poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Od Phoebe C.D Luke`a

Kiedy zauważyłam że Luke zawiązuje klacz na stojaku na rowery, szybko ruszyłam w jego ślady. 
- Cóż, a jednak coś w tej głowie masz. - rzuciłam słodko, i beztrosko zawiązałam Demeter, która co rusz szturchała mnie swoim aksamitnym pyszczkiem. Chłopak skwitował to krótkim prychnięciem jednak czułam że na tym się nie zakończy.
Gdy wchodziliśmy do sklepu od razu odurzył mnie ten specyficzny zapach wentylacji i ledwo chodzących wiatraków. Ściany były pomalowane na jasnożółtą, już zresztą schodzącą farbę, a deski od podłogi praktycznie odchodziły warstwami od podłoża. Rozejrzałam się po półkach w poszukiwaniu czegoś śniadaniowego. Tradycyjnie szafki i lodówki z jedzeniem były upchane "byle jak najwięcej zmieścić", co nigdy nie dawało przytulnej atmosfery jak w przypadku tej samej zasady, tylko że z poduszkami na moim łóżku.
Przejechałam ręką po licznych makaronach, ryżach i nie wiadomo czym jeszcze, aż trafiłam na najlepszy przedział na świecie. Herbata. Oczy zaświeciły mi się na widok przeróżnych smaków, choć niczego takiego nie mogłam się spodziewać po małym, przydrożnym sklepiku. Chwyciłam paczkę herbaty zwykłej i poczęłam szukać Luke`a wzrokiem. Znalazłam go stojącego przy pieczywie. Nieźle był obładowany bo nawet pod brodą trzymał karton mleka. Mimo mojej natury, zaśmiałam się cicho,  podeszłam do niego i bez słowa odebrałam od niego produkty. Nie powiedział nic, ale chyba był wdzięczny (Bo jak nie...xd).

~~~~Dłuższy czas później~~~~

Przejechałam szczotką po miękkiej, siwej sierści wałacha. Hollywood prychnął cichutko jakby był niezmiernie wdzięczny za domowe SPA, którym go raczyłam. 
Staliśmy w odkrytej myjce przy otwartym słońcu, które przyjemnie grzało mi ramiona. W ciągu całego mojego życia na Florydzie, jeszcze nigdy nie zdarzyło się bym opaliła się na tyle mocno by potem skakać z bólu, mimo że nie używałam żadnych kremów przeciwsłonecznych.
- Tobie też przydałoby się opalić. - uśmiechnęłam się do Holly`ego, przymykającego z zadowoleniem oczy, gdy puściłam na jego nogi strumień wody. Dostałam go stosunkowo niedawno - Edward, mój znajomy z akademii, musiał oddać dwójkę swoich koni i akurat trafiło na mnie i na  Luke`a. Jeszcze nie dotarło do mnie że od trzech dni jestem właścicielką tego siwuska. 
Nagle poczułam na plecach zimne uderzenie. Nie, nie zimne. LODOWATE. I to w dodatku mokre. Poleciałam do przodu, podtrzymując się wałachem.
Odwróciłam się na pięcie do tyłu, w stronę chłopaka wyszczerzonego w złośliwym uśmiechem. Luke trzymał w ręku sporych rozmiarów wiadro, które definitywnie jeszcze przed chwilą było pełne wody.
- Miłego Lanego Poniedziałku. - zasalutował.
<Luke? Ha! Wreszcieee <3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)