niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Spojrzałam się na chłopaka nie ukrywając zaskoczenia, w mojej głowie zaczęły wirować przeróżne myśli, nogi odmawiały posłuszeństwa, a wargi drgały podczas prób wypowiedzenia bardzo krótkiej odpowiedzi, której nie chciałam niepotrzebnie przedłużać. Na samym dole zaczęły szaleć motylki, a hormon szczęścia szybko wydostał się na zewnątrz, przez szeroki uśmiech, który zagościł na mojej twarzy. Moje dłonie zaczęły się trząść, a sama ja w końcu przeszłam do odpowiedzi.
- Tak, Luke. Chcę być Twoja, i tylko Twoja - szepnęłam, a chłopak od razu zaczął muskać moje wargi, które tak bardzo pragnęły ust blondyna. Szybko zaczęłam oddawać pocałunki, zatraciłam się w nim kompletnie, to wszystko było tak cudowne. Dla innych ludzi wydawało się to niemożliwe, przecież jeszcze niedawno pluliśmy na siebie jadem. Gdy tylko oderwaliśmy się od siebie, nadal pozostałam w jego objęciach i wpatrywałam się w jego chłodne oczy, które w tym momencie tryskały radością, która łatwo przeniosła się na mnie.
- Kocham Cię - powiedziałam, opierając głowę na jego klatce piersiowej.
- Ja Ciebie też, Adeline - powiedział, i zaczął bawić się kosmykami moich włosów. Staliśmy tak nie zwracając uwagi na upływający czas. W mojej głowie płynęły mieszane uczucia, w których przeważała radość i miłość, lecz pojawił się również niepokój i strach. Właśnie, czemu pojawiły się te niepożądane emocję? Bowiem bałam się, że ten związek nie wypali. We wcześniejszych związkach uczucie się po prostu wypaliło, a nie chciałabym żeby stało się to również w tym związku. Bałam się, że związek zakończy się tylko i wyłącznie na wspólnym łóżku, rzecz jasna tego nie chciałam.
~*~
Po dwóch tygodniach doszło do tej pięknej chwili, gdy z ręki zdjęcie mi gips. Pod szpitalem przyszło mi coś do głowy.
- Luke, jedziemy do Zoo - powiedziałam stanowczo, i radośnie, ciągnąc za sobą chłopaka, ruszyłam do przodu. Uśmiechając się cały czas, posyłając sobie nawzajem roziskrzone spojrzenia, które nie zawierały żadnych złych emocji. Nie odezwaliśmy się do siebie ani razu, ponieważ wystarczała nam swoją obecność, która była wręcz najcudowniejsza na świecie. Śpiewając jak najgłośniej potrafimy, ruszyliśmy w drogę. Rozmawialiśmy o tym jak minęła mu wizyta u swojej rodziny.
- Chcę pójść do żyraf - wyskoczyłam nagle na co chłopak odpowiedział niekontrolowanym wybuchem śmiechu, który sam doprowadził mnie do chichotu.
- To ja chcę pójść do niedźwiedzi, i koniecznie do surykatek - powiedział również wydając warunek.
- Dobrze - zgodziłam się, i zaczęłam go dziubać, lecz niestety chłopak był za bardzo skupiony na drodze, która powoli zaczynała się niemiłosiernie dłużyć. Nagle jak na dotknięcie czarodziejskiej różdżki, dojechaliśmy do ozdobnej bramy, prowadzącej do ogrodu zoologicznej. Zapakowaliśmy tuż przy niej, po wyjściu z samochodu wplotłam swoje palce w dłoń chłopaka, i tak poszliśmy do kasy biletowej, w której siedział miły starszy pan. Zapłaciliśmy za podwójne wejście, i już po chwili znaleźliśmy się za żelazną bramą. Pierwsze wybiegi nie przyciągały naszej uwagi, więc szliśmy do przodu, cały czas zatraceni w rozmowie.
- Czuję się dziwnie, patrząc na te dzieci z rodzicami, a tutaj nagle pojawiamy się my - zaśmiałam się, wskazując na nosorożca, który dopiero co zakończył swą błotną kąpiel.
- Każdy kiedyś zaczynał - zaśmiał się, a po chwili zatrzymał, po czym podszedł do jednego z wybiegów. - Masz te swoje upragnione żyrafy - powiedział.
- Jejku jakie one są cudowne - powiedziałam, zatracona w uroku, młodego, biegającego za matką, żyrafiątka. Nie zwracałam uwagi na cały inny, boski świat, który ostatnio raczył mnie naprawdę przyjemnymi chwilami. Śledziłam wzrokiem każde poczynienia, wykonane przez ogromne stworzenia, które właśnie jadły obiad dostarczony przez jednego z pracowników. Nagle poczułam delikatne dotknięcie w okolicach mojej talii, i zostałam obrócona o 180°. Poczułam jak chłopak delikatnie mnie całuje, po czym lekko ruszył do przodu, trzymając mnie za dłoń.
- Gdzie idziemy? - Zapytałam dobiegając do chłopaka.
