Gdy znalazłyśmy wierzchowce Luny poszłam do Parysa. Pogłaskałam go i poszłam do paszarni przygotować mu kolacje. Jak zawsze wzięłam otręby i owiec. Do nich dodałam orzechy laskowe, rodzynki, kawałki marchewki i jabłka oraz miód. Wszystko wymieszałam i zaniosłam jedzenie Parysowi. Kuc zarżał i zaczął jeść swoje jedzenie. W tym czasie nalałam mu jescze wody. Było już późno więc pożegnałam się z moim ukochanym wierzchowcem i poszłam do pokoju. Przed poójściem dałam mu jescze miętówke. Wchodząc do akademika postanowiłam pójśc do pokoju Rayna. Gdy w końcu odnalazłam numer jego pokoju zapukałam a chłