poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Razem z chłopakiem rzuciliśmy butelkami w dół zbocza, które ciągnęło się aż do samego miasta. Spadek nie był jakiś szczególnie stromy, był po prostu długi i rozległy. Światła, które błyszczały w Miami oślepiały moje czekoladowe oczy, które były podkrążone, co było skutkiem nieprzespanych kilku nocy z zrzędu. Po wypiciu sporej butelki, nadzwyczaj mocnego wina staliśmy się bardziej wylewni w uczuciach do każdego istnienia na tej ziemi. Śmiech nie schodził z naszych ust, a muzyka, która wydobywała się z wnętrza samochodu należącego do Noah'a, nie przestawała grać. Kilka razy zanuciliśmy pod nosem refren. Nagle mój wzrok przyciągnęły błyszczące oczy Luke'a.
- Ej, nawet przystojnie wyglądasz w blasku świateł miast - zaśmiałam się, i posłałam mu krótkie spojrzenie. Nagle chłopak zmniejszył przestrzeń, która nas dzieliła i zbliżył swoją twarz do mojej. Poczułam ciepły oddech na moim ramieniu, a mój oddech stał się niespokojny.
- Zaś Ty w tym momencie, wyglądasz bardzo kusząco - powiedział ochrypłym głosem, i zaczął kręcić kosmykiem moich włosów. Nagle w głowie pojawił się błysk myśli, które nie były jeszcze zabrudzone alkoholem.
- Jesteś wolny, prawda? - Zapytałam, ale nie było dane usłyszeć mi odpowiedzi, ponieważ chłopak usiadł na przeciwko mnie, a nasze usta zwarły się w jedność. Wszystko było tak nagłe, światła błyskały wokół nas, a my spragnieni siebie cały czas wykonywaliśmy taniec naszych warg. Nagle Luke odsunął się ode mnie, ale złapał pojedynczy, szybki i płytki oddech, i ponownie zaczęliśmy się całować. W mojej głowie buzowały różne myśli. Nagle poczułam, że na moim ciele nie ma już koszulki, a sama na zostałam w biustonoszu, a zimne powietrze okoliło moje ciało. W kilka sekund znaleźliśmy się na chłodnej trawie, ale gdy mieliśmy zabrać się za kolejne części garderoby, stoczyliśmy się z górki, ciągle przywarci do siebie. Niestety mój kręgosłup zaliczył bliskie spotkanie z twardą ziemią. Moją twarz wykrzywił grymas bólu, a moje ciało wygięło się łuk.
- Luke, boli - syknęłam, a chłopak sam tak jakby otrzasając się z wydarzeń, które przed chwilą miały miejsce, wstał i szybko się rozejrzał. Podniosłam się do góry, ale nie dane było mi długo stać, ponieważ ból pleców dawał się w znaki. Poczułam dotyk delikatnych, męskich dłoni, które spoczęły na mojej talii. Lókuś wziął mnie na ręce, i sam ruszył przed siebie.
- Puść mnie! Dam sobie radę! - Warknęłam, i zaczęłam się szarpać, aż chłopak zrezygnowany mnie wypuścił.
- Co robimy? - Zapytałam nie kryjąc zakłopotania.
- Możemy tutaj zostać i dalej pić, albo możemy szukać drogi do domu - powiedział, a ja zdecydowanie wybrałam tę drugą opcję.
- Luke, bo mi tak trochę zimno - westchnęłam, a chłopak spojrzał na mnie, i zawiesił wzrok na partii między brzuchem, a obojczykami. Wywróciłam oczami.
- Trzymaj bluzę - powiedział, i szybko zdjął z siebie grubą, czarną bluzę. Zarzuciłam ją sobie na ramiona, i poczęłam marne próby dorównania kroku Lukusia. Zaczęliśmy iść przed siebie, próbując zorientować się w jakiej lokalizacji obecnie się znajdujemy. Wszędzie było ciemno jak w dupie u murzyna.
- Ku**a! Zgubiłem telefon! - Zaklął blondyn, i obrócił się w moją stronę. Byłam oddalona od niego o kilka metrów, więc moja głowa nie zamartwiała się tym, że przez uwagę mogę się zgubić.
- Przeżyjesz Luke, mamy ważniejsze sprawy na głowie niż Twój telefon - powiedziałam, już wyraźnie zdenerwowana zaistniałą sytuacją. Nagle chłopak wyrwał do przodu, a ja zaczęłam usilnie biec, aby tylko nie zgubić się w tym pie***onym lesie, który w nocy wydawał się być przeogromny. Z mojego pola widzenia zniknęła wysoka sylwetka niebieskookiego. Popadłam w panikę, i zaczęłam biec na oślep. Wtedy wszystko wyglądało strasznie, a każdy ruch wydawał się być oznaką tego, że ktoś mnie obserwuje. Bez nadziei usiadłam pod jednym z drzew, a z moich oczu popłynęły łzy. Czy tak miał wyglądać mój koniec? Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- Ch***ra jasna, gdzie on jest? - Załkałam, i rzuciłam małym patykiem na oślep. Z kieszeni wyjęłam telefon, który i tak nie dostarczył mi żadnej korzyści, ponieważ był rozładowany. Włosy i wszystkie ubrania doszczętnie przemokły. Położyłam głowę na złączonych kolanach, i najwidoczniej zmęczona płakaniem zasnęłam.
~*~
Obudził mnie nagły szelest liści. Zaskoczona otaczającym mnie terenem, szybko poderwałam się do góry, co nie było za dobrym pomysłem, ponieważ szybko poczułam ból w odrębie kręgosłupa. Nagle z krzaków wyskoczyło coś mokrego. Coś czego nie potrafiłam zidentyfikować. Jedynie co widziałam to kupa liści, gałązek i ogon, który nagle obudził się pod wpływem mojego dotyku.
- Cześć malutki! Czyli jesteś pieskiem - szepnęłam, gdy zobaczyłam merdający ogonek. Nagle przypomniałam sobie o chłopaku, który najprawdopodobniej zaczął poszukiwać mojej osoby. Wzięłam tą kupkę sierści na ręce, i sama ruszyłam w głąb lasu. Z ulgą stwierdziłam, że las nie był gęsto porośnięty drzewami. Ku mojemu zaskoczeniu, z gąszczu krzaków wyłonił się chłopak.
- Luke! - Krzyknęłam, a łzy szczęścia popłynęły po moich policzkach.
Luke? Mrauuu... 8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)