czwartek, 9 lutego 2017

Od Will'a C.D Sashy



Powiedzmy, że dość niespodziewanie Sasha spadła z konia, tracąc przytomność. Pogoniłem Starsheep'a by przyśpieszył i już po chwili byliśmy przy niej. Zeskoczyłem z konia i podbiegłem do dziewczyny. Objąłem ją i czekałem, aż się ocknie.
*20 minut później *
Sasha powoli zaczęła otwierać oczy, a ja delikatnie ją szturchnąłem. Po chwili była już troszkę bardziej "trzeźwa". Pomogłem jej się podnieść.
-Nic ci nie jest? - spytałem.
- Chyba...nic ... - powiedziała zakłopotana.
Riwer podszedł do Sashy delikatnie ją szturchając.
-To nie twoja wina... Ktoś wyskoczył przed Riwera ... Gdzie jest Ven?- spytała dziewczyna.
Po chwili ptak wylądował obok jej dłoni.
- Wiesz, co? Pojedziesz ze mną na koniu.- powiedziałem szybko.
Wziąłem ją na ręce i wsadziłem na konia. Sasha delikatnie się uśmiechnęła. Sam szybko wsiadłem na Starsheep'a i chwyciłem wodze Riwera. Koń podążał za nami grzecznie. Po chwili dojechaliśmy na plażę, gdzie usiedliśmy na piasku. Przypatrywaliśmy się zachodowi słońca, które zaróżowiło niebo. Przytulonych do siebie, wyrwał nas mój dzwonek, którego i tak cholernie nie lubiłem. Siostra dzwoniła i prosiła bym jej pomógł. Szybko wstałem i pożegnałem się z Sashą. Poprosiła bym wziął Riwera a ona tu jeszcze posiedzi. Wsiadłem na Star'a i pojechałem w stronę Akademii. Dotarłem do terenów Akademii dość szybko. Zsiadłem z konia i poczekałem na następnych jeźdźców. Chwilę jeszcze pomyślałem i ruszyłem do pokoju siostry. Wszedłem do niego i pomogłem Esmie. Chodziło o to, bym pomógł jej z Faldem, bo musiała pójść go osiodłać, ale źle się czuła i nie miała jak na nim pojechać. Więc pomogłem siostrze i pojechałem po tym po Sashę. Jednak, gdy tam dojechałem, jej nie było. Wiedziałem, że ona i droga powrotna to nie za dobre połączenie. Zmartwiłem się tym. Rozglądałem się przez chwilę i zauważyłem ślady na piasku. Niewątpliwie były to poodbijane stopy (a raczej buty) Sashy. Ruszyłem tym śladem po piasku, jednak ten urwał się tam, gdzie wchodziło się do lasu. Nie ustąpiłem jednak i wszedłem w głąb lasu. Co chwila nawołując, przeczesywałem pewnie z 3 godziny ten wielki la, jednak licho znalazłem. Nie wiedziałem czy wzywać policję. Może jest już w Akademii?
-No tak!- krzyknąłem w końcu i wyciągnąłem telefon z kieszeni.
Spojrzałem na ekran telefonu i załamany stwierdziłem.
-Nic! Zasięg i WI-FI licho wzięło!
Postanowiłem wrócić do akademika. Szybkim krokiem ruszyłem do Akademii, by wszystko przemyśleć i sprawdzić czy przypadkiem jej tam nie będzie. Gdy dotarłem tam,pierw sprawdziłem jej pokój, gdzie jej nie było. Teraz na poważnie zacząłem się martwić. Zawiadomiłem całą Akademię i instruktorów w tym. Szukaliśmy jej w dzień i w nocy na różnych zmianach.
*** 3 dni później ***
Obawiałem się, że mogło to być porwanie. Te myśli nie dawały mi spokoju przez dzień i noc. Psy tropiące wpadły na trop, jednak, gdy były już blisko celu zaczął lać deszcz, przez co trop się ulotnił. Sam szukałem jeszcze na własną rękę. Przynajmniej 7 razy dziennie wykręcałem numer Sashy, by usłyszeć tylko to:
~"Abonent chwilowo niedostępny! Prosimy zadzwonić później"~ na tym głos się urywał.
Coraz bardziej nie mogłem w to uwierzyć.
**4 dni później**
Postanowiłem dziś wybrać się na wykład. Był całkiem ciekawy, jednak i tak pamiętałem o Sashy. Cała Akademia wiedziała, pomagała w poszukiwaniach. Bardzo to pomagało, jednak telefon Sashy wciąż milczał. Musiałem sam znowu przeszukać las, albo nawet zapuścić się do samych skał, które przeważały na końcu lasu.
-Dobrze, weźmiesz dwa konie.- zarządziła p. Rose.- Na wypadek, gdyby Sasha się odnalazła.- skwitowała.
Postanowiłem wziąć Riwer'a i Paint'a. Szybko osiodłałem konie i spakowałem plecak. Ekwipunek składał się głównie z termosu kawy, batonika, kanapki, banana i mandarynek, jak i ciepłego swterka,kilka butelek wody, tabletki na ból głowy i śpiwór. Dla koni wziąłem kopystkę, marchewki i kostki cukru, derki i wiaderko, by móc gdzieś wlać tą wodę. Przed wyjazdem pobiegłem jeszcze do siodlarni po szczotki dla koni i kilka paczek chusteczek higienicznych. Szybko zasiadłem na Paint'cie. Riwera prowadziłem na uwiązie. Konie szły bardzo grzecznie. Przemierzaliśmy las kłusem a ja mniej więcej co 5 minut wołałem.
