środa, 31 sierpnia 2016

Od Castiela C.D Helen

Wróciłem do pokoju, by się zrelaksować jutro ciężki dzień. W sumie jutro jest niedziala, wolne. Jednakże podjąłem się pracy jako kucharz, a jutro do popołudnia mam pracować. Powiniem odsapnąć po dzisiejszym dniu. Jednakże nie dane mi było się tym nacieszyć, gdyż usłyszałem krzyki. To były krzyki Helen! Od razu zerwałem się do biegu i pobiegłem do jej pokoju. Miała zamknięte drzwi, więc je podważyłem i wszedłem do środka. Helen już nie spała.
- Słyszałem jak krzyczysz. Coś się stało? - spytałem, a ta jedynie pokręciła głową.
Usiadłem na łóżku, widząc w jej oczach łzy. Koszmar? Zapewne tak...
- Cii... - zacząłem ją uspokajać jednocześnie delikatnie ją obejmując.. - To tylko koszmar...
Helen zrozumiała, że nie odpuszczę...
"Usłyszysz mój szept
Na końcu świata

A Two­je ramiona
Za krótkie nie będą

Otu­lisz mnie miłością
I złapiesz za rękę

Będziesz szła
A Ja będę Cię
na swych skrzydłach niósł

Zaśpiewam Ci kołysankę
Ciepłem swoich słów

I żaden koszmar Cię
Nie obudzi"
Poczułem jak Helen zasypia ze spokojnym uśmiechem. Postanowiłem zostać przy niej całą noc. O dziwo nawet nie usnąłem.

Przyszykowałem dla nas wyborne jedzenie. Na stole leżał już Omlet ze szpinakiem, awokado i serem feta. Teraz czekałem aż śpiąca królewna wstaje. Długo nie kazała na siebie czekać.
- Witaj, zrobiłem śniadanie. - powiedziałem na zdumione spojrzenie dziewczyny.
- Zostałem tu całą noc? - spytała
- Tak, rano zadzwoniłem, że nie przyjdę do pracy i już. - odparłem
Dziewczyna spojrzała ..jak to ująć delikatnie... smętnie? Chyba pasuje. Westchnąłem cicho..
- Ktoś musiał cię pilnować by nic ci się nie przyśniło złego - mówiąc to puściłem jej oczko
Dziewczyna niewidocznie się zarumieniła. Zjedliśmy wspólne śniadanie
- Pyszne! - powiedziała
- Cieszę się, że ci smakuje - rzekłem.
Zabrałem naczynia i pozmywałem. Było przed 6. Postanowiliśmy póść do koni i je oporządzić - no przynajmniej nasze i to od opieki. Reszta była czyjaś, więc te osoby mogły sobie nie życzyć byśmy tykali ich koni. Mieliśmy wolne do 9.30 i 11. Jednak ja postanowiłem zająć się Atlantic'iem. Poszliśmy do jego boksu..
- Mały - mówiąc to wszedłem do jego boksu i go pogłaskałem oraz wyprowadziłem na zewnątrz.
Zacząłem od wyszczotkowania go, przy czym był niezwykle spokojny - grzywa, ogon również wyczesałem. Musiałem mu kopyta wyczyścić... Wiedziałem już, że będzie trudno, gdyż za pierwszym razem nie chciał ich podnieść... Musiałem sam je podnieść i utrzymać. Było dość ciężko, ale jakoś dałem radę. Wyczyściłem mu boks oraz dałem mu nową ściółkę. Do poidła nalałem mu świeżej wody i dałem mu owies. Helen musiałam już iść na zajęcia, na które ją odprowadziłem. Ja miałem jeszcze dwie godziny do jazdy. Przesiedziałem ja na trawie w towarzystwie pasących się koni.

