środa, 31 sierpnia 2016

Od Esther C.D Noah'a

Wykonałam mały taniec zwycięstwa. Dla pewności, że Melissa znowu nie ucieknie, Noah z nią został, a ja przyniosłam sprzęty obu koni. Gdy pomogłam mu “ubrać” klacz, uporałam się szybko z Leo. Wyjechaliśmy na polną drogę, za akademię. Dzięki niebiosom, że jest położona z dala od ruchliwej drogi. Melissa co jakiś czas zarzucała głową, zaś ogier szedł spokojnie. Podczas tej przejażdżki trochę rozmawialiśmy, po części też podziwiając widoki.
- Pomogę ci przy niej. Trzeba z nią postępować powoli, małymi kroczkami. Spędzaj z nią trochę czasu, żeby pokazać, że nie należy się bać ludzi. Na początku, bo widzę że jest trochę płochliwa, wystarczy, że będziesz siedzieć niedaleko niej. To ją w małym stopniu przyzwyczai do twojej obecności. Za dobrze wykonane zadanie daj jej nagrodę, a jak coś odwali pokaż, że tak nie można. Po dłuższym czasie będzie wiedzieć co może, a czego nie- przejechałam dłonią po szyi Leo, który tylko zastrzygł uszami.
- Skąd ty tyle wiesz, kobieto?- spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mój dziadek miał dużo psów, w tym jednego dzikiego, odratowanego. Bał się ludzi. Postępował w podobny sposób, a terapia po kilku miesiącach odniosła oczekiwany skutek- odparłam jak gdyby nigdy nic.
- Myślisz, że to podziała w przypadku Melissy?- jego wzrok był teraz bardziej zainteresowany niż wcześniej.
- Ja tak nie myślę, ja to wiem- delikatnie się uśmiechnęłam.
Potem nastała chwila ciszy. Przestaliśmy rozmawiać, żeby móc przysłuchać się ćwierkaniu ptaków, które swoją drogą, nie było najgorsze, chociaż ja bym dała kilka poprawek.
- A wiesz, że przez kilka lat trenowałam gimnastykę artystyczną?- zagadnęłam.
- Noo, teraz już wiem- zaśmiał się.
- A pokazać ci sztuczkę?- zrobiłam ten wymowny ruch brwiami.
- Jak spadniesz z konia i się zabijesz, to ja się do ciebie nie przyznaję- klacz w tym samym momencie zarzuciła trochę głową.
Rozciągnęłam ręce i tułów. Puściłam wodze i wyjęłam nogi ze strzemion, po czym starałam się ustać na siodle. Po krótkiej chwili mi się to udało. Wyprostowałam się, rozkładając ręce na boki. Schyliłam się i ponagliłam trochę ogiera do stępu. Kiedy szedł, nie wyglądało to tak efektownie. Jednak, jako że zwykłe stanie na siodle podczas jazdy nie było niczym super, schyliłam się, ustawiając dobrze ręce. Kątem oka widziałam, jak Noah patrzy na to tylko z lekkim przerażeniem na moje poczynania. Po upewnieniu się, bo pewność czegoś to podstawa, że wszystko się uda, przeszłam do czynów. Czułam się teraz jak jakaś cyrkowa akrobatka, dająca występ. Wybiłam się nogami i już stałam na rękach. Noah zrównał ze mną i starał się mnie jakoś powstrzymać, ale nic kompletnie do mnie nie docierało. Zwykłe siodło nie za bardzo nadawało się do a’la woltyżerki, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Usiadłam z powrotem, wkładając tylko prawą nogę w strzemię. Odjechałam trochę od niego, żeby mieć wolną lewą stronę. Przechyliłam się na bok tak, że ręką mogłam prawie dotykać ziemi. Jakby to ująć, czułam się świetnie. Jeszcze tylko brakowało, żebyśmy przejeżdżali przez jakąś rzekę, żeby jak w filmach przecinać ręką taflę wody. Widząc jednak nieco przerażony wzrok chłopaka, wróciłam do normalnej pozycji i spowolniłam ogiera do zwykłego chodu. Nie musiałam się martwić, że Leo coś odwali. Położyłam się wzdłuż jego grzbietu, ponownie rozkładając ręce i patrząc na prawie bezchmurne niebo.

<Noah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)