- Do zebr, bo ich wybieg jest najbliżej naszej lokalizacji - wyjaśnił, a po chwili znaleźliśmy się przy pasiastych stworzeniach, których sierść mieniła się w promieniach słonecznych. Ruchliwy pysk jednej z zebr skierował się w naszą stronę, i posłał nam inteligentne spojrzenie, w których obfitował spokój. Na każdym wybiegu znajdował się maluch, więc również nie mogło zabraknąć wesołego, rozbrykanego źrebaka, który biegał wokół całego padoku. Gdy tylko znudziło nam się obserwowanie przedstawicieli koniowatych, ruszyliśmy do przodu, gdzie czekało nas nie lada wyzwanie. Bowiem okazało się, że w zoo trwa właśnie wycieczka szkolna. Niestety dzieciaki okazały się być, szóstoklasistami, więc szybko zaczęli wytykać palcami, mnie i Luke'a, który delikatnie trzymał mnie za dłoń. Posłałam im spojrzenie, które przepełnione było zimnem i złością. Dzieci szybko zajęły się swoimi poprzednimi zajęciami, a ja szybko wróciłam do mojego uśmiechu, który praktycznie ani razu nie znikł z mojej twarzy. Doszliśmy do wybiegu puchatych niedźwiedzi, które właśnie spędzały słoneczne popołudnie w wodzie.
- Też bym tak chciała - jęknęłam, bowiem dzisiaj na dworze było wyjątkowo gorąco.
- Jeśli będziesz chciała, to możemy pójść później na spacer nad jezioro - zaproponował unosząc brew.
- Twa propozycja jest bardzo kusząca, więc przystaje na nią. Aczkolwiek nie zapomnę wziąć dziś stroju kąpielowego, bowiem ostatnim razem było mi bardzo zimno - powiedziałam teatralnym tonem.
- To również nie zapomnę swych kąpielówek - zaśmiał się Luke, i znów zaczął obserwować niedźwiedzicę, która pieszczotliwie opiekowała się swoimi niedźwiadkami. Widocznie znudzona, oparłam się o barierkę i zaczęłam jęczeć, że jest mi za gorąco.
- Luke, wracamy, nie mam siły, zaraz padnę - powiedziałam, a chłopak szybko wziął mnie na ręce i pobiegł w stronę wyjścia. Zdziwieni ludzie patrzyli się na nas jak na idiotów, a ja schowałam twarz w dłoniach bowiem wiedziałam, że ludzie zaraz zaczną mówić: 'To ta, którą nosił ten chłopak'. Z westchnięciem stwierdziłam, że jesteśmy już przy samochodzie, więc szybko się do niego 'zapakowałam'. Tym razem ruszyliśmy nieco szybciej.
- Jedź szybciej, chce już do jezioraaaa - jęknęłam przeciągle. Luke przyspieszył jeszcze szybciej, bowiem wiedział, że jest to droga ekspresowa. W trybie natychmiastowym zajechaliśmy pod akademię, a ja szybko wbiegłam po schodach prowadzących mnie do swego pokoju, gdzie czekał na mnie upragniony strój kąpielowy. Szybko przebrałam się w dwuczęściowy strój, który miał ten znaczek Calvin'a Klein'a, więc każda typowa laska z osiedla, rzuciła by się na mnie, zdzierając go ze mnie, jakkolwiek by to nie wyglądało. Zarzuciłam na całość lekką, zwiewną sukienkę, a do torby spakowałam dwa ręczniki i koc. Na nosie spoczęły okulary przeciwsłoneczne, i tak uzbrojona wyszłam z pokoju. Na korytarzu czekał na mnie chłopak, który również w dłoni trzymał torbę, lecz o znacznie mniejszych rozmiarach.
- Idziemy? - Zapytał.
- Idziemy - odpowiedziałam, i chwyciłam go pod rękę.
- Uwaga! Państwo O'Brien nadchodzą! - Krzyknął chyba najgłośniej jak umiał.
- Czy Ty planujesz coś za moimi plecami? - Zaśmiałam się.
- Mooooże... - odpowiedział z nonszalanckim uśmiechem. Droga minęła nam bardzo szybko, spędziliśmy ją praktycznie na samym śmiechu, bowiem opowiadalismy sobie, jak byśmy wyglądali za kilkadziesiąt lat, oczywiście jak byśmy byli jeszcze parą. Po dojściu nad jezioro, rozłożyłam koc i naszykowałam sobie ręczniki, zdjęłam sukienkę, ukazując swoje wytatuowane ciało, okulary szybko spoczęły w torbie, a ja w rekordowym tempie wbiegłam na pomost, co skończyło się wykonaniem dużego skoku. Po chwili do mnie dołączył chłopak, który również skoczył. Jezioro było dość głębokie, więc mogliśmy robić wszystko co zapragniemy. Opłynęliśmy praktycznie całe jezioro, pozbywając się ze swojego organizmu nadmiernego ciepła, który doskwierał mi jeszcze podczas pobytu w parku zoologicznym. Gdy tylko poczułam grunt pod stopami, od razu poczułam się pewniej, więc robiłam sobie to co żywnie mi się podoba. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, a ja zatracona w blasku błękitnych oczu, oddałam się chłopakowi w długim pocałunku, któremu towarzyszył przepiękny zachód słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)