~*Dwie godziny później*
Siedziałem na Laydy i kłusowałem, najpierw kłus roboczy, potem pośredni i na tym koniec było nauki. Mieliśmy się nauczyć kłusu pośredniego, ale chętnie bym dalej pojeździł, ale musieliśmy schodzić, gdyż była przerwa. Odprowadziłem Laydy do boksu i dałem jej marchewkę. Następne zajęcia mam o 15.15, a potem jakieś zajęcia teoretyczne. Szczerze nie lubię teorii. Czekając na moje kolejne zajęcia przypatrywałem się jak inni jeżdżą i czego się uczą. Tak wytrwałem do tej 15.15, po czym znowu dosiadłem Laydy i ćwiczyliśmy to samo! Kłus pośredni... Ile razy mam tego się uczyć? Przechodziłem to tyle razy, że mam dość. Jakoś wytrwałem do końca zajęć i oporządziłem Laydy i poczekałem aż Helen skończy zajęcia... Dobrze, że jutro już sobota... Trochę luźniejszy dzień, ale nadal są zajęcia. Może po kolacji wybrać się na wieczorną przejażdżkę? Nie wiem, zobaczy się jeszcze. Poszedłem do mojego pokoju się umyć. Wziąłem dość długą kąpiel... Szczerze to mi się przysnęło.... Obudziłem się koło 19... Aż tak byłem wyczerpany? Co ja w nocy będę robił? Machnąłem tylko ręką. Na szczęście mam w pokoju lodówkę... No taką turystyczną, ale zawsze coś... Jest dość pojemna,że tak to powiem... Przyszykowałem sobie szybki posiłek i poszedłem oporządzić konie, gdzie spotkałem Helen.
- Gdzie ty się podziewałeś? - spytała
- Byłem w pokoju - odparłem i pomogłem Helen przy koniach.
Po godzinie udało nam się wszystkie oporządzić. Spojrzałem na Laydy i miałem ochotę się przejechać.. .Nocna przejażdżka... To by było wspaniałe uczucie i przeżycie... A czemu by nie?
- Helen... Co powiesz na małą przejażdżkę? - spytałem
- Czemu nie - odparła z uśmiechem
Helen osiodłała Wings, a ja Atlantic'a, przy którym miałem dość sporo problemów, przy zakładaniu ogłowia, ale po rozmowie z nim i delikatnych gestach pozwolił na założenie ogłowia, i ruszyliśmy w nieznane.. Spokojnym stępem jechaliśmy po ciemnym lesie i wsłuchiwaliśmy się w odgłosy zwierząt. Przyznam, jazda na Atlantic'u była niesamowita. Jechał spokojnie, a ja starałem się go poczuć i równo z nim jechać tak by nie czuł strachu. Jak coś go zaniepokoiło to przystawałem i obejmowałem go za szyję i szeptałem uspokajające słowa. Jak poczułem, że się uspokaja to ruszaliśmy dalej. Osoba, która na siłę by próbowała go zmusić do czegoś nic by nie wskórała, a jedynie by spłoszyła tego konia. Atlantic'owi trzeba było pokazać delikatność, cierpliwość oraz troskę, a koń ci zaufała. Jednak godziny bezsenności spędzone przy Atlantic'u na coś się zdały i sprawiły, że koń mi zaufał. W końcu udało nam się dojechać do jeziora, gdzie zsiedliśmy z koni, które trzymaliśmy za lejce. Jednak Atlantic mnie szturchnął łeb, co oznaczało, że o coś mu chodzi..
- Co się stało, mały? -spytałem głaszcząc go
Atlantic niespokojnie parsknął... Czyli ktoś tu jest?
- Helen stań za mną. Pilnuj konie... Zostań tu, dobrze? - spytałem patrząc w jej oczy, co wywołało u niej rumieńce..Za pewne byłem zbyt blisko i dlatego...
-D-Dobrze - odparła, a ja poszedłem się rozejrzeć po okolicy. Coś mocno zaniepokoiło Atlantic'a, a ja mu ufam. Co to mogło być? Gdy minąłem pomost zrozumiałem już, co go zaniepokoiło. Przy jeziorze siedzieli jacyś pijacy... Było ich dość sporo, więc po cichu się wycofałem w stronę Helen...
- Cas, co się stało? - spytała zaniepokojona
- Pijacy. Chodźmy stąd - powiedziałem, lecz zanim coś zrobiliśmy usłyszeliśmy głos, który należał do jednego z tych pijaków, co spotkałem.
- Witaj maleńka... To twój chłopak? - spytał czkając
- A jeśli tak, to ci do tego? - stanąłem przed Helen
- Oo... nicc... - odparł zataczając się - Tylko, że .... no wiesz... mamy ochotę.. - zaczął, a ja wlot zrozumiałem, co miał na myśli, więc mu przyłożyłem.
- W mej obecności nie życzę by ktoś obrażał dam. - powiedziałem zimno w ich kierunku
Im się nie spodobało to, że uderzyłem jednego z nich. W ręce jednego zabłysnął nóż.. Altantic zarżał na widok tego i stał się bardziej niespokojny. Helen starała się go uspokoić, lecz jej to nie wychodziło. Z prawej strony mnie zaatakowało dwóch, a trzeci spróbował od tuły mi wbić nóż, co mu się udało, ale mnie tylko dość mocno drasnął w bok i tyle. Po kilku minutach szamotaniny powaliłem ich.
- Cas... Jesteś ranny... - powiedziała przerażona
- To nic... - odparłem i podszedłem do dość już spanikowanego konia, którego Helen starała się utrzymać, by nie uciekł, co pogorszyło sprawę...
- Spokojnie.... To ja... Nic ci już nie grozi - mówiąc to łągodnym głosem podchodziłem do Atlantic'a, a jak go dotknąłem w pysk to zacząłem go głaskać, a następnie przytuliłem... Po kilku minutach się uspokoił.
- Powinniśmy wracać.. - odparłem
Zrobiłem sobie prowizoryczny bandaż z mej koszulki i wróciliśmy do akademika, gdzie Helen zabrała mnie do siebie.

Helen???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)