czwartek, 9 lutego 2017

Od Neil'a do ...

- Na pewno wszystko jest spakowane? - zapytał się wysoki mężczyzna stojąc za drzwiami boksu
Skończyłem zakładać Winchesterowi ochraniacze i spojrzałem na ojca. Podniosłem się rozprostowując kręgosłup i poklepałem konia po szyi.
- Tak tato, wszystko spakowałem. Właśnie kończę przygotowywać Winchestera. Jak chcesz to możesz już iść do samochodu za chwilę przyjdziemy.
- Tylko się pośpiesz.
- Jasne.
Założyłem kasztankowi kantar i uwiąz i wyszedłem ze stajni. Samochód z przyczepą już stał na wjeździe. Bez żadnych problemów wprowadziłem wierzchowca do przyczepy po czym dokładnie ją zabezpieczyłem. Pobiegłem jeszcze do domu zabierając ze sobą kanapki i jabłko dla Winchestera.
Przez całą drogę wpatrywałem się w widoki za oknem. Po pół godziny dojechaliśmy na miejsce. Pomimo czerwcowego upału było dużo widzów i zawodników. Liczyłem na mniejszą ilość startujących, ale mówi się trudno.
- Startujesz jako ósmy. Idź obejrzeć tor i przejazdy. Osiodłam Winchestera.
- Nie trzeba - powiedziałem otwierając drzwi - Zabieram go teraz ze sobą.
- Nie tak się umawialiśmy, masz wygrać dzisiejsze zawody. Dzięki temu dostaniesz się do wyższej klasy i za dwa tygodnie wystartujesz w kolejnych zawodach, dzięki którym się zakwalifikujesz.
- Nie obchodzi mnie to. Nie zapominaj, że w wakacje zaraz po ukończeniu szkoły wyjeżdżam z miasta.
- Miałeś uczyć się w prywatnej szkole i zostać tutaj, rozmawialiśmy... Miałeś się już nie przenosić...
- Ja już wybrałem sobie miejsce, gdzie będę się uczył. - odparłem - Chociaż do tego nie będziesz się mieszał.

Wyszedłem zamykając drzwi samochodu. Wyprowadziłem kasztanka z przyczepy i zdjąłem ochraniacze transportowe. Szybko osiodłałem Winchestera i zaprowadziłem na plac treningowy. Wsiadłem na niego i ruszyliśmy wolnym stępem. Na placu było jeszcze kilku innych zawodników. Rozgrzewali się przed konkursem. Zrobiłem to samo. W końcu nadeszła moja kolej. Gdy znalazłem się na dużym placu z parkurem rozejrzałem się po nim. Wszystko było tak, jak ćwiczyliśmy. Spojrzałem na trybuny, gdzie jak przeczuwałem siedział mój ojciec. Popędziłem kasztanka do kłusa a potem galopu i zrobiłem rundkę wokół przeszkód. Kiedy przejeżdżałem obok stanowiska sędziów zatrzymałem wierzchowca. Czułem ogrom zgromadzonej energii w kasztanku, już się nakręcał. Zapowiadał się interesujący przejazd. Rozejrzałem się po całym placu. Dosiadałem kasztanowatego konia, którego sierść lśniła teraz w słońcu. Poklepałem zwierzę po szyi i popędziłem do kłusa a potem do galopu.Winchester, wspaniały kasztanowaty hanower hodowli naszej rodziny ruszył na przeszkodę. Pokonaliśmy ją ze sporym zapasem. Kolejna była stacjonata, która nie stanowiła żadnego problemu. Następny był szereg ułożony na długiej ścianie. Aby na niego najechać musieliśmy zawrócić, nawrót wykonany został perfekcyjnie. Skróciliśmy dystans i dodałem tempa. Wydawało się, że najeżdża na przeszkodę za szybko i że na pewno zakończy się to zrzutką. Jak się okazało Win dobrze wymierzył i szereg stacjonat już był za nami. Mieliśmy znakomity czas i żadnej zrzutki. Do ukończenia całego toru pozostały cztery przeszkody. Bouble barre i okser pokonaliśmy bez najmniejszego kłopotu. Następna przeszkoda była w zasięgu naszego wzroku. Gdy wykonywaliśmy skok coś poszło nie tak. Winchester zahaczył przednimi kończynami i runął na dół wraz ze mną. Ostatnie co słyszałem to trzask i huk upadających drągów.





