poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Od Lily C.D Luke'a - pisanka druga

Luke, co można o nim powiedzieć? Ledwie go poznałam, już tego żałowałam. Chłodne słowa, czasami wręcz chamskie były jak ciasto biszkoptowe. Spód z ignorancji, krem z chamstwa, biszkopty z obojętności, polewa z sarkazmu. Ja też taka jestem na początku, nie przeczę, ale co on potrafi powiedzieć czy uczynić aż przeraża. Miałam się jeszcze dzisiaj przekonać na własnej skórze jego nieprzyjemnego charakteru.
Obserwowałam jak bąbelki powietrza uciekają z mojego kubka z zieloną herbatą. Dolanie wody gazowanej do wywaru nie okazał się takim kiepskim znowu pomysłem. Nawet śmiem twierdzić, że wolę tą swoją 'gazowaną herbatę', od tej zwykłej. Siedziałam na fotelu i uważnie wsłuchiwałam się w zażartą rozmowę Esmy, Helen i Daniela, nie udzielając się za bardzo. Wszyscy próbowaliśmy popędzić swoje głowy do wymyślenia jakiegoś sensownego zajęcia, jednak ze znikomym skutkiem.
— A co z twoimi pisankami Esma? — pytanie drugiej dziewczyny odkurzyło w nas nowe możliwości, które do tej pory zwyczajnie olewaliśmy. Nagle jakby wszyscy doznali olśnienia i żalu do siebie, że tyle pomysłów pominęli i nawet się nie zorientowali gdy to zrobili.
— Moglibyśmy je sprzedać, oczywiście za twą zgodą, w miasteczku, a dochody przeznaczyć na lody — odezwałam się, przerywając swoje dosyć długie milczenie.
— A może jednak zrobimy coś dla społeczeństwa, tak odświętnie — Daniel dodał swoją część genialnego, naszym zdaniem, planu, który nabierał kolejnych rysów w szkicu.
— Chwila, ludzie! Tego nie jest, aż tak dużo! Trza troszku dorobić — zaapelowała autorka naszego przyszłego dochodu, jakim były pisanki, kartki i pojedyncze, materiałowe chustki do nosa w króliczki, czy kurczaczki.
— Się zrobi.
I tak kończąc temat, przystąpiliśmy do działania. Ja osobiście już wiedziałam, że ja i moje dwie lewe ręce oraz coś do roboty, zawsze się źle kończy. Dlatego wmawiając, że pójdę przygotować transport artystycznych rękodzieł w postaci kucyka i małego wózka, a tak naprawdę poszłam na padok się wylegiwać. Uważałam, że zbyt wczesne przygotowanie kuca może go tylko znudzić lub zmęczyć. Prędko się z tym raczej nie uwiną.
Leżałam na potężnym konarze starego drzewa i obserwowałam żyjątka urzędujące tuż nad moją głową, na zielonych liściach. Moje włosy spływały niczym wodospad po szorstkiej korze, a ręce skrzyżowane pod głową, pełniły rolę poduszki. Mój spokój niestety widocznie musiał być zakłócony, bo do moich uszu dobiegł mi nieznany, męski głos.
— Za chwilę spadniesz, złamiesz nogę i będzie płacz, że nie możesz jeździć.
Przymknięte oczy zostały gwałtownie otwarte, by obejrzeć śmiałka, który odważył się mi przeszkodzić w drzemce. Jasnoniebieskie oczy, podobne do oceanu, świdrowały mnie ganiącym spojrzeniem.
— Znam cię? — zapytałam kpiąco, na co jego spojrzenie tylko jeszcze bardziej mnie denerwowało.
— A czy to niezbędna rzecz, by ci zwrócić uwagę i ostrzec przed upadkiem?
— Raz, co ciebie to interesuje? Dwa, nie rób z siebie takiego bohatera, bo oboje wiemy, że nic na tym nie zyskasz, tylko mój gniew. Trzy, nie wiesz, że pytaniem, na pytanie się nie odpowiada?
Nie odpowiedział. Nie rozumiałam tego. Najpierw chciał mi zwrócić uwagę, a nie potrafi tego obronić? Może wolał po prostu to olać? Tak, pewnie tak. Wpatrywałam się w odchodzącą sylwetkę chłopaka. Jego rozwiane blond włosy i błękit oczu ugrzęzł mi przez jakiś czas w pamięci, póki nie wybił mi go stamtąd krzyk rozjuszonej Esmery:
— Lilian! Jak cię zaraz posiekam! Gdzie ten wózek?!
Zwlokłam się zniechęcona z drzewa i szybko wyminęłam chłopaka, który nadal mnie świdrował wzrokiem.
Patrzyłam na wielki kosz z pisankami, kartkami, pluszakami, ciastami i świeczkami, który delikatnie został postawiony na skrzyni boksu Ametysta. Haflinger, który rozmawiał z sąsiadem, nie zwracając na wszystko co dookoła uwagi.
Pospiesznie chwyciłam za kantar i wyprowadziłam go z boksu, walcząc dłuższą chwilę z jego zajęciem. Szczotki ledwie poszły w ruch, a już musiały zostać zastąpione przez grzebyk i wstążki.
— Ej, ty tam! Tak ty! Chodź tu! Pomożesz — krzyk dziewczyny, jeszcze przed chwilą opierniczającej mnie po całości skupił się na niedawno poznanym przeze mnie blondynem. Niepewny, czy to na pewno o nim mowa, udał, że nie jest świadom polecenia adresowanego do niego. Niewzruszony pozostał w swoim miejscu.
— Esma! Nie potrzebujemy pomocy — zaprotestowałam, chcąc uniknąć z nim ponownego kontaktu.
— Ty akurat lepiej zajmij się swoim zajęciem i nic nie mów. Weź go wyczyść, a Helen i Daniel zajmą się wózkiem — zarządziła. Westchnęłam cicho i rozłożyłam bezradnie ręce do reszty przyjaciół. Dziewczyna ponowiła swoje krzyki w stronę blondyna. Tym razem zareagował. Wsłuchiwałam się w ich rozmowę i przy okazji walcząc z łakomstwem kucyka posłanymi do marchewki wystającej z mojej tylnej kieszeni spodni.
— Jak masz na imię? — zapytała Esma.
— Luke — odpowiedział, zachowując zimny ton głosu, na który wzdrygnęłam się, omal nie tracąc w rękach szczotki.
— Pomożesz Lily szczotkować Ametysta. A ty, Lilu, zajmiesz się grzywą — dodała pieszczotliwie, kierując do mnie drugą część swej wypowiedzi. Skinęłam głową i rzuciłam w stronę Luke'a, szczotkę. Nie trafiłam. Włosie odbiło się od jego czoła i wylądowało ostatecznie w jasnych dłoniach.
~*~
Całość naszej 'wyprzedaży' wypadła nawet znośnie, pomijając, że nasz wałaszek niezauważalnie przez nikogo, przez cały czas podkradał jabłka sprzedawcy obok. Zareklamowani, że 'Dochody oddajemy na cele charytatywne' nawet dużo nam dał. Co chwila ktoś z nas się podnosił, by obsłużyć klienta. Niestety Luke się zgodził na propozycje dziewczyn, by się z nami zabrał, albo lepiej to nazwać, że został przyparty do ściany i 'albo z nami idziesz, albo zamkniemy cię w piwnicy i będziesz dostawał zaledwie chleb i wodę'. Gdy wieczorem zakończyliśmy nasz interes, całą blaszaną puszkę wypełnioną po brzegi drobnymi, zabraliśmy do domu dziecka i zaskoczonym wychowawczyniom wepchnęliśmy do rąk.

Luke?
Chciałeś, to masz

Otrzymujesz jedną pisankę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)