lubiłem, gdy gromiła wszystkich wzrokiem, jakby sądząc, że jednym spojrzeniem unicestwi całą grupę społeczeństwa, która w jej mniemaniu była wyjątkowo problematyczna. Wolałem, gdy uśmiechała się szeroko, ukazując rzędy śnieżnobiałych zębów, albo te momenty, w których zwyczajnie przytulała się do mnie, dając mi tym gestem niezliczoną ilość ciepła. Naprawdę lubiłem, gdy wtulała się w moje ramię, albo pokazywała wszystkim dookoła, że jestem moją i tylko moją dziewczyną, całując mnie w miejscach publicznych. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że wszystko potoczyło się tak wspaniale - bez zawahania mógłbym rzec, że podobał mi się teraźniejszy stan rzeczy. Cieszyłem się, że okres w którym niekoniecznie za sobą pałaliśmy miłością szybko minął, ustępując miejsca temu, co ciągło się aż po dzień dzisiejszy. Co więcej, miałem nadzieję, że będzie trwało to jak najdłużej, bo wiązałem z szatynką poważniejsze plany, w wypadku, w którym byłbym pewien, że to, co jest między nami, nie jest tylko i wyłącznie chwilowym zauroczeniem.
~*~
Podróż minęła nam wyjątkowo szybko - dotarliśmy do Akademii jeszcze przed zmrokiem, choć pewnym było, że jesteśmy już bardzo mocno spóźnieni na kolację. Nie chcąc więc stać na zewnątrz w nocy, zajmując się rozładunkiem koni, szybko z Noah'em zajęliśmy się tym, dbając o to, by nie obudzić wciąż śpiącej Adeline. Siwy ogier, który poszedł na pierwszy odstrzał, na szczęście chyba zrozumiał groźby szatynki, wyraźnie dając nam do zrozumienia, że podróż dała mu szansę na przemyślenie wielu spraw. Grzecznie, bez żadnych odpałów, zszedł po rampie przyczepy, nie płosząc się przy tym ani razu. Zapobiegawczo jednak głaskałem jego mokrą od potu szyję, gdy Noah wyprowadzał z przegrody Dream Catcher'a, zdecydowanie dużo bardziej rozjuszonego od swojego poprzednika. Prowadząc konie do najbliższego koniowiązu, usłyszeliśmy tylko trzask drzwiczek samochodu, co świadczyło tylko i wyłącznie o tym, że Śpiąca Królewna wstała, obruszona tym, że nie obudziliśmy jej po przyjeździe. Noah szybko wycofał się z pola bitwy, najwidoczniej obawiając się gniewu dziewczyny, bo wytłumaczył się rzekomym odniesieniem sprzętu, choć z tym mógł poczekać aż do ostatniej chwili. Czując, że odezwanie się do dziewczyny mijać się będzie z celem, bezgłośnie zająłem się zdjęciem ochraniaczy z nóg siwka, którymi jak na złość zaczął energicznie przebierać. Adeline widocznie czytała w naszych myślach, bowiem zajęła się zdjęciem ochraniaczy także z nóg Dream Catcher'a, o dziwo stojącego spokojnie, choć do tej pory bał się dźwięku odpinających się rzep.
- Może lepiej weźmiesz Catcher'a, co? - uśmiechnąłem się spokojnie w stronę Adeline, która odebrała to jako kwestionowanie jej umiejętności, gdy odradziłem jej pakowania przestraszonego Cortes'a do boksu. Nie wątpiłem w to, że dziewczyna da sobie radę, a wręcz przeciwnie - zwyczajnie martwiłem się o nią, bo wiedziałem, na co ją stać w nerwach.
- Doskonale dam sobie radę - prychnęła, wywracając swe czekoladowe oczy. Wkrótce, nie chcąc się z nią kłócić, oddałem jej granatowy uwiąz, wraz z przypiętym do niego ogierem, który tylko szykował się do tego, by zaserwować w stronę szatynki serię kopnięć. Obserwowałem to na wstrzymanym oddechu, nie odwiązując jeszcze Dream Catcher'a, na wypadek, gdyby coś miało się wydarzyć. Na całe szczęście, nic się nie stało, a przynajmniej nie dziewczynie, która zaserwowała siwkowi serię reprymend.
Pełen już spokoju, odprowadziłem gniadosza do boksu, dbając o to, by nie zapomnieć o założeniu derki. Gdy tylko materiał spoczął na jego grzbiecie, wybiegłem ze stajni, poszukując Adeline, która mogła być w tamtym momencie dosłownie wszędzie.
Znalazłem ją pod jej pokojem, gdy pełen bezsilności miałem skierować się do swojego, kiedy to zorganizowane przeze mnie poszukiwania nie przyniosły owocnych efektów.
- Chciałem dobrze - powiedziałem, wchodząc za nią do jej lokum, czego się nie spodziewała, bo już miała się obrócić, by zamknąć je na klucz.
- Ty zawsze chcesz dobrze - sarknęła, przechodząc obok mnie, by zaledwie chwilę później wyłożyć się na łóżku.
- Adeline, ja po prostu się o Ciebie martwię, czy tak trudno to zrozumieć?
- Wyjdź, Luke. Po prostu wyjdź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)