niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Nie wierząc w to, co właśnie usłyszałem, zdjąłem okulary przeciwsłoneczne, tępo wpatrując się w siedzącą przede mną dziewczynę. Nie dość, że te słowa zawsze wydawały mi się nieprawdopodobne i nie do końca prawdziwe, to z ust dziewczyny brzmiały tak absurdalnie, że aż śmiesznie. Walcząc więc z rosnącym rozbawieniem, które spowodowane było tym, że doskonale znałem powody ‘nagłej przemiany’ szatynki, odwróciłem wzrok z jej oczu, przenosząc go na swoje jedzenie, którego spożycie zostało mi chwilę wcześniej przerwane.
- Och, nie żywię urazy, doprawdy – mruknąłem, sięgając po herbatę, która przez ten czas zdążyła przestygnąć. – Po prostu dokończę ten oto posiłek i posłusznie wyjdę, dobrze? – uśmiechnąłem się, trzepotają słodko rzęsami, tak, jak robiły to każde puste dziewczyny na swoich filmikach, upijając wcześniej sporego łyka aromatycznego napoju.
Dziewczyna nie odezwała się już do samego końca, widocznie również stwierdzając, że słowa będą tu zbędne. Przełykając ostatnie kęsy kanapek, jedynie zerknąłem na nią przelotnie, jeden z nielicznych razów w ciągu tej kolacji. Nie zamartwiając się zupełnie nad tym, co tak usilnie może zaprzątać jej myśli, wypiłem do końca herbatę, po której chwilę później pozostało tylko i wyłącznie przyjemne wspomnienie. Chwytając za puste już naczynia, nachyliłem się jeszcze nad krzesłem czekoladowowłosej, która choć uważnie obserwowała każdy mój ruch kątem oka, to nie odezwała się ani jednym słowem, siedząc jak zaklęta.
- Nie musisz być usilnie milutka, wiesz? – powiedziałem, mając twarz nachyloną całkiem niedaleko w stosunku do jej ucha. – Nie potrzebuję fałszywych znajomych. – dodałem i, znowu nie zważając na to, że coś za mną mruknęła, poszedłem odnieść pozostałości po mej kolacji do odpowiedniego okienka, gdzie kucharki uśmiechnęły się do mnie ciepło, mając na uwadze to, że większość uczniów pozostawiała talerze przy stolikach. Gdy już miałem obrócić się na pięcie, aby jak najszybciej znaleźć się w pokoju, chcąc przed zajęciami wykonać jeden szybki telefon, zerknąłem jeszcze przez ramię na osobę, która już jako jedna z nielicznych siedziała na stołówce. Ta sama, doprowadzająca mnie do istnej frustracji dziewczyna, wciąż dłubiąca widelcem w sałatce, widocznie kłopocząc się z trudnościami losu. Uśmiechając się mimowolnie pod nosem, skręciłem w kierunku swego pokoju, po drodze przeszukując kieszenie w celu odnalezienia odpowiednich kluczy. Na całe szczęście, znalazły się akurat w momencie, w którym stanąłem pod drzwiami prowadzącymi do lokum, które dzieliłem z pozostałymi trzema osobami. Nikogo jednak nie było w środku, co było dość rzadkim zjawiskiem, zważywszy na to, że Carl, który był dosyć aspołecznym człowiekiem, większość dnia spędzał w swym własnym zaciszu. Nie dane mi było jednak zrobić tego, po co tam przyszedłem – telefon rozładował się na dobre, a wiszący na ścianie zegar wskazywał godzinę, która dawała mi jedynie dziesięć minut do rozpoczęcia zajęć. Choć było już ciemno, a na zewnątrz wcale nie było aż tak chłodno, zarzuciłem na swe ramiona ulubioną, czarną bluzę, nie zdejmując ze swego nosa okularów, z którymi rzadko kiedy się rozstawałem. Tak czy inaczej, udało mi się zejść na dół w porę, aby zdążyć wypalić papierosa, co zdarzało mi się robić ostatnio naprawdę rzadko. Z przykrością przypomniałem sobie jednak, że ostatnio zmuszony byłem wyprać bluzę, co skutkowało tym, że w jej kieszeniach nie odnalazłem ani upragnionej paczki, ani nawet zapalniczki. Zrezygnowany już nieco, powlokłem się w stronę budynku, w którym znajdowała się sala, gdzie zazwyczaj odbywały się zajęcia teoretyczne, na które właśnie zmierzałem.
Zatrzymałem się jednak, gdy pod ścianą dostrzegłem postać, z której ust wydobywał się szary, kłębiasty dym. Podszedłem do niej nie dlatego, że zwabiony zostałem ewentualnymi papierosami, a samą w sobie osobą, którą, jak już byłem niemalże całkowicie pewien, za niedługo będę rozpoznawał już z daleka. Zdziwiło mnie jedynie to, że zwyczajnie nie spodziewałem się, że dziewczyna będzie na tyle odważna, by palić fajkę tuż obok instruktorów i właścicieli, którzy przechodzili nieopodal.
Pozory lubią mylić.
- Nie ładnie tak, panienko – prychnąłem, podchodząc bliżej do szatynki, której imienia wciąż nie znałem. Zresztą, nie było mi ono potrzebne do szczęścia. Opierając się o ścianę, chcąc nie chcąc wdychałem opary, gdy te leciały prosto w moim kierunku. – Zaraz zajęcia, dobrze byłoby, gdybyś wykazała się na nich kulturą – dźgnąłem ją delikatnie łokciem między żebra, z cwaniackim uśmiechem kierując się już prosto do budynku, czując już, jak czas mnie nagli.
Rzeczywiście, większość uczniów czekała już posłusznie pod salą, niczym tresowane pieski. Ja, jak zwykle niechlujnie podpierałem jedną ze ścian, bez żadnego zeszytu, w którym mógłbym zapisywać notatki.
Pięknie.
Do pokoju już wrócić się nie mogłem, bowiem instruktorka prowadząca zajęcia przebiegła już przez korytarz, co było zdumiewającą umiejętnością, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że na nogach miała niemałe szpilki. Wszyscy więc, zupełnie jak w wojsku, skierowali się zaraz za nią do sali, gdzie momentalnie zajęliśmy większość wolnych miejsc. Co prawda, były jeszcze te na samym końcu, jednak instruktorzy nie lubili, gdy mieli nas w zbyt dalekim zasięgu ręki. Gdy ktoś tam usiadł, albo chociażby się tam kierował, skutkowało to przesiadką w miejsce, które kobieta sama wybierała.
Najwidoczniej, moja jakże ukochana towarzyszka sprzed kilku godzin, nie była świadoma tego zwyczaju. Nie dość, że spóźniona, to jeszcze w dodatku tak, jak ja, nieprzygotowana, od razu poczłapała w stronę miejsc, które znajdowały się na samiusieńskim końcu.
- Adeline, gdzie tak daleko uciekasz? – głos kobiety, przesiąknięty wyższością i niewątpliwym zadowoleniem, udzielił mi odpowiedzi na pytanie, choć niekoniecznie chciałem je zyskać. A więc, dziewczyna nazywała się Adeline, co wcale nie było najgorszym imieniem spośród wszystkich możliwych. Instruktorka zatrzymała ją, na co momentalnie dziewczyna spięła się, wzdychając pod nosem. – Obok Luke’a jest wolne miejsce, jestem pewna, że chętnie Cię do siebie zaprosi. Prawda, panie O’Brien?
- Oczywiście że tak, panno Cooper.
Adeline? Luke powoli jest milutki, jest progres!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)