niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Blondynka, zielonooka, na oko niższa ode mnie, lecz nie dało się tego stwierdzić bowiem była na przeogromnych szpilkach. Zawiesiła się na szyi Luke'a, a zdezorientowany chłopak chciał delikatnie ją odstawić, ale w mojej głowie zaczęło szaleć uczucie zazdrości, które doprowadziło do niezbyt mądrego posunięcia. Gwałtownie szarpnęłam ją za kościste ramię, które było przeciwieństwem mojego umięśnionego, który był wypracowany przez kilka długich miesięcy pracy. Wzięłam zamach prawą ręką, no i co tu dużo mówić? Dziewczyna, a raczej jej nos, zaliczył bliskie spotkanie z moją pięścią. Zielonooka przewróciła się na kostkę brukową i od razu złapała się za nos, z którego leciała ogromną struga krwi. Zdenerwowana poderwałam ją do góry, przybliżyłam się do jej twarzy.
- Spier***aj od mojego faceta - szepnęłam i jeszcze raz przewróciłam ją na ziemię. Chłopak widzący całą sytuację szybko złapał mnie za obie ręce, ale ja próbowałam się wyszarpać z jego silnego uchywu.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam i zgromiłam go groźnym spojrzeniem.
- Nie przy ludziach, idziemy już - powiedział, i trzymając mnie kurczowo za dłoń, ruszył do mojego domu, który znajdował się całkiem niedaleko od Big Bena. Wolno szłam za chłopakiem, by jak najbardziej przedłużyć pobyt Luke'a w moim rodzinnym mieście.
- Szczerze? Nie chcę żebyś wyjeżdżał - bąknęłam i zatrzymałam go tuż pod furtką domu. Nie zważając na to, że Matthew stał przy swoim samochodzie, pocałowałam chłopaka, który oddawał mi każdy pocałunek. Wtuliłam się w niego i napawałam się ciepłem, które dawało mi ciało mężczyzny.
- Ja też nie, ale muszę - powiedział, i otworzył furtkę, przepuszczając mnie. Bezgłośnie weszłam do domu, gdzie słychać były dźwięki grającego telewizora, i śmiechu moich rodziców, którzy wtuleni w siebie siedzieli na kanapie. Uśmiechnęłam się i po cichutku weszłam na górę, trzymając kurczowo, ciepłą dłoń blondyna.
- Przyznaj, że moi rodzice są uroczy - powiedziałam, siadając na ładnie zaścielonym łóżku.
- Są, są. Gdzie położyłaś moją walizkę? - Zapytał gwałtownie zmieniając temat.
- Garderoba, po lewej - westchnęłam, i walnęłam się na łóżko, zastanawiając się co słychać u mojego szczeniaka, który teraz prawdopodobnie spał, albo biegał po całym terenie akademii. Chłopak zapakował jeszcze wczorajsze ubrania do torby, i w gotowości usiadł tuż obok leżącej mnie.
- Mam nadzieję, że mnie odprowadzisz - powiedziałam, uśmiechając się półgębkiem.
- Nawet załatwię Ci podwózkę, rzecz jasna z moim tatą. Nie chcę ryzykować przejażdżki z moim bratem. Z resztą sama wracam dziś do akademii - westchnęłam i ruszyłam po swoją walizkę, która czekała na mnie spakowana i gotowa do odlotu. Niebieskooki złapał za rączki od walizek, i ruszył na dół tuż za mną.
- Tatusiu, odwieziesz nas na lotnisko? - Zapytałam, delikatnie trzepocząc rzęsami, by dodać sobie uroku osobistego.
- Już odlatujecie? Na pewno Was odwioze, ale nie wypuszczę Cię tak szybko ze swoich ojcowskich ramion - zaśmiał się. Przytuliłam się do mamci, a chłopak również podarował kobiecie uścisk.
- Niech pani pamięta, świetnie pani gotuje - zaśmiał się, i tak o to wyszliśmy z mojego rodzinnego domu, do którego tak prędko nie wrócę. Zapakowaliśmy walizki do bagażnika, a sami wsiadliśmy na tylnią kanapę srebrnego samochodu. Droga była wypełniona przyjemną atmosferą, ale ja nie wtrąciłam ani jednego słowa do rozmowy między Luke'em, a moim tatą. Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam, że oboje moich dużych chłopców ścisnęli się w braterskim uścisku, a ja sama uścisnęłam tatę, i ruszyłam w stronę miejsc gdzie były prowadzone wszelkie procedury, dotyczące wylotu. Pocałowałam chłopaka, ostatni raz przed długotrwałym lotem i przebywaniu w zupełnie innej części kraju. Nasze wargi delikatnie się stykały, ale już po chwili odłączyły się od siebie, a ja posłałam ostatnie spojrzenie chłopakowi, który tak samo jak ja, wchodził do rękawu samolotu.

~*~

Podczas lotu, stewardessa podeszła do mnie, spoglądając na moją bladą twarz.
- Czy wszystko dobrze? - Zapytała z troską.
- Tak, raczej tak - ożywiłam się, ale od razu po odejściu kobiety, zasnęłam i obudziłam się dopiero przy lądowaniu.
***
Leżąc w akademickim łóżku, usłyszałam powiadomienie, które świadczyło o dostanie jakiejś wiadomości. Rzuciłam się do telefonu. Jak się okazało osoba, która do mnie napisała miała na imię Luke, a SMS brzmiał tak: 'Doleciałem, a jak sytuacja u Ciebie?' Napisałam, że wszystko jest okej, ale jestem wyczerpana. Nie czekając na kolejną wiadomość od blondyna, przytuliłam się do brązowej sierści psa i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)