Pierwsze kilka dni nauki i zapoznawania szkoły, były dość ciężkie… Wciąż
się gubiłam i czasami spóźniałam się na lekcje, bo korytarze mi się
ciągle mieszały; Dostałam konia do jazdy, na którym miałam się uczyć.
Dostałam akurat tego konia, co mi wpadł w oko już pierwszego dnia, czyli
Severusa! Cieszyłam się, bo bardzo lubiłam tego konia. Jeśli chodzi o
nowe znajomości, to z nikim się nie zaprzyjaźniłam, czy też
zakolegowałam… Po prostu się bałam. Czułam się inna i wolałam przebywać
sama chodząc i oglądając przyrodę, czytając, ucząc się, bądź patrzyłam
się co robi Severus na pastwisku.
Doskwierała mi samotność, lecz strach i nieufność w stosunku do innych
sprawiła, że cały czas byłam sama. Może jestem zamknięta w sobie i po
prostu tak mi wygodniej? A może boję się z kimś zaprzyjaźnić, bo nie
chcę stracić kolejnych, bliskich mi ludzi tak jak w moim kraju… Możliwe.
Zdążyłam już odrobić lekcje i stałam właśnie oparta o jeden z płotów i
patrzyłam jak Severus skubie sobie spokojnie trawę. Był taki spokojny…
Było arę minut po godzinie dwunastej. Miałam teraz czas wolny. Zaczęłam
błąkać się w swojej pamięci, próbując wyobrazić sobie moich
biologicznych rodziców… Tak bardzo mi ich brakowało! Mam zawsze ciepło
się uśmiechała i się śmiała. A tata zawsze był opanowany lecz uwielbiał
żartować i czasami denerwował tym mamę… Jednak zawsze mu wybaczał i
zawsze wszystko kończyło się śmiechem. Byliśmy szczęśliwą rodziną.
Jednak pewnego dnia, to się zmieniło… Tylko ja i moja siostra,
przeżyłyśmy wypadek samochodowy.
Nasi rodzice zginęli na miejscu. Ja z siostrą natomiast, leżałyśmy przez
dwa tygodnie w śpiączce. Później była rehabilitacja i psycholog, ale co
oni mogą wiedzieć o stracie rodziny?!!! CO?!! Nic nie wiedzą a starają
się nam wciskać jakiś kit! Nie wiedzą jakie to uczucie… Uczucie
samotności i bezradności.
Nagle z rozmyśleń wyrwało mnie szczekanie psa. Nagle jakbym się ocuciła i
pojrzałam za siebie. Zobaczyłam dużego psa, który siedział za mną i się
na mnie patrzył. Po chwili szczeknął jeszcze raz lecz nie było to
agresywne szczekanie. Przez chwilę stałam jak kołek i się na niego
patrzyłam, jakbym próbowała odgadnąć, co on robi w moim świecie, w
którym przed chwilą jeszcze się znajdowałam, lecz gwałtownie wróciłam do
rzeczywistości.
Podeszłam do niego w końcu, przykucnęłam i pogłaskałam go po dużej i
włochatej głowie. Zamerdał ogonem. Była zadowolony, że ktoś poświęcił mu
uwagę. Wtedy się zorientowałam, że mam łzy w oczach i spływały mi po
policzkach. Jednak nie miałam sił ich zetrzeć… Głaskałam olbrzyma nadal,
po miękkiej sierści, gdy nagle usłyszałam czyjś głos:
- Ma na imię Monti – powiedział męski głos.
Odwróciłam się niemal natychmiast, jakbym się przestraszyła i spojrzałam
na chłopaka, który stał troszkę dalej od nas. Szybko starłam łzy z
wciąż zdziwionych oczu i odpowiedziałam:
- Em… Dzięki – powiedziałam nieco nieśmiało i nerwowo zarazem. Nie
wiedziałam jak się zachować. Tak dawno z nikim nie rozmawiałam, że
czułam się teraz jak jakaś kosmitka, gdyż nie potrafiłam rozmawiać z
ludźmi tak jak kiedyś… Gdy rodzice jeszcze żyli i wszystko było dobrze.
< Jason? Popiszemy razem? :3 >
PS: Też uwielbiam The Walking Dead xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)