Woda rozchlapała się na wszystkie strony kiedy upadłam lodując w wodzie. Przez chwilę towarzyszył mi szok po zmianie temperatury i szamotałam się nie mogąc wydostać się na upragnioną powierzchnię. Jednak przy całej 'walce o życie' udało mi się ochlapać wodą blondyna, który teraz prawie cały mokry, siedział dostojnie na koniu nie zwracając uwagi na moje rozpaczliwe ruchy rąk. Sydney jak zawsze pomocna, rżała ze śmiechu (jeśli można to tak nazwać).
Nie no, fajnie Sydney, że mnie zawsze wspierasz... Nie ma to jak pomocny koń. I to do tego mój. Jak ja ją wychowawałam?
Po sekundach, które zdawały się być dla mnie wiecznością udało mi sie wydostać głowę na powierzchnię. Przez chwilę siedziałam ledwo przytomna, trzesąc się z zimna, ale niestety nie ułatwiy mi tego malutkie kropelki deszczu, które po niedługim czasie przyłączyły się do walki. Rozbawiona patrzyłam na Luke'a, który jeszcze niecałe dziesięć minut temu był suchy, a po upływie tak krótkiego czasu był przemoczony do suchej nitki. Z jego włosów kapały wodospady wody, a przez jego bluzkę doskonale widać było wszystkie mięśnie. Przyznaję, chwilowo się na niego zapatrzyłam, ale tylko i wyłącznie chwilowo, więc nie minął nawet ułamek sekundy, a mój wzrok powędrował do Dream Catcher'a i Sydney, którzy doskonale razem bawili się w sadzawce, nie zwracając uwagi na nasze dziwne spojrzenia.
- Nie chcesz może się wykąpać? - zawołałam w stronę chłopaka, szczerząc zęby w uśmiechu. Gdyby nie to, że właśnie rozległ się grzmot, prawdopodobnie utopiłabym się w wodzie w próbie turlania się ze śmiechu. Ale pogoda przyjęła inny obrót spraw. Zaczęło grzmić, dlatego czym prędzej wyskoczyłam z wody, chowając się za Sydney, przeraźliwie bojąc się burzy.
Żart. Ubóstwiam burzę. Dlatego śmiejąc się głośno, pociągnęłam Luke'a za nogę, powodując tym jego upadek do wody i rozchlapując całą wodzę na trawę. Dream Catcher wydawał się tym zachwycony, dlatego czym prędzej bez żadego ciężaru na grzbiecie, czmychnął w kierunku Sydney, która zadowolona z jego towarzystwa zaczęła skakać jak szalona w wodzie. Dopiero kiedy rozległ się następny grzmot, Catcher'a wywaliło z zbiornika wodnego i zaczął uciekać gdzie pieprz rośnie, oby tylko jak najdalej od burzy, ale niestety z każdym krokiem był coraz bliżej.
Luke, który wykazał się dziś znakomitym refleksem, wyskoczył z wody niczym torpeda rzucając się w kierunku podopiecznego i łapiąc go w ułamek sekundy. Sydney w tym czasie przyglądała sie tej scenie z należytą powagą wymalowaną na swoim szerokim pyszczku. Ja z kolei patrzyłam na swoją klacz i śmiałam się (tak, znowu) do rozpuku. Tymczasem chłopak próbował uspokoić ogiera, a Sydney nadal zdziwiona takim obrotej spraw zaczęła skakać jak opętana do góry, a ja nie mogąc pohamować swojego psychopatycznego śmiechu, dosłownie wytarzałam się w trawie, a tym razem to Sydney wydawała się rozbawiona moim widokiem, przynajmniej tyle można było wyczytać z jej zacnej mordki. W końcu nie byłam już w stanie się śmiać, dlatego wyszłam z wody i położyłam się na środku wysokiej trawy. Sydney w tym czasie otrzepała się niczym pies, ochlapując mnie całą zawartością cieczy z sierści. W tym czasie, kątem oka zobaczyłam Luke'a, który stojąc u boku wiernego już uspokojonego wierzchowca odwrócił się w moją stronę, na pewno zastanawiając się, czy jestem nienormalna.
A ja uprzedzając wszystkie pytania z jego ust, odparłam tylko:
- Tak, jestem nienormalna.
Luke?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)