Wołanie. Nasłuchiwanie. Wołanie. Nasłuchiwanie. I tak w kółko. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Zsiadłem z koni i latarką oświecałem miejsca, które czyściłem. Gdy konie były wyczyszczone, dałem im po marchewce i nakryłem derkami. Sam ułożyłem się pod drzewem i łyknąłem trochę wody. Jeszcze nie spałem i przypomniałem sobie o koniach. Szybko wlałem do wiaderka trochę wody i najpierw pił Riwer a następnie Paint. Wtedy sen mnie zmorzył i pojechałem.
***następnego dnia***
Otworzyłem oczy i spojrzałem na konie. Jeszcze spały. Zerknąłem na telefon...
-14.00...-jęknąłem.
Podniosłem się i podszedłem do koni. Wyciągnąłem z plecaka kopystkę i wyczyściłem kopyta Paint'owi a następnie Riwer'owi. Następnie zacząłem ich czyścić, by po chwili osiodłać Riwer'a a siodło Painta wrzuciłem na niego delikatnie podciągając popręg. Riwer i Paint, nadal dobrze niw dociągnięci dostali po dwie marchewki a następnie wodę. Sam zjadłem banana i baton, wypiłem trochę kawy i spakowałem wszystko do plecaka. Dopiąłem popręg Riwer'owi i wsiadłem na niego po czym ruszyliśmy. Szukaliśmy Sashy z krótkimi przerwami. Dostałem też kilka telefonów od siostry, instruktorów itd. Nawoływałem i nawoływałem.
**2 dni  później **
Zatrzymałem się u miłych ludzi, których napotkałem na grzybobraniu. Następnie kontynuowałem poszukiwania.
-Nie, jeszcze nie. Poczekajmy jeszcze. Dzisiaj wracam.- powiedziałem do telefonu, gdy p. Rose zadzwoniła, by spytać kiedy wracam.
~No trudno. Będziemy jej szukać...~ powiedziała smutno p.Rose.
Westchnąłem tylko i wyczyściłem konie. Od Państwa Brown dostałem kilka marchwi, więc nakarmiłem nimi konie. Wsiadłem na Paint'a i pojechaliśmy. Las przemierzaliśmy galopem i byliśmy niedaleko od skał kończących las. Zbliżała się następna burza.
~Ale ze mnie pechowiec~pomyślałem.
Po chwili, gdy las się rozrzedził, dostrzegłem dym. Konie raczej nie wezmę pod pachę ani nie schowam w swoim cieniu. Wyjąłem zdjęcie Sashy, miałem zamiar zapytać czy nie widziano jej gdzieś tutaj. Dojechałem tam i zsiadłem z konia. Jednym zwinnym ruchem zapukałem do drzwi. Usłyszałem krótkie "Już idę!" i stała się cisza.
- Ja otworzę...- zabrzmiało jeszcze.
Dziwnie znajomy był ten głos, jednak nie przeszło mi przez myśl, że to będzie ona. Zupełnie po chwili drzwi otworzyła Sasha. Aż mi dech zaparło!
-SASHA!- zadarłem się przytulając ją.
Ucieszyłem się normalnie jak nigdy w życiu. Mój radosny śmiech mógłby obudzić umrzyka.
-Co się tam dzieje?!- nagle ktoś się zadarł.
Sasha popatrzyła na mnie i szybko odpowiedziała.
-To mój przyjaciel!
W drzwiach stanął starszy mężczyzna i popatrzył na mnie zdziwiony.
-Will Schrase.- przedstawiłem się.
-Skiller.- odpowiedział ponuro p. Skiller.
Pan Skiller zaproponował herbatę, więc ustałem na propozycję. Godzinę później pożegnaliśmy z Panem Skiller'em a Sasha podziękowała za gościnę. Odwiedziła jeszcze jego syna, z resztą ja również. Gdy już siedzieliśmy na koniach cicho powiedziałem.
-Czuję się zazdrosny. Co to za chłopak?- zapytałem udając obrażonego.
-Syn Pana Skiller'a. Bardzo miły...- skwitowała i złośliwie się uśmiechnęła.
Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na telefon.
-Jest 17.00...- jęknąłem.
-Aha...i co?- zapytała.
Pomyślałem chwilę i odpowiedziałem.
-Na chwilę obecną nic, ale zsiądźmy z koni. Muszę je wyczyścić i nakarmić.
-Dobrze...- powiedziała szybko i uśmiechnęła się.
Zsiedliśmy z koni i razem je rozsiodłaliśmy. Gdy je wyczyściliśmy i nakarmiliśmy, usiedliśmy pod drzewem popijając herbatą, którą uraczyli mnie Państwo Brown.
Po chwili przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem.
-Tęskniłem za tobą.- mruknąłem.
Zaśmialiśmy się razem i zasnęliśmy kilkanaście minut później.
**3 dni później**
Obraz znaleziony dla: piękny naszyjnikByliśmy już bardzo niedaleko od Akademii, więc przyśpieszyliśmy konie. Dosłownie po 4 minutach byliśmy w Akademii a tam wszyscy nas witali.
-A teraz chodź ze mną.- powiedziałem do Sashy i zaprowadziłem ją do mojego pokoju.
Gdy byliśmy już blisko, zasłoniłem jej oczy i zabroniłem jej ich otwierać. Wprowadziłem ją do pokoju i posadziłem na sofie. Wyciągnąłem pudełeczko z naszyjnikiem i szybko je otworzyłem.

Założyłem jej go na szyję i zaprowadziłem przed lustro.
-Otwórz oczy.- powiedziałem...
<Mysiuu?? Podoba się naszyjnik? 💖 >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)