środa, 31 sierpnia 2016

Od Marco Cd Hope

- Poczekaj. Lepiej żebyś nie odchodziła sama. - Na moje słowa Hope przystanęła.
- To teren akademii. Dojdę bezpiecznie do pokoju.- zapewniła mnie.
- Nie byłbym tego taki pewien.
A zaraz potem rozległ się kolejny huk. Kolejny strzał ostrzegawczy.
Dziewczyna odwróciła się zaniepokojona. Wiedziała że to pistolet.
Słuchaj…-chciałem zebrać myśli. - W tym lesie jest ktoś, kto nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony. Przynajmniej na mnie.
Hope patrzyła na mnie jak na wariata. Nadal nie wiedziała o co chodzi.
- Kto?
No tak…-przegryzłem dolną wargę.- Taki jeden...znajomy.
Określenie znajomy może nie było do końca trafne, ale przynajmniej złagodzi sytuację.
Znajomy.- Powtórzyła moje słowa.- Z bronią?
Mówiłem, że nie cieszy się na mój widok.- Oparłem się o drzewo rosnące na skraju lasu. - Szczególnie po naszej nocnej rozmowie.
Usłyszałem za plecami jakiś szelest. Oby to była tylko wiewiórka.
-Ale...o co chodzi?!...- Spojrzała mi w oczy.
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.-Powiedziałem drapiąc się w kark. Niby taki powiedzenie, ale w tej sytuacji jak najbardziej się sprawdzało.
Blask księżyca oświetlał morskie fale, na plaży panowała cisza, spokój i mordercza niepewność.
Kopnąłem kamień by się wyżyć. Spadł jakieś parę metrów dalej i wbił się w piasek.
- Może zaczniemy od nowa.- Szept dobiegał ze strony plaży. - Powoli i spokojnie. Co nie, Marco?
Greg przeładował ze zgrzytem pistolet, na piasek upadła metalowa łuska. Koleś stał dwadzieścia metrów przed nami i dalej szedł wzdłuż plaży. Był młody, cały w tatuażach i w piercingu. Jego uliczny wizerunek gryzł się z otwartą przestrzenią matki natury, nawet podczas nocy.
- Greg, mówiłem już. Nie mam ci już nic do oddania. - Uniosłem dłonie na wysokość ramion. Nie chciałem strzelaniny.- Idź sobie.
Najwyraźniej zapomniałeś o odsetkach.- Jego głos był niepokojąco spokojny. - Ja też chcę zarobić.
Nie dam ci ani kafla więcej.- Zmarszczyłem brwi.- Oddałem już, co pożyczyłem.
- Wielkość MOICH odsetek zależy od długości czasu spłacania długu. Niestety twój czas zwrotu przekroczył już wszelkie granice. - Zaczął ze mnie drwić. - No dalej, wyskakuj z forsy.
Mówiłem ci, nie mam nic…- Zacząłem schodzić dłońmi do tylnych kieszeni, jednak zamiast portfela miałem teraz w rękach swoją własną broń. Sprytnie ukrytą za pasem, tuż za płacami.
-Spadaj.- Moja sugestia nabrała rumieńców z pistoletem w ręku i z lufą wycelowaną w su*insyna.
Mój ,,znajomy’’ uśmiechnął się tylko, a jego broń huśtała się teraz na małym palcu jak plastikowa zabawna.
- Masz dar przekonywania kolego! - zaśmiał się pod nosem. Ale nie mam zamiaru odchodzić z niczym. Może … pogadamy jak równy z równym, ale na osobności.
Przy ostatnich słowach wbił wzrok w Hope.
Odruchowo zakryłem ramieniem dziewczynę. Ja już widziałem, co Greg ma ma myśli. I na pewno nie chodzi tu o puszczenie jej wolno, żeby w spokoju mogła wezwać policję.
- Ona jest ze mną. To taki mój doradca finansowy.
- Jakiś nie za dobry, skoro jestem tu już trzeci raz.- Mruknął i schował pistolet za pas. Mi kazał zrobić to samo.

( Hope? Za mało filmów kryminalnych się naoglądałem, żeby teraz od razu odpisywać. Przez te trzy dni musiałem się jakoś ,,doedukować'', sama rozumiesz. )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)