środa, 8 lutego 2017

Od Irmy C.D Johnatan'a

Po jakiejś godzinie poczułam że auto stanęło. Zaszlochałam na to ze strachu i ponownie się szarpnęłam jakby miało to coś dać. Po chwili bagażnik się otworzył i zobaczyłam wysokiego, dobrze budowanego mężczyznę o czarnych włosach i piwnych oczach. Skuliłam się i patrzyłam na niego ze strachem, na co on szyderczo się uśmiechnął i wyciągnął mnie brutalnie z bagażnika, nie szczędząc siły. Przerzucił mnie przez ramię i wszedł do jakiejś chatki, gdzie był drugi mężczyzna. Również był wysoki i umięśniony, lecz miał brązowe włosy i zielone oczy, oraz wyglądał na troszkę młodszego.
- Zanieś ją do tamtego pokoju, rozkazał zielonooki, na co drugi skinął głową.
Zaniósł mnie do niedużego pokoiku bez okien, co uniemożliwiało mi ucieczkę. Było tam tylko łóżko na co się przeraziłam, bo to wyglądało na profesjonalne więzienie i coś mi się zdawało, że nie jestem tu pierwszą dziewczyną, która się tutaj znalazła w niewoli... Przeraziło mnie to jeszcze bardziej, bo od razu zaczęłam gorączkowo myśleć, co stało się z poprzednimi ich "ofiarami". Mężczyzna który mnie niósł podszedł do łóżka i rzucił mnie na nie brutalnie, przez co prawie rozbiłam sobie głowę...
- Leż grzecznie, bo skręcę Ci kark! - warknął groźnie na co zadrżałam na co znowu się uśmiechnął i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, przez co siedziałam w egipskich ciemnościach, gdyż światła tam nie było!
Znowu zaczęłam szlochać bezgłośnie, a łzy moczył mi twarz. Ciągle miałam związane ręce i nogi. A knebel w ustach dalej nie pozwolił mi nic mówić czy też wołać o pomoc.
Leżałam tam może z trzy godziny w tych ciemnościach, gdy nagle usłyszałam że zamek w drzwiach się przekręca, na co znowu zadrżałam i spojrzałam na drzwi przerażona. Po chwili wszedł do pokoju ten sam mężczyzna, który mnie tu przyniósł. Trzymał w ręce świeczkę i postawił ją na podłodze. Wyjął z kieszeni nóż, na co jęknęłam z przestrachem i próbowałam się odsunąć w najdalszy kąt łóżka, lecz szybko mnie złapał i mi to uniemożliwił...
- Nie ruszaj się, bo poderżnę Ci gardło! - warknął i przystawił mi nóż do gardła, na co znieruchomiałam. Metalowe ostrze napierało na moją skórę, przez co lekko ją przecięło i poleciała malutka strużka krwi. On jednak się tym nie przejął i nagle coś mi wstrzyknął do krwiobiegu, przez co nagle stałam się otumaniona i miałam spowolnione reakcje. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, lecz przez myśl mi przeszło że podał mi jakieś środki odurzające... Mężczyzna schował nóż i gdy już chciał położył mi rękę na biodrze, nagle usłyszałam jakiś "zgrzyt". Mężczyzna natychmiast znieruchomiał i spojrzał za siebie, gdzie stał brązowowłosy mężczyzna, który mierzył mu w głowę z pistoletu CZ 75.
- Co chciałeś zrobić? - warknął na niego lodowato zielonooki.
- Ja... Nic! - powiedział przerażony.
- Chciałeś ją zgwałcić! Myślisz że jestem głupi?! - krzyknął wściekle, a w jego oczach płonęła furia - Precz stąd! - wysyczał wręcz do swojego towarzysza, który od razu się podniósł i skierował się w stronę drzwi szybkim krokiem, lecz nie zdążył wyjść, ponieważ zielonooki strzelił mu w głowę, a jego krew rozbryzgała się po podłodze i ścianach. Mężczyzna padł martwy na ziemię.
Patrzyłam na to wszystko przerażona, lecz nie mogłam zareagować "normalnie", bo leki odurzające mi to uniemożliwiały. Niczego z tego nie rozumiałam! Najpierw mnie porywają, a teraz jeden z nich zabił swojego towarzysza... Po chwili brązowowłosy zabezpieczył broń, schował ją i spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. Podszedł do mnie i pogłaskał mnie po policzku na co patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem.
- Głupiec myślał że sobie ulży, lecz Ty jesteś moja! - powiedział nagle na co się przeraziłam! Czyli on mnie nie uratował z dobrej woli, tylko chciał mieć mnie na własność... Po policzku spłynęła mi łza, którą szybko wytarł.
- Nie bój się... Będzie Ci ze mną dobrze, ja już się o to postaram! - powiedział uśmiechając się szeroko i złowieszczo.
- Niestety nie będziesz miał takiej okazji! - warknął nagle ktoś za nim, na co się gwałtownie odwrócił wyjmując broń, lecz nie zdążył strzelić, bo dostał kulę prosto w serce i kolejny padł martwy na ziemię. Spojrzałam słabym już wzrokiem w stronę drzwi i zobaczyłam policjanta trzymającego broń w rękach. Podbiegł do mnie szybko, zdjął mi knebel z ust i zaczął rozwiązywać mi więzy.
- Nie bój się, już wszystko będzie dobrze! - mówił do mnie uspokajająco i po chwili wziął mnie na ręce, wynosząc z chaty na zewnątrz, gdzie czekali inni policjanci oraz Jonathan! Chłopak do mnie podbiegł, kiedy położono mnie w karetce. Nie pozwoliłam się nikomu dotknąć, tylko odsunęłam się spanikowana od nich w "kącie" karetki. Szybko oddychałam i patrzyłam na nich przerażona. Próbowali mnie uspokoić, lecz nic to nie dawało. Nagle pojawił się Jonathan, który podszedł do mnie ostrożnie i mówił mnóstwo uspokajających słów do mnie, co trochę pomogło. W końcu przytulił mnie do siebie, na co ja wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać i drżeć. Nie chciałam żeby mnie zostawiał z tymi ludźmi... Ufałam tylko jemu.

< Jonathan? ;3 tak dobrze trafiłeś ^^ Wybacz że tak długo musiałeś czekać ale chora jestem ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)