~Kilka lat później~





Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające przez okno. Zmrużyłem oczy i spojrzałem przez szybę. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Chciałbym pospać trochę dłużej, ale obowiązki mnie wzywają. Podniosłem się powoli i przeciągnąłem ziewając przy tym. Chyba nigdy się nie wyśpię - pomyślałem. Po ubraniu się zbiegłem na dół po schodach do kuchni. Przy stole siedział mój ojciec z rozłożoną gazetą i kubkiem kawy w ręku. Moja matka jak zwykle była w pracy. Większość życia spędzała poza domem, widuję ją bardzo rzadko. Gdy tylko przedstawiłem jej ofertę szkoły do której planowałem pójść po wakacjach ona tylko machnęła ręką zgadzając się na wszystko. Akurat wtedy miała ważny telefon i nasza rozmowa zeszła na drugi plan. Z kolei mój ojciec jak najbardziej angażuje się w moje życie, nawet za bardzo. Czasem wydaje mi się, że ma większe ambicje ode mnie. Organizuje mi treningi jeździeckie, zapisuje na zawody. Kiedyś sam był znakomitym skoczkiem, ale z powodu wypadku nie może brać udziału w zawodach, teraz kiedy tylko ma chwilę trenuje młode konie i innych jeźdźców. Mój ojciec ma wyjątkowo trudny charakter, przez to ciągle zdarzają nam się kłótnie i awantury. Zwykle nie trwają one długo. Mieszkam ze swoją rodziną w małym miasteczku. Po dziadku przejęliśmy stadninę koni rasy Koń trakeński. Hodowla jest bardzo dochodowa, pracuje u nas kilku stajennych i trzech instruktorów. W prowadzeniu całej działalności pomaga nam wuj Danny, który w raz z ojcem jest współwłaścicielem. Z kolei moja matka nie wtrąca się w sprawy stadniny, sama prowadzi małą lecznicę. To jej najwięcej swojej uwagi poświęca.
- Cześć - powiedziałem siadając po drugiej stronie stołu na przeciwko starszego mężczyzny po czterdziestce.
- Wyspałeś się? - spytał składając gazetę na pół i przeglądając dział sportowy
- Nie bardzo - przyznałem
- Trzeba było nie oglądać po nocach filmów z gołymi babami - zaśmiał się a ja zgromiłem go wzrokiem - Blado wyglądasz.
- Wcale nic takiego nie oglądałem - powiedziałem.
- Akurat - zaczął się droczyć, śmiejąc się.
- Dopij lepiej kawę, bo ci wystygnie - uciąłem.
Podszedłem teraz do lodówki i wyciągnąłem karton mleka. Zjadłem szybko śniadanie jakim były płatki kukurydziane na mleku i chwilę zaczekałem na tatę, który skończył czytać i odłożył gazetę.
- Rozplanowałem już twój dzisiejszy trening - powiedział ruszając przodem w stronę wyjścia.
- Mam nadzieję, że nie będzie on bardzo wyczerpujący - westchnąłem zrównując z nim kroku, kiedy byliśmy na podwórzu. - Nie zapominaj, że na konia zdecydowałem się wsiąść dopiero tydzień temu po tak długiej przerwie.
- Dziś jest gorąco, dlatego teraz poprowadzisz z Chesterem krótką rozgrzewkę, aby się rozluźnił, a właściwy trening zrobimy wieczorem.
- Dobra - zgodziłem się i wszedłem do stajni.
Zatrzymałem się przy boksie kasztanka, który na mój widok wystawił łeb i domagał się jakiejś przekąski. Pogłaskałem go po łbie i szyi.
- Idę teraz pomóc Danny'emu i reszcie wprowadzić konie do przyczepy. Ostatnio był tu klient z zagranicy zainteresowany młodymi końmi i zakupił dwie klaczki po Esterze i Veronie.
- To dobra wiadomość - przyznałem
- Za półgodziny pójdę popatrzeć na waszą rozgrzewkę. Pójdźcie na mniejszy maneż, przy ogrodzeniu rosną drzewa, więc będzie trochę chłodu.
- OK - rozstaliśmy się, gdy ja skręciłem do siodlarni po sprzęt dla Chestera. Zabrałem stamtąd szczotki wraz z kopystką. Starannie wyszczotkowałem kasztanka i dokładnie sprawdziłem mu nogi. Gdy upewniłem się, że wszystko jest w porządku zaniosłem przybory do pielęgnacji na miejsce i wziąłem czarne skórzane siodło do skoków wraz z ogłowiem. Szybko go osiodłałem. Poprowadziłem Chestera na plac i go dosiadłem. Na początek przeszliśmy stępem by nieco się rozruszać. Kasztanek głośno parsknął i zarzucił łbem próbując odgonić się od nieznośnych much, które cały czas go atakowały. Chester bardzo przypominał mi mojego konia, Winchestera. Miały bardzo podobne imiona i umaszczenie. Dwa lata temu, podczas wypadku na zawodach przestałem jeździć. W czasie tamtego zdarzenia ja trafiłem do szpitala na kilka dni, a mój kasztanek został uśpiony. Miał poważne złamania w przedniej kończynie, nie do odratowania. Winchester kochał skakać, wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że go już nie ma.

~Trzy dni później~


Cieszyłem się na samą myśl, że już dzisiaj zacznę naukę w Akademii Magic Horse. To wyjątkowe miejsce, które zachwyca niezwykłymi widokami. Gdy upewniłem się, że zamknąłem boks Burbona wyszedłem ze stajni kierując się do głównego wejścia szkoły. Ten budynek znajdował się bardzo blisko stajni a zaraz obok stał akademik. W biurze dyrektorki siedziała już moja mama pijąc kawę, ja dostałem plan zajęć, klucze do swojego pokoju oraz regulamin, który podpisałem. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy o stajni, akademii i przedmiotach. Gdy już wszystkie formalności miałem za sobą pożegnałem się z mamą i poszedłem obejrzeć swój pokój. Na parterze znajdowała się stołówka i biblioteka. Gdy odnalazłem swój pokój przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do środka. Pokój był przestronny i przytulny. Ściany pomalowane na delikatny kolor pasowały do wystroju wnętrza. Moje walizki znajdowały się już przy łóżku, postanowiłem nie zawracać sobie głowy rozpakowywaniem ich, zrobię to później. Spojrzałem na zegarek, dochodziła godzina trzynasta, o tej kończył się obiad. Wyszedłem z pokoju zamykając drzwi i ruszyłem w stronę większego budynku.
Na salę przychodziło coraz więcej osób. Nikogo nie znałem. Żadnej znajomej twarzy. Usiadłem sam przy stole z tacą w ręku.
- Wolne? - usłyszałem za sobą i odwróciłem się.
- Jasne, siadaj - powiedziałem do postaci - Jestem Neil, nowy, dopiero co przyjechałem, a ty?

(Ktoś?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)