piątek, 14 kwietnia 2017

Od Holiday C.D Helen


- Super! - rozpromieniłam się. Ruszyłyśmy w stronę akademii, po drodze rozmawiając na temat "nowości", które działy się w ostatnich tygodniach. Za wiele tego nie było, dlatego po paru minutach urwał się temat i zrobiła się dość niezręczna cisza. W końcu nie wytrzymałam, po zaledwie parunastu sekundach.
- Kogo bierzesz? - spytałam - Ja chyba ogarnę Dianę, dawno u niej nie byłam... - zastanowiłam się chwilę - w zasadze to wczoraj, ale czuję się jakby mnie tam od długich tygodni.
Zaśmiała się cicho.
- Przecież nie musisz do niej chodzić codziennie... - chociaż wiedziała, że kocham tego konia ja swojego, nie odpuszczała mi. Nie odpowiedziałam jej. Resztę drogi przeszłyśmy w niezwykłym dla nas milczeniu. Na moje szczęście chwilę później doszłyśmy do pokoju numer 97, który zamieszkiwała wesoła rodzinka Rogersów. Już przed drzwiami usłyszałałyśmy cihy płacz jednej z ich córek. Helen niezwłocznie weszła do pokoju, żeby pomóc mężowi przy dzieciach, a ja po krótkiej chwili wahania poszłam w jej ślady. Okazało się, że to Nina wpadła w płacz, z tęsknoty za mamą.
- Pomożesz mi? - spytała Helen, ręką wskazując Celtię, która właśnie eksplorowała łóżko rodziców, prawie przy tym spadając. Castiel starał się ją jakoś powstrzymać, ale właśnie zajęty był Tanyą, dlatego ja zostałam najbliżej malucha. Podeszłam do niej. Mała wyciągnęła ręcę w moją stronę, jakby chciała się przytulić. Obie, z Tanyą włącznie polubiły mnie. Tylko Nina była w stosunku do mnie troszkę nieufna, za co jej się nie dziwiłam, bo gdyby zaczęła mnie przytulać ruda, nie miałabym do niej za grosz zaufania.
Z Celtią na rękach przemaszerowałam pokój, pokazując jej różne rzeczy:
- Patrz, to jest kubek - przez mniej więcej 10 minut zwiedzałyśmy lokum. W końcu dziewczynka się znudziła i zaczęła szarpać moje włosy - Ale nie, nie, nie. Chcesz do łóżeczka? - mimo, że mówią, że małe dzieci mało rozumieją, pokiwała lekko głową. Nie wiem czy przypadkiem, czy zrozumiała... Odłożyłam ją do łóżka, ówcześnie kładąc obok niej parę zabawek, aby sama się ze sobą pobawiła. Wtedy ruszyłam z pomocą Castiel'owi. W sumie radził sobie całkiem nieźle, ale widać było, że jest tym już zmęczony. Przejęłam od niego pałeczką, co przyjął z ulgą i podziękował mi. Tanya zahchowywała się na medal. W tej chwili płakała, dlatego zmieniłam jej pieluszkę. Wtedy przykleiła się do mnie i nie chciała puścić swoich małych rączek. Zaczęłam ją lekko podrzucać, a ona się z tego śmiała. Optymista się rodzi...
Po jakimś czasie małej znudziło się, a ja odłożyłam ją z powrotem do łóżka, ledwo zipiąć. Nie miałam zbyt dobrej kondycji, a dodatkowo skakanie i chodzenie po pokoju, dość mnie zmęczyło. Jeszcze chwilę odczekałam, aż Helen nasyci swoją osobą Ninę, a jak ją odłożyła dziewczynka spała.
- Idziemy z nimi? Nina odpadła - po tych słowach zwróciła się do męża - Zostaniesz z nią? - skinął na te słowa tylko głową i położył się na łóżku. Wzięłam Tanyę na ręce i ruszyłyśmy z powrotem do stajni z dziećmi. Celtia wprost tryskała energią na wieść o spotkaniu z końmi. Tanya także nie była gorsza. Wierciła się na ramiona Helen, a ta się z niej śmiała. Było wesoło. W chwili kiedy obie dziewczynki zobaczyły Dianę zaczęły się cieszyć. Miło było patrzeć, jak takie małe brzdące kochają konie.
- To jak? - spytałam po chwili patrzenie na obie dziewczynki - Mam wziąć Tanyę na Dianę, a ty na kogo bierzesz Celtię?

Helen? Przepraszam, nagły brak weny mi nie służy... :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)