niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Stojąc pod śnieżnobiałymi drzwiami, zastanawiałem się, jak dużo zmieniło się od mojego wyjazdu - czy bliźniaczki spoważniały, a rodzice przestali martwić się o rzeczy, które w rzeczywistości wcale nie były tak ważne? Najbardziej jednak, męczyła mnie myśl, przez którą nie wiedziałem, czego się spodziewać, wchodząc do rodzinnego domu. Co było tak nagłe, bym musiał rzucić wszystko, wsiadając w pierwszy lepszy samolot? Czy stało się coś tak ważnego, bym znowu musiał rozdzielać się z Adeline na czas, który nawet dla mnie był bliżej nieokreślony? Mimo wszystko, miałem nadzieję, że wszystko jest jedną, wielką pomyłką, każdy jest zdrowy i nie zapowiada się na to, by w najbliższym czasie nie był.
W końcu, z lekką obawą objawiającą się u mnie drganiem dłoni, zapukałem do drzwi wejściowych, pomimo, że miałem już wcześniej przyszykowane klucze. Usłyszałem tylko, jak ktoś przebiega jednym, szybkim susem przez korytarz, aby po chwili niemalże zderzyć się z drzwiami. Jak się mogłem spodziewać, na przywitanie wybiegła mi Sue, o dziwo bez akompaniamentu swojej bliźniaczej siostry.
- Luke! Wreszcie jesteś - wymamrotała blondynka, dosłownie wskakując w moje ramiona. Jęknąłem na to głośno, bo dziewczyna, choć była jeszcze nieco lżejsza od Adeline, to wskoczyła na mnie z rozpędu, podczas gdy ja trzymałem swoją torbę, która wcale nie należała do najlżejszych. Cierpliwie jednak przytulałem ją do siebie, licząc w myślach sekundy, podczas których wisiała na mojej szyi.
- Może wpuściłabyś brata do środka? - głos, przykuwający naszą uwagę, niewątpliwie należał do matki, która trzepnęła Sue lekko ścierką za to, że zawisła na mnie zaraz po tym, jak leciałem kilkanaście godzin w samolocie. Ta tylko naburmuszyła się, wchodząc w głąb domu, by odnaleźć swoją bliźniaczkę, która, jak twierdziła ta druga, zajęta była flirtowaniem z chłopakiem, który odkąd pamiętam, robił w jej kierunku dziwne zagrywki. Dziwne było to, że dziewczyny tak szybko dorosły, mając już po siedemnaście lat, podczas gdy dla mnie wciąż były małymi, słodkimi istotami, nawet nie myślącymi o tym, by uganiać się za przystojnymi w ich mniemaniu chłopakami.
- Dobrze, że przyjechałeś - uśmiechnęła się lekko kobieta, ruchem ręki namawiając mnie na to, by zamknąć się wspólnie w szczelnym uścisku. Nie potrafiąc odmówić, ścisnąłem ją delikatnie ramieniem, doskonale pamiętając każdy moment, w którym wydawało mi się, że jest moją biologiczną matką.
- Coś się stało? - spytałem konspiracyjnym szeptem, podążając za Ann do kuchni, w międzyczasie zostawiając torbę na przedpokoju, notując sobie w głowie, by później odnieść ją do pokoju. Choć doskonale wiedziałem, że wypadnie mi to z głowy, po prostu poszedłem za kobietą do kuchennej wysepki, gdzie na szczęście nie było jeszcze nikogo.
- Po prostu matka była pewna, że nie przyjedziesz tutaj, jeśli nie wciśnie Ci jakiejś łzawej gadki - mruknęła za moim plecami Sarah, dziwiąc mnie nie tylko wyjawieniem prawdy, ale i swoją postawą, odbiegającą tak bardzo od tej, którą pamiętałem jako ostatnią. - Zwłaszcza, że zająłeś się, tą, jak jej tam... Adele?
- Adeline - poprawiłem ją, a mój umysł na samo wspomnienie przywołał wizerunek szatynki, która za pewne już dawno była w Akademii. Martwiłem się o to, czy daje sobie radę z gipsem, który na pewno wadził jej w codziennym funkcjonowaniu. - Po za tym, nie jesteśmy razem, więc nikim się nie zająłem.
- To kwestia czasu! - uśmiechnęła się rozpromieniona Sue, sprzedając mi lekkiego kuksańca między żebra.
- Nie ma ojca? - zmieniłem temat, mając poniekąd nadzieję, że uniknę dzięki temu niewygodnej dla mnie rozmowy. Sarah, wyczuwając doskonale moje zamiary, prychnęła coś pod nosem, siadając na jednym z krzeseł, przestając już zupełnie zwracać uwagę na toczącą się w pomieszczeniu dyskusję.
- Nie ma, powiedział, że porozmawia z Tobą jutro - Ann uśmiechnęła się pod nosem, zaraz po tym, jak wszystkie zgodnie stwierdziły, że pachnę słodkimi, damskimi perfumami, co jak uznały, oznaczało, że idzie nam z szatynką coraz lepiej rozwijanie relacji, na co nie zrobiłem nic innego, jak prychnąłem głośnym, niepohamowanym śmiechem. - No, śmiało, opowiedz o niej coś więcej!
- Co tu dużo mówić? Jest fantastyczna.
- Zakochał się! Luke zakochał się po same uszy! - stwierdziła roześmiana Sue, rzucając we mnie leżącym nieopodal jabłkiem, które chwyciłem, nie zastanawiając się dwa razy nad tym, by ugryźć jego kawałek. - Ma błysk w oku, kiedy o niej mówi, a w dodatku jest totalnie rozmarzony!
- Wasz ojciec też tak miał - przyznała najstarsza ze znajdujących się w pomieszczeniu osób. - Wyglądał wtedy obłędnie przystojnie.
- Błagam, nie chcę słuchać tego, w jakich okolicznościach przyszłyśmy na świat - jęknęła zrozpaczona Sarah, rzucając telefonem o szklany blat stołu, przy którym siedziała, gdy usłyszała ostatnie urywki toczącej się rozmowy. Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnąłem ponownie śmiechem, co nie było dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę to, że w ustach wciąż miałem resztki zielonego owocu.
- Czyli faktycznie nie uważałaś na biologii... - westchnęła Ann, wypominając jednej ze swoich córek oceny z tegoż przedmiotu, które nie należały do szczególnie imponujących.
- Po prostu dalej swatajcie go z tą dziewczyną, nie przeszkadzajcie sobie, bardzo was o to proszę. Obudźcie mnie tylko wtedy, gdy na stole będzie coś zjadliwego, amen - bąknęła urażona blondynka, symulując nagły napad senności.
- To co zamierzasz z tym zrobić? - nie kryjąc swojego zainteresowania, Sue usiadła tuż obok mnie, co wkrótce uczyniła także jej rodzicielka. Czując się lekko osaczony osobnikami płci przeciwnej, zastanawiałem się, jak wybrnąć z całej tej sytuacji.
- Z czym?
- Z Tobą i Adeline! Luke, skup się! - zganiła mnie siostra, uderzając lekko w moje ramię.
- Nie wiem. - westchnąłem, obracając w ręku telefonem, myśląc o tym, jak szatynka spędza w tamtym momencie czas. - To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż wam się może wydawać.
- Po prostu powiedz jej to, co naprawdę do niej czujesz, to jest banalnie proste.
- Obawiam się, że wszystko spieprzę jeszcze bardziej... - jęknąłem głośno, zupełnie już nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Na całe szczęście, tego wieczoru nie poruszaliśmy już tematów dotyczących mnie i dziewczyny, a rzeczy, które zdecydowanie łatwiej przechodziły mi przez gardło. Przede wszystkim, podzieliliśmy się wzajemnie wydarzeniami minionych miesięcy, podczas których nie było mnie w domu, a także nakłoniliśmy Sarah do tego, by spędziła z nami resztę czasu, który został mi do wyjazdu. Wiedząc, że wszystko w domu jest w porządku, a mnie czeka trudna rozmowa z szatynką, zająłem miejsce na najbliższy lot do Miami, który miał odbyć się z samego rana, nieco przed siódmą. Zważając na to, że było już bardzo późno, szybko ucieliśmy wszelkie pogawędki, posłusznie kładąc się spać.
~*~
Ledwo gdy tylko wylądowałem, nabierając w swoje płuca florydzkiego powietrza, zadzwoniłem do Adeline, która na całe szczęście nie miała nic przeciwko temu, by spotkać się za wcale nie tak bardzo odległą chwilę. W wariackim pędzie więc, jak najszybciej dotarłem do Akademii, ledwo co dbając o to, by zatrzymać się choćby na chwilę, aby odłożyć do pokoju swoją walizkę. Przebrałem się jedynie, wiedząc, że wcześniej nie pachniałem zbyt dobrze po długotrwałej podróży, po czym pobiegłem wręcz pod pokój szatynki, w którym dziewczyna już na mnie czekała, będąc gotową do wyjścia.
- Adeline-e... - mruknąłem z nieukrywaną radością, przyciągając dziewczynę do siebie, by móc wreszcie zaznać tego uczucia, które czułem za każdym razem, gdy napawałem się jej bliskością. Wyglądało na to, że ona także była zadowolona, bo minęła długa chwila, zanim oderwaliśmy się od siebie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się za Tobą stęskniłem - przyznałem, gdy szliśmy już w powolnym tempie przez leśną ścieżkę. Nie mogąc się powstrzymać, znowu ją do siebie przyciągnąłem, tuląc ją do siebie tak, jak gdybyśmy nie widzieli się długie wieki. - Przy okazji, chciałem Cię o coś zapytać... - spojrzałem na nią, nie wiedząc, czy warto będzie kontynuować swoją wypowiedź. Dziewczyna jednak, spojrzała na mnie z blaskiem w swoich oczach, ze skupieniem wsłuchując tego, co miałem jej do powiedzenia. - Ja chciałbym... Chciałbym spróbować, spróbować być z Tobą na poważnie, Adeline. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak cholernie mocno Cię kocham, wiesz? Nie potrafię tak po prostu Cię całować, przytulać się do Ciebie, wiedząc, że nie jesteś... Moja, chole.ra jasna. Adeline, zostaniesz moją dziewczyną, jakkolwiek to brzmi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)