wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Marceline- pisanka trzecia

- No, teraz wyglądasz całkiem jak… jak… - próbowałam znaleźć odpowiednie słowo na określenie Ferro, wałacha fiordzkiego. Do grzywy przyczepiłam mu wycięte z kartonu kolorowe jajko, a ogon splotłam w długi warkocz. Odsunęłam się o kolejny krok do tyłu, aby ocenić swoje dzieło.
- Wygląda, jakby przeżył armagedon – podsumował męski głos zza moich pleców, na którego dźwięk od razu podskoczyłam. Odwróciłam głowę do tyłu i spostrzegłam, jak tuż zza drzwi wychyla się czekoladowa czupryna o oczach koloru butelkowej zieleni. Chłopak patrzył na mnie obojętnie, a w jednej dłoni trzymał dopalającego się już papierosa.
- Wiesz, że nie wolno palić w stajni? – fuknęłam w odpowiedzi, jednak moje słowa jakby nie doleciały do uszu szatyna. Podszedł bliżej kuca, wcześniej wrzucając do wiadra z wodą niedopałek. Popatrzył mu dokładnie na grzywę, później na sierść, a na końcu przykucnął i dokładnie obejrzał kopyta.
- Ty go nawet porządnie nie wyczyściłaś.
- Co?! – słowa jego mocno mną wstrząsnęły. Wzburzona, złapałam za szczerbaty grzebień, aby pokazać mu, jak wcześniej męczyłam się z wyczesaniem włosia Ferro, jednak po chwili znalazłam lepsze rozwiązanie – rzuciłam w niego przedmiotem. Chłopak, zaskoczony, cofnął się bliżej drzwi, a ja – na równi niedowierzając w to, co właśnie zrobiłam – poczułam, jak cała moja twarz przybiera barwę czerwieni.
- P-przepraszam… - wybąkałam.
Szatyn, zamiast wypowiedzieć się na temat dziwnego wydarzenia, co podejrzewałam, że uczyni, wskazał ręką na wyjście ze stajni i powiedział:
- Idź lepiej zobacz, jak inni przygotowali swoje wierzchowce. Dzięki temu będziesz wiedzieć, jak powinnaś zająć się kucem.
Po tych słowach wyciągnął paczkę gum, wrzucił jedną do buzi i ruszył w głąb stajni. Chwilę jeszcze stałam i wpatrywałam się w plecy oddalającego chłopaka i pomimo wewnętrznego sprzeciwu, postanowiłam posłuchać jego rady – pocieszająco poklepałam wałacha po chrapach, zamknęłam drzwi do boksu i truchtem wybiegłam przed stajnię. Rzeczywiście, spora gromada uczniów była już gotowa na wystawę. Każdy z wierzchowców prezentował się fantastycznie – gładkie, lśniące grzywy powiewały na wietrze wraz z kolorowymi wstęgami. Kopyta, czyste i równe, odbijały promienie słońca. A sierść… Sierść po prostu olśniewała swoją urokliwością. Stanęłam jak słup soli, nie mogąc zrobić choćby kroku. W życiu nie uda mi się doprowadzić Ferro do takiej perfekcji. On ledwo wychyli nos ze stajni i już jest pełen kurzu. Kątem oka zauważyłam, jak chłopak, który wcześniej mocno mnie zirytował, stoi oparty o ogrodzenie i szuka czegoś w torbie. Po ogromnych zmaganiach ze sobą zdecydowałam – skierowałam się powoli w jego stronę i, przełykając głośno ślinę, zapytałam:
- Widziałam, że znasz się na rzeczy… Wiesz, jak przygotować konia na wystawę… Może… Może chciałbyś mi z tym pomóc?
Jego oczy początkowo wyrażały zdziwienie, jednak po chwili poczęły błyskać chytrze.
- Ach tak? Potrzebujesz mojej pomocy? Nie będę musiał się obawiać, że oberwę jakimś przedmiotem?
- O-oczywiście, że nie. Tamto… Tamto było tylko wypadkiem – mruknęłam pod nosem.
- A będę coś z tego miał? – chłopak jedną rękę przełożył przed deskę w ogrodzeniu, a drugą oparł na biodrze, wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Coś się wymyśli… - zaczęłam gorączkowo myśleć. Co mogłabym mu zaoferować, aby zgodził się mi pomóc? – Podzielimy się nagrodą na pół?
- Och, to na pewno – odparł nonszalancko. – Ale ja chcę czegoś więcej… Czegoś dodatkowego.
- N-nie wiem, co mogłabym ci więcej zaoferować – odparłam zmieszana.
Zielone oczy chłopaka wpiły się we mnie, jednak po chwili westchnął przeciągle i powiedział:
- Dobra, później coś się wymyśli. Nie zostało nam wiele czasu – odwrócił się, ukucnął przy trawie i zerwał parę kwiatków, których wcześniej tam nie zauważyłam (później się okazało, iż były to stokrotki). Nie wypowiadając ni słowa, ruszył w kierunku stajni, a ja powolutku ruszyłam za nim. Stanęliśmy przy boksie Ferro, przyglądając się, jak kuc zajada się marchwiami, którymi jakiś inny uczeń musiał go obdarować podczas mojej nieobecności. Szatyn podniósł jedną dłoń do podbródka i, lekko przekrzywiając głowę na prawą stronę oraz mrużąc nieznacznie oczy, zaczął przyglądać się koniowi. Nie chcąc być bezużyteczną, także zaczęłam myśleć nad jakimś pomysłem na wystawę. Przez moją głowę przelatywały obrazy kurczaczków, zajączków i owieczek, jednak żaden pomysł nie był dobry… Nie był zachwycający, tylko zwyczajny i nudny.
- Już mam! – odparł nagle chłopak, klaszcząc znienacka dłońmi. Ogromny uśmiech wykwitł na jego twarzy, a oczy zaczęły błyszczeć z podniecenia – Odpuśćmy sobie motyw wielkanocny. Niech to będzie wiosenny kuc!
- A-ale to właśnie Wielkanoc jest motywem przewodnim… - zaczęłam niepewnie.
- Trochę wyobraźni – odrzekł, jednak nadal z uśmiechem na twarzy. Wyciągnął z torby zgniecione stokrotki i przyłożył je do grzywy Ferro – Nikt nie musi wiedzieć, że nie jest to wielkanocny kuc. Dzięki temu, że ominiemy kurczaki i inne badziewia, nasz kuc będzie się wyróżniał… Co na pewno nie ujdzie uwadze jury.
Chłopak zaczął wyczesywać grzywę Ferro, całkowicie ignorując moją obecność. Przystanęłam z boku, opierając się o ścianę boksu i nieśmiało zaczęłam przyglądać się poczynaniom chłopaka. Może i był chłodny i szorstki w obejściu, jednak przy wierzchowcu jego oblicze nieco złagodniało, a ruch dłoni przy wyczesywaniu grzywy był dokładny i delikatny. Staliśmy tak w milczeniu, ja z myślami pędzącymi gdzieś siną w dal, ku wieczornej wystawie, a chłopak ze wzrokiem skupionym na kucu. Nagle ciszę przerwał nieco zniecierpliwiony głos chłopaka:
- Może pójdziesz poszukać jakiś kwiatów do stroju, zamiast tutaj bezczynnie siedzieć…? – zapytał, kątem oka na mnie zerkając.
- Nie ma sprawy… - chciałam wypowiedzieć jego imię, kiedy zdałam sobie sprawę, że jeszcze mi się nie przedstawił.
- Cavan – odparł na nieme pytanie chłopak, znów całkowicie pochłonięty czesaniem kuca.
- A ja Marcy – odparłam, po czym, nie doczekując się żadnej innej reakcji, wyszłam ze stajni i skierowałam się na łąki. Nie podobało mi się to, w jaki sposób Cavan się do mnie odzywał – traktował mnie tak, jakbym była niespełna rozumu, bądź jakbym wciąż miała mleko pod nosem… Kopnęłam ze złością kamień, który potoczył się z górki wprost w kupkę siana. Przysiadłam pod drzewkiem, chcąc uspokoić myśli. Czy naprawdę aż tak bardzo zależy mi na wygranej, aby poświęcać się i pozwalać na pomiatanie sobą? Pokręciłam przecząco głową… Nie, aż tak mi nie zależy. Jednak już wplątałam go w ten konkurs i raczej nie powinnam nagle się z tej wystawy wycofywać… Nie z tak błahego powodu. Ścisnęłam piąstkę w pięść i w duchu nakazałam sobie ,,Koniec z użalaniem się! Pora wziąć się do roboty!” Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Łąka dla koni raczej nie była dobrym miejsce na zbieranie roślin – większość albo została zjedzona, albo zdeptana. Podbiegłam za stajnię, gdzie znalazłam wiklinowy koszyk, zazwyczaj służący do roznoszenia marchwi. Powiesiłam go na ręce i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę lasku. Wiedziałam, gdzie mogę znaleźć najwięcej kwiatków – nieopodal jeziora znajdowała się łączka, gdzie czasami spędzałam czas czytając książki. Nie było to daleko, więc już po chwili zajęłam się wyszukiwaniem okazałych i barwnych kwiatów. Do koszyka zerwałam od groma maków, chabrów oraz niezapominajek. Słońce było już w zenicie, kiedy postanowiłam wrócić do Akademii, obładowana różnokolorowymi roślinami. Bąki i pszczoły niebezpiecznie zaczęły się mną interesować, więc czym prędzej popędziłam do stajni. Kiedy otworzyłam drzwi do boksu, wciągnęłam wdech, zachwycona – Ferro nie tylko był czysty, jak nigdy przedtem, lecz także miał pomalowane malutkie kwiatuszki na sierści.
- Jaki on cudowny! – wyszeptałam, co nie uszło uwadze Cavanowi.
- Dziękuję – pochylił się teatralnie, ściągając z głowy niewidzialny kapelusz. Ja natomiast wolno podeszłam do kuca i, starając się nie naruszyć ni włosa na jego dumnej głowie, zaczęłam przyczepiać kwiatki. Skończywszy swoje dzieło, nim zdążyłam się nasycić widokiem kuca, chłopak pociągnął mnie za rękę i powiedział, ponaglając:
- Jeszcze dla ciebie musimy przygotować strój.
- Dla mnie? – odparłam zdziwiona, jednak ruszyłam za chłopakiem – Myślałam, że tylko konia stroimy…
- Jeździec musimy pasować do swojego wierzchowca – wypowiedział te słowa tak, jakby kogoś w tym momencie cytował. Nie odpowiedziałam, a jedynie pozwoliłam poprowadzić siebie do dormitorium. Chłopak od razu skierował się w sobie jedynie wiadomą stronę, a ja szybkimi krokami starałam się za nim nadążyć. Nagle zatrzymał się przed pokojem o numerze 26 i zapukał donośnie.
- Adeline, jesteś tam? – zapytał, wciąż dobijając się do drzwi – Otwórz te cholerne drzwi.
Nim dziewczyna otworzyła drzwi, zdołałam usłyszeć jak soczyście klnie i przewraca coś po drodze. Na chwilę wszystko w pokoju ucichło, po czym otworzyła nam niewysoka dziewczyna o ciemnych włosach do ramion. Oczy miała mocno zapuchnięte, a głos zachrypnięty.
- Czego chcesz?
- Pamiętasz tę sukienkę, którą przysłała ci twoja matka?
- Kurde, tę przezroczystą? – zapytała, patrząc na niego podejrzliwie – Schowałam ją na dno szafki i lepiej niech tam już pozostanie. Po co ci ona?
- Wystawę organizują i trzeba w coś przebrać Marcy – szybkim ruchem głowy wskazał na mnie, a ja jedynie delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie wiem, czy nie będzie na nią za krótka, ale jeśli naprawdę ci zależy, to mogę ci ją dać – odparła, ziewając szeroko, po czym wpuściła nas na chwilę do środka. W pokoju panował bałagan i mrok, gdyż okna były szczelnie zasłonięte granatową zasłoną. Dało się wyczuć w powietrzu także lekki zapach alkoholu. Przystanęłam na progu, nie chcąc wchodzić w głąb, aby przypadkiem na coś nie wpaść. Dziewczyna szybko wyrzuciła z komody całą stertę ubrań, po czym z samego dna wyjęła długą, pół-przeźroczystą sukienkę. Nie miała ramiączek, a jedynie skrawki materiału miały opierać się o boki ramion.
- Jest idealna – stwierdził Cavan, przyglądając się jej dokładnie – No, prawie idealna.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopaka popchnął mnie w stronę toalety i powiedział:
- Przymierzaj to szybko. Nie zostało wiele czasu.
Niechętnie na to przystałam. Zadziwiająco prędko ściągnęłam z siebie spódnicę i bluzkę, a wcisnęłam się w zwiewną suknię. O dziwo, pomimo tego, że była nieco przykrótka, to pasowała na mnie. Wyszłam nieśmiało z toalety, zasłaniając się delikatnie dłońmi. Adeline rozsunęła już kotary, więc światło bez problemu wpadało do wnętrza pokoju.
- Nieźle wyglądasz – posumowała dziewczyna z nikłym uśmieszkiem na twarzy.
- Jeszcze tylko jeden drobny szczegół – dodał Cavan z zamyślonym spojrzeniem. Wyciągnął ze swojej torby ostatnią stokrotkę, podszedł do mnie i delikatnie wplótł ją w moje rozpuszczone włosy.
-Perfekcyjnie. A teraz chodźmy na wystawę – podał mi rękę z zawadiacko uniesionymi do góry brwiami. Uśmiechnęłam się lekko, ujęłam jego dłoń i razem udaliśmy się w stronę hali, gdzie miała odbyć się wystawa.

Dostajesz 1 pisankę do koszyczka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)