niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Oriane do Katniss

Piąta trzydzieści, ech! Jak ja nie lubię ostatnio wstawać o tej godzinie. Ale koń się sam nie nakarmi i trzeba się przygotować na poranny trening, czy teren, zależy na co się zdecyduję. Wykąpałam się, czując jak moja głowa lata na boki, przez chwilę miałam wrażenie, że zasnę i utonę jak Titanic na środku oceanu. Po nałożeniu na siebie czystych ubrań jeździeckich wsypałam karmę do miski mojego kota i wyszłam z pokoju, wcześniej przekręcając klucz w zamku. Zrobiłam sobie kilka kanapek które zjadłam na miejscu, a resztę zapakowałam w folię aluminiową, jednak decydując się dziś na teren. Wzięłam pięknie zapakowane jedzonko i ruszyłam pędem do stajni nie mogąc się już doczekać, kiedy wsiądę na grzbiet konia, uchyliłam lekko drzwi od stadniny nie chcąc za bardzo hałasować, podeszłam do znajomego mi boksu, z którego wychyliła się piękna siwa klacz.
- Cześć, mała. - Wyszeptałam gładząc ją po różowych chrapach, jej mądre ciemne oczy spoglądały na mnie miłym spojrzeniem.- Dziś pojedziemy sobie w teren. Ale najpierw papu. - Uśmiechnęłam się, kierując się w stronę paszarni. Zastanawiałam się co jej dziś dać... Po krótkim rozmyślaniu wreszcie zdecydowałam się na gotową paszę, wsypałam ją do wiadra i potem wszystko poszło do żłoba, w czasie kiedy Silver spożywała swoje śniadanie ja poszłam przygotować sprzęt. Wkrótce przyszłam z siodłem, ogłowiem i skrzynką pełną różnych szczotek kopystek i innych takich, usiadłam na kostce siana i czekałam aż klacz wszystko zje. Odczekałam jeszcze chwilę i weszłam do boksu by ją wyszczotkować. Chwyciłam gumowe zgrzebło i porządnie ruchami okrężnymi wyczyściłam ją, potem kurz i brud zebrałam włosianą szczotką, oczywiście nie zapominając o miejscach gdzie powstają zaklejki. Przyszła kolej na kopyta, kiedy pozbyłam się obornika osiodłałam klacz i wyprowadziłam ją z boksu, założyłam niewielką torbę, w której miałam kanapki. Wyszłam na zewnątrz, włożyłam nogę w strzemię i wybiłam się siadając w siodle. Delikatnie przyłożyłam łydki do boków Silver, dzięki czemu ruszyła z miejsca, postanowiłam pojechać lasem nad jezioro, tam będzie idealnie na jedzenie kanapek. Po rozgrzaniu konia popędziłam ją do kłusa wyciągniętego, by trochę poćwiczyć figur ujeżdżeniowych, miała bardzo miękki chód. Po chwili przyszedł czas na pasaż i piaff, a potem lotna zmiana nogi, na końcu stęp. Podziwiałam widoczki, trzymając ją już na nieco luźniejszej wodzy, kiedy nagle... zauważyłam dziewczynę z koniem. He? O tej porze? Myślałam, że tylko ja jeżdżę o takich godzinach konno...i to jeszcze w niedziele podczas, gdy to dzień wolny. Zatrzymałam konia spoglądając na dziewczynę, ale postanowiłam się nie odzywać jak na razie... może sama mi coś powie?

<Kat?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)