Dla wielu ludzi, zarówno tych mądrzejszych, jak i tych nie co mniej, tych znających pojęcie miłości, jak i tych, którym znajomość tego uczucia była obca, to właśnie tlen był tym, który był powszechnie uważany za niezbędny do życia składnik. Był i jest czymś, co daje nam możliwość cieszenia się życiem, sięgania po nie garściami, jak i zwykłego życia, w każdym momencie, o każdej porze i w absolutnie każdym miejscu. Ludzie cenili sobie jego zasługi, uważając, że ich przyszłość nie obędzie się bez powietrza - może zabrzmi to ckliwie, jak i dla większości pozbawione będzie sensu, jednak to Adeline była moim zamiennikiem tlenu, czymś, co uważałem za wyznacznik mojego dalszego życia. To właśnie ona, jej bliskość, specyficzna inteligencja, niebywałe poczucie humoru, jak i sam styl bycia, były dla mnie nieodłącznymi rzeczami, które wciąż sprawiały, że nie mogłem zedrzeć uśmiechu ze swych ust. Szatynka była moim szczęściem, spełnionym marzeniem, złowioną złotą rybką, złapaną spadającą gwiazdą. Ona dawała mi nadzieje na lepsze jutro, możliwość cieszenia się chwilą, poczucie, którego zawsze mi brakowało - poczucie, że ktoś mnie kocha, niezależnie od tego, jak bardzo infantylnie się zachowam. Jej wargi spijały z moich ust każdy grzech, każde słowo, które skierowałem w jej kierunku wtedy, gdy niekoniecznie tego chciała. Spojrzeniem, czekoladowymi oczyma, mieniącymi się pod wpływem promieni zachodzącego słońca, świdrowała mnie na wylot, doskonale wiedząc, że nie pragnę niczego bardziej, niż ponownego muśnięcia jej ciepłych, delikatnych ust, choć robiłem to zaledwie chwilę wcześniej, przerywając jej nieudolne dokończenie swojej wypowiedzi. Całowaliśmy się powoli, nie zaprzątając swoich myśli tym, by przerwać na chwilę, by zaczerpnąć szybkiego, płytkiego oddechu. Skupialiśmy się na swoich wargach, idealnie dopasowanych do siebie kształtem, oczach, które rzadko kiedy otwierały się, by spojrzeć w orzechowe tęczówki Adeline, choć te już były przymknięte, pod wpływem pocałunku, wypełnionego po brzegi namiętnością, utęsknieniem, jak i miłością, której od dawna mi brakowało. Przy tej dziewczynie, mojej dziewczynie, gubiłem się w czasoprzestrzeni, po serii niewinnych pocałunków nie wiedząc, na czym skończyłem swoje myśli przed tym, gdy ujrzałem Adeline, skupiając się tylko i wyłącznie na niej, jak i na tym, jak bardzo mnie absorbowała. Uwielbiałem jej delikatne, smukłe dłonie, badawczo wplątające się w gąszcz moich blond włosów, jak i całą resztę jej idealnego w każdym calu ciała, które teraz szczelnie przylegiwało do mojego. Dziewczyna pozbyła się spod swych stóp gruntu, wskakując na moje ręce, dzięki czemu miałem jeszcze lepszy dostęp do zapięcia jej górnej części stroju, który tak bardzo mi w tamtym momencie przeszkadzał. Nie mogąc znieść już dalszej udręki, stojąc dodatkowo w lodowato zimnej wodzie, mocniej przyciągnąłem ją do siebie, by nie spadła z mych rąk w momencie, w którym wychodziłem z nią wody. Szatynka, chyba już całkowicie zagubiona w tym, co działo się w jej otoczeniu, nawet nie zauważyła momentu, w którym delikatnie ułożyłem ją na brzegu.
Nachyliłem się nad nią, by móc zjechać z pocałunkami niżej - na jej szyję, lekko wystające obojczyki, gładki dekolt, który zdecydowanie przyciągał mnie do siebie najbardziej. Ostatni raz spoglądając po to w jej oczy, uporczywie przyglądałem się twarzy szatynki, szukając w jej postawie czegokolwiek, co kazałoby mi zaprzestać dalszego działania. Nie znalazłem niczego takiego, a wręcz przeciwnie - Adeline ponownie przywarła do moich ust, utwierdzając mnie w tym, że pragnie tego równie mocno, co i ja. Nie zastanawiając się już zbyt długo, delikatnie wsunąłem dłoń pod jej plecy, gdzie ekspresowo znalazłem zapięcie od jej biustonoszu, który tego wieczoru przeszkadzał mi zdecydowanie najbardziej. W międzyczasie, gdy pozbywałem się z jej piersi zbędnego materiału, czułem, jak jej dłoń sunęła po moim torsie, nie zatrzymując się ani razu, w czym przerwałem jej, pochylając się nad każdym z jej cudnych tatuaży, by pocałunkami obrysowywać ich kontury. Gdy już miałem zjechać niżej, wciąż trzymając szatynkę za jej bladą, smukłą dłoń, poczułem, jak delikatnie chwyta mnie za podbródek, przyciągając mnie bliżej swojej tajemniczej, aczkolwiek ślicznie oświetlanej przez księżyc twarzy. Łącząc nasze usta w pocałunku, który zdecydowanie należał do jednych z najbardziej namiętnych tego wieczora, cicho wzdychała prosto w moje wargi, gdy jedna z moich dłoni zahaczyła o skrawek dolnej części jej stroju, zjeżdżając prosto z jej talii, którą całkowicie przypadkiem połaskotałem, choć pamiętałem doskonale o tym, jak bardzo wrażliwe jest to dla dziewczyny miejsce. Nie mogąc się już powstrzymać, zaraz po tym, gdy Adeline niemalże zsunęła ze mnie ciemne, zbędne nam w tamtym momencie kąpielówki, lekko rozchyliłem jej uda, by ściągnąć z jej ostatnią część garderoby, która tak jak poprzednie, rzucona została przeze mnie niedaleko, by po chwili zupełnie już o niej zapomnieć, pamiętając tylko o tym, by być blisko ukochanej, co tego wieczora niewątpliwie wybitnie mi się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)