czwartek, 23 lutego 2017

Od Jade C.D Aleksandra

- Mam nadzieję - westchnęłam po cichu, jednak nie potrafiąc się zwyczajnie przy tym lekko nie uśmiechnąć. Po powrocie wyraźnie mi ulżyło, a obecność Aleksandra i Kociaka robiła swoje. - Następnym razem nie dam się namówić na wyjazd bez Ciebie, to tak, żebyś wiedział. O ile w ogóle będzie następny raz - dodałam już nieco ciszej, zwracając większą część swojej uwagi na kota, który dopominał się kolejnych pieszczot. Zupełnie tak, jakby nie widział mnie pół roku, albo chłopak nie poświęcał mu wystarczającej w jego mniemaniu ilości uwagi. Chociaż sama czułam się zupełnie tak, jakby nie było mnie przy nich wieki. To też z większą ulgą przyjęłam fakt, że nasz pokój nie stał jeszcze z zawalonym sufitem.
- Chyba nie żałujesz, że mimo wszystko pojechałaś, co? - brunet począł przyglądać mi się wnikliwie, zupełnie tak, jakby chciał wyłapać u mnie jeszcze inne detale, aniżeli tylko i wyłącznie słowa. Dobrze wiedział, że moja odpowiedź może bardzo mijać się z prawdą. Za pewne czuł, że może być tak i tym razem, choć mi samej niekoniecznie chodziło to po głowie. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak spróbować odpowiedzieć mu w satysfakcjonujący go sposób.
- Oczywiście, że nie - przyznałam, co zresztą wcale nie odbiegało od prawdy, a nią najzwyczajniej było. - Po prostu wiem, że mogłoby się potoczyć to nieco inaczej, chociaż sama nie wiem, czy to dobrze, czy raczej źle... Nie wspominając już o tym, że gdyby sytuacja miała się powtórzyć, to chyba uschnęłabym tam z tęsknoty... Bardzo, ale to bardzo mi was brakowało... A w szczególności Ciebie, kaleko Ty moja... - zaśmiałam się pod nosem, nachylając się nieco, aby delikatnie zmierzwić włosy bruneta. Choć skrzywił się na to lekko, ostatecznie uśmiechnął się, zaraz po tym, jak ponownie już tego dnia wtuliłam się w jego szyję, oczywiście uważając na to, aby w szczególności nie pogorszyć stanu zarówno jego ręki, jak i innych, dokuczliwych jeszcze dla niego obrażeń. Choć zapewniał, że czuł się już nieco lepiej, to wciąż jego ręka utwiona była w gipsie, z perspektywą zresztą na to, że pobędzie w niej jeszcze dłuższy czas. Nie było to niczym przyjemnym dla moich uszu, bowiem za każdym razem najzwyczajniej źle się czułam, kiedy tylko Aleksandrowi coś się działo... Teraz znów został ,,ładnie" potraktowany przez Versace'a, który zresztą jak zdążyłam się dowiedzieć, pod nieobecność większej części akademii znowu zaczął sprawiać problemy. Zupełnie jakby było mu mało, że wcale nie tak dawno temu po raz kolejny wyrządził brunetowi krzywdę... Tym razem, jak zrelacjonował mi to siedzący tuż obok mnie chłopak, zwiał osobom, które zmuszone były się męczyć z jego końską, upartą i jakże przebiegłą egzystencją. Nawet nie chcę wiedzieć, ile tkwiłby w tych sidłach, gdyby Aleksander wtedy by go nie zauważył... Mimo wszystko było mi go żal, bowiem pomimo tego wszystkiego, co udało mu się już wywinąć, pałałam do niego niemałą sympatią, o dziwo spotęgowaną w momencie, w którym po raz pierwszy wpadł na bruneta. Jakby na to nie patrzeć, w końcu to dzięki niemu wszystko wyglądało tak, jak prezentowało się w chwili obecnej. Kto wie, czy gdyby nie ten uparty zlepek koniny, czy faktycznie przyszłoby mi poznać się z ukochanym...
- Miałbyś coś przeciwko, gdybym poszła na chwilę zobaczyć tę bestię? - odezwałam się chwilę później, odrywając się już od pustego kubka, wcześniej zresztą wypełnionego herbatą, która była jedną z tych rzeczy, za którymi także zdążyłam nieco się stęsknić. To było cholernie miłe, że brunet dalej pamiętał o moim chorym przyzwyczajeniu, nawet po tej chwilowej przerwie.
- Właściwie to może pójdę z Tobą - uśmiechnął się lekko, zaprzestając zabawy z wiecznie niewyżytym Kociakiem, który najwidoczniej tym razem u niego szukał towarzystwa. Szybko znudził się domaganiem pieszczot od mojej osoby, ledwo gdy tylko zorientował się, że jest jeszcze Aleksander, który w końcu dużo częściej daje mu cokolwiek do jedzenia, aniżeli ja. Niby takie małe, a jakże trzeźwe na umyśle... Wiedziało białe stworzonko, jak i u kogo się ustawić, nie ma co. - Istnieje przecież prawdopodobieństwo, że przy Tobie mnie nie zje, a przynajmniej nie w całości... - dodał, nie musząc mnie już w ogóle przekonywać o tym, że równie dobrze możemy wybrać się do stajni od razu, nie tracąc na cokolwiek innego już ani minuty. Nie zajęło nam zbyt dużo czasu dotarcie do celu, gdzie jak się okazało, rzeczywiście stał Versace nie wyglądający do końca najlepiej... Ale dalej był sobą, bo najwidoczniej tym razem nie tylko miał ochotę na jakże smacznego Aleksandra, ale i na mój rękaw, który próbował pochłonąć, ledwo gdy tylko sięgnęłam dłonią w kierunku jego szyi, zresztą tak, jak miałam to w jego towarzystwie w zwyczaju. Albo był głodny, albo jak zwykle zamierzał obwieścić światu to, że niekoniecznie wszystko mu się podoba.
- Tak w ogóle... - oderwałam się od jasnego pyska wałacha, spoglądając na Aleksandra, który akurat też spoglądał w głąb tego samego boksu, co i ja chwilę wcześniej. Słysząc jednak mój głos, zwrócił na mnie nieco bardziej uwagę. - Rozmawiałeś ze swoją mamą? Dzwoniła może do Ciebie?
W końcu nieco czasu minęło od naszej ostatniej rozmowy na ten temat, a wciąż nie wiedziałam, czy cokolwiek ruszyło w tej sprawie.
<Aleksander? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)