czwartek, 9 lutego 2017

Od Cavan'a C.D Anabell

Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, kiedy dowiedziała się o wyjściu. Nie dziwię się, nie za bardzo lubię szpital. Kiedy byłem mały marzyłem, aby zostać lekarzem, zaraz po policjancie. Te dziecięce marzenia...
Westchnąłem i spojrzałem na Anabell, która przypatrywała mi się z od dobrej chwili z nieskrywaną ciekawością, uniosła lekko brew, słysząc jak wzdycham.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytała po chwili naszego milczenia.
Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią. Moją głowę zaprzątało teraz parę myśli. Na więcej miejsca i tak zajmowała Anabell.
- Myślę o tobie - powiedziałem, siląc się na obojętny ton, tak naprawdę w środku na siebie wrzeszczałem za tą całą szczerość.
Jej twarz zrobiła się lekko czerwona.
Nie.
Lekko czerwona to opis dla daltonistów. Miałem wrażenie, że zrobiła się czerowna aż po czubki uszu. Jednak nie chcąc wyjść na 'idiotkę' , którą na dobrą sprawę nie była, odwróciła głowę. Próbowała to ukryć, ale patrzyła na mnie kątem oka. Zastanawiałem się nad zym tak duma. Przez chwilę pomiędzy nami nastała krępjąca cisza, ale po chwili odezwała się Anabell, ciągle nie odwracając głowy.
Ej.
Jakaś częśe pragnęła zobaczyć jej twarz, a druga już kopała mi grób za to co powiedziałem. A trzecia? Właśnie ustalała plan mojej śmierci, bez świadków. Wolałbym jednak w tej właśnie niezręcznej chwili zapaść się pod ziemię.
- Mhm... - odparła z lekkim wahaniem - Dzięki? - to było bardziej pytanie niz odpowiedź. Jej wzrok wbił się w podłogę, którą teraz prawie pożerała wzrokiem. Z jej policzków nie zszedł zdradziecki rumieniec. Chodź trochę wyblakł, pozostał jak na złość na swoim miejscu. Próbowała go ukryć, ale na nic się to nie zdało.
Nastała krępująca cisza. W końcu nei wytrzymałem i zadałem pierwsze lepsze pytanie, które wpadło mi do głowy.
- To co, dzisiaj wychodzisz?
Potwierdziła moje słowa lekkim skinieniem głowy, ale nie odezwała się. Nie zacznę tematu, nie zacznę tematu...
Nie musiałem. W tej właśnie chwili do pokoju wkroczyła pielęgniarka.
- Pakuj się, kochana - powiedziała bardz przyjaznym tonem - Niedługo musisz wyjechać. A ty - palcem wskazała mnie - Masz jej w tym pomóc - oznajmiła i wyszła, zamykając drzwi.
- Okej - odparłem widząc jak Anabell powoli wstaje i idzie po parę swoich rzeczy - To w czym w takim razie mam Ci pomóc - przez chwilę ignorowała moje pytanie, ale w końcu nie wytrzymała.
- W niczym - odpowiedziała udając obojętność.
- Anabell!
- Co?
Dogadaj się z dziewczyną. Chociaż z siostrami mieszkam od zawsze, z Anabell było się trudniej dogadać. Pewnie dlatego, że była nieśmiała i nie znałem jej najlepiej.
- No to...?
- Dobra, przepraszam. Mam kiepski humor - odparła. Podeszłem do łóżka i je pościeliłem. Złożyłem też śpiwór, na którym spałem i usiadłem na ziemii przyglądając się Anabell, która pakowała parę swoich rzeczy. Jej zgrabne ręcę pracowały na pełnych obrotach.
Czekaj, co? Wróć.
Przeanalizowałem wszystkie myśli nad którymi się chwilę temu zastanawiałem. O nie. Źle z tobą, Cavan?
- To kiedy wyjeżdżamy? - powiedziałem odrywając się od swoich myśli.
- My? - wydawała się być zbita z tropu.
- My - potaknąłem - Kto będzie prowadził samochód inaczej? Jesteś jeszcze trochę słaba.
- Jestem silną niezależną kobietą, dam sobie radę! - wykrzyknęła.
Zaśmiałem się cicho.
- Dobra, ale ja i tak dzisiaj prowadzę - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.

Anabell? Nie ma co, szaleję. 539 słów xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)