Po skończonym śniadanku udałam się do swojego pokoju. Z tego co
przeczytałam na swoim planie zajęć przed jazdą miałam oporządzić moją
małą Lemonkę. Postanowiłam zrobić to wcześniej żeby mieć chwilę czasu na
zabawę z ołówkiem. Przebrałam się w ubrania, których zawsze używałam do
sprzątania. Spakowałam do torebki wszystko czego potrzebowałam do
torebki. W drodze do stajni zahaczyłam jeszcze o stołówkę z nadzieją, że
zostały jeszcze jakieś jogurty. Głupi ma zawsze szczęście. Jedna z
kucharek odstawiła go specjalnie dla mnie. Podziękowałam starszej
kobiecie i z uroczym uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę stajni.
Stojąc przed boksem klaczy. Rzuciłam swoją torebkę pod ścianę żeby
nikomu nie przeszkadzała. Lemon słysząc mój głos uniosła łeb do góry.
Wystawiła go przez drzwi boksu.
- Cześć słodziaku – pogłaskałam ją po pyszczku. - Wyglądasz dzisiaj
wyjątkowo pięknie – zaśmiałam się. Pocałowałam ją. Odsunęłam się od niej
nie zwracając większej uwagi na to co dzieje się wokół mnie. Poczułam
jak coś podcina mi nogi. Przygotowałam się na upadek na ziemię jednak
zostałam mile zaskoczona. Wylądowałam na czymś całkiem miękkim.
- Wygląda na to, że jesteś mi dziś pisana – usłyszałam głos, z którym już raz dzisiaj się spotkałam.
- Cześć Luke – uśmiechnęłam się. - Jak tam samopoczucie od naszego
poprzedniego spotkania? - usiadłam po turecku w taczce, którą prowadził.
- Jest dobrze. Nie mam na co narzekać – odwzajemnił gest.
- Co powiesz na pomocną dłoń z mojej strony? Pomogę ci z tym siankiem – poklepałam suchą trawkę, na której siedziałam.
- Jest jakiś haczyk?
- Oczywiście, że tak. Do każdego boksu będziesz woził mnie taczką. Idzie pan na taki układ?
<Luke?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)