wtorek, 14 lutego 2017

Od Phoebe C.D Luke`a

Chłopak uważnie lustrował białe pudło  w poszukiwaniu czegokolwiek zjadliwego na śniadanie, gdyż jakby nie patrzeć, płatkami i herbatą się nie najemy. No, przynajmniej ja nie potrafię.
- Jedyne co ta kuchnia ma do zaoferowania to światło w lodówce. - mruknął zrezygnowany Luke i przeniósł wzrok na nasz cały śniadaniowy dobytek, po czym westchnął teatralnie: - Jedyne co nam pozostaje to ten przeklęty sklepik na wsi.
Wzruszyłam ramionami choć tak naprawdę równie mocno nie chciało mi się ruszać czterech liter spod ośrodka i iść gdziekolwiek. Cóż jednak zrobić kiedy jest się dwoma wygłodniałymi leniwcami? (Akurat w moim przypadku).
Taksówki wziąć nie mogliśmy, pozostało nam iść albo piechotą albo konno.
- Wiesz co, mi się chyba jednak nie uśmiecha patatajanie w miejscu gdzie ledwo co trafiłam. - uśmiechnęłam się półgębkiem.Pomińmy również fakt że pójście tam na własnych nogach też nie było najmilszym rozwiązaniem.
- A masz lepszy wybór? - spytał Luke pchając mnie lekko w stronę stajni. - Jeśli pójdziesz tam piechotą, wrócisz na obiad i już śniadanie nie będzie nam potrzebne.
Otworzyłam usta by ostatni raz się odgryźć jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Musiałam więc przystać na jego argument. 
Poszliśmy do siodlarni gdzie wzięłam pierwszy, lepszy osprzęt - w tym przypadku Demeter. Kompletnie nie wiedziałam co to za koń, ale powstrzymałam chęć ucieczki z tego miejsca. Chłopak dostał w swoje łapki srokatą Shine która wydawała się równie mało szczęśliwa przejażdżką co my.
Przeszłam szerokim korytarzem przejeżdżając wzrokiem po tabliczkach w poszukiwaniu klaczy. Gdy wreszcie takową spotkałam, z boksu wyłonił się przyjazny, gniady pysk szturchający mnie zgrabnym nosem. Uśmiechnęłam się blado i starając się przybrać jak najbardziej pewną siebie minę, odłożyłam siodło i chwyciłam za szczotki. 
O dziwo Demeter stała grzecznie i nieruchomo jak posąg, kiedy niepewnymi ruchami przeczesywałam jej gładką sierść. Nie trwało więc długo gdy nabrałam do niej zaufania i z nieco większą już odwagą wsunęłam wędzidło do jej pyska. 
Kiedy klacz była już gotowa delikatnie pociągnęłam ją do siebie by wyszła z boksu. Luke stał już, a raczej siedział, na Shine niecierpliwie podrygującą w miejscu. 
<Luke? Jakieś słabe to to wyszło, ale w porze odzyskiwania weny rzadko kiedy jest dobrze ://>
Jak to teraz czytam to nawet bardzo słabo >.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)