wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Luke`a C.D Adeline

Dopiero rano zdałem sobie sprawę z tego wszystkiego, co wydarzyło się wczoraj. I, choć robię to nieczęsto, to muszę przyznać, że... Mimo wszystko tego żałowałem, bo czułem, że moje zachowanie nie było na miejscu, choć nikt, może oprócz Adeline, nie będzie mnie z niego rozliczał. W końcu, to ja podjąłem decyzję o tym, że nie puszczę szatynki samej do miasta, choć znałem wagę wypowiadanych przeze mnie słów. Mogłem dostać nie tylko reprymendę od instruktorki, która zleciła nam wypolerowanie stajni, ale także dużo gorsze krzywe spojrzenia właścicieli. W normalnych warunkach, za pewne nie przejmowałbym się opinią innych na mój temat, jednak tu na szali postawione było zbyt wiele - w końcu nie wyjechałem do Miami po to, aby na każdym kroku buntować się i sprawiać problemy. Pomijając już to, że zakup alkoholu nie był dobrym pomysłem, co odbiło się różnymi echami w skutkach. Nie dość, że zgubiliśmy samochód, który nawiasem mówiąc nie należał do mnie, to zrobiliśmy coś, co za pewne ani mi, ani Adeline, nie przyszłoby do głowy w zwykłych okolicznościach. Owszem, byłem i jeszcze jestem wolny, nie uwiązany żadnym związkiem, więc dlaczego miałbym przejmować się zwykłym pocałunkiem, o którym spita Adeline pewnie szybko zapomniała? Mam przecież dwadzieścia jeden lat, a w życiu zdarzało mi się robić gorsze, dużo gorsze rzeczy, więc dlaczego czułem się zgorszony tak prozaiczną czynnością? Może łatwiej byłoby mi to przełknąć, gdyby ciemnooka nie całowała tak obłędnie, że chodziło mi to po głowie od samego momentu, w którym nasze usta oderwały się od siebie. Chociaż tak definitywnie było lepiej, bo obawiałem się, że gdyby nie ten nieszczęsny upadek ze zbocza, mogłoby dojść do czegoś, co poniekąd związek miałoby z ilością wypitego przez nas alkoholu. Gdyby jednak do tego doszło, za pewne Adeline doskonale by mimo wszystko o tym pamiętała, a nie daj Boże zrobiłaby sobie nadzieję na coś, czego na ten moment nie mogłem jej dać.

Ledwo gdy tylko ostatnie procenty wyparowały z mojego organizmu, a głowa zaczęła niemiłosiernie mnie łupać, uniosłem się spod jednego z drzew, usilnie starając przypomnieć sobie, dlaczego znalazłem się w lesie. Pamiętałem wszystko, choć momentami przez mgłę, oprócz tej chwili, w której Adeline zniknęła z mojego pola widzenia. W głowie kłębiły mi się najczarniejsze myśli, a ja nawet nie wiedziałem jak nakłonić umysł do tego, by przestał je produkować. Jedynym wyjściem, byłoby zaprzestanie myślenia o szatynce, jednak czy mogłem to zrobić, gdy tak cholernie się o nią martwiłem? Definitywnie nie. Zastanawiałem się nad tym, jak daleko ode mnie jest dziewczyna, jak i nad tym, czy cokolwiek jeszcza pamięta. Co jeśli jej działanie nie było spowodowane alkoholem? Zachowałbym się wtedy jak kompletny kretyn i ostatni dupek, gdybym usilnie wpierał jej, że niczego nie pamiętam.
- Adeline?! - darłem się na całe możliwości mojego gardła, co nie przyniosło niczego innego, jak niknącej nadziei, stopniowo zmieniającej się w gorzkie rozczarowanie. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć, choć przeglądałem każdy skrawek tego pie***onego lasu, nawet jeśli byłem pewien, że na pewno jej tam nie ma. Każdy krzak został przeze mnie przeszukany, a kiedy wydawało mi się, że już nigdy jej nie znajdę, usłyszałem jej zmęczony, zaspany głos, cicho zwracający się do kogoś. Odzyskując jakby wszelkie siły i możliwości w jednym, małym momencie, podbiegłem w tamtym kierunku, gdzie szatynka trzymała przemoczonego psa.
- Luke! - jej głos, przepełniony ulgą, sprawił, że i ja odetchnąłem. Momentalnie, nie zwracając uwagi na nikogo i na nic, delikatnie uścisnąłem ją, pamiętając o bólu kręgosłupa, którego nabawiła się ubiegłego wieczoru.
- Chyba nie sądziłaś, że Cię tutaj zostawię, co? - uśmiechnąłem się lekko, zgarniając z jej czoła mokre włosy.
~*~
Wspólnie postanowiliśmy, że nie pozostało nam nic innego, jak wrócić w miejsce, w którym pozostawiliśmy samochód Noah'a. Dochodziła godzina czwarta nad ranem, więc istniała możliwość, że gdybyśmy się pospieszyli, zdążylibyśmy zaparkować auto pod Akademią, w taki sposób, że nikt nie zauważyłby jego braku. Mieliśmy spore szczęście, że samochód odnalazł się nienaruszony, co dawało nam nadzieję na jakiekolwiek wybrnięcie z tej całej sytuacji. Wciąż jednak modliłem się, aby Adeline nie pamiętała zbyt wielu zdarzeń.
- Myślisz, że będzie zły? - zagaiła dziewczyna, głaszcząc psa, który leżał na jej kolanach. Ciemnooka postanowiła, że weźmie go ze sobą, bowiem mieliśmy stuprocentową pewność, że pomożemy tak zwierzakowi, który najprawdopodobniej był bezdomny, albo już dawno zapomniany przez swoich właścicieli.
- Raczej nie... - podrapałem się wolną ręką po głowie, za co szatynka zganiła mnie, nakazując mi patrzyć się na drogę i trzymać obie dłonie na kierownicy. Ja jedynie zaśmiałem się na to, czyniąc jednak tak, jak dziewczyna tego chciała. - Ewentualnie zabije nas za te mokre siedzenia i praktycznie rozładowany akumulator, ale to tylko tyle.
- Tylko tyle? - mruknęła, unosząc jedną brew do góry. - W końcu to był Twój pomysł, żeby zabierać jego samochód, zamiast zgodzić się na moją opcję.
- Słuchaj, powiedział, że mogę pożyczać w nagłych wypadkach, tak? - wzruszyłem ramionami, usilnie próbując odnaleźć jakąś odpowiednią stację w radiu, co przerywała mi Adeline, strącając moją dłoń z pokrętła.
- Znowu stałeś się irytujący... - westchnęła, jednak z lekkim uśmiechem na ustach, dzięki któremu puściłem jej słowa mimo uszu.
Adeline? Te opka są coraz gorsze (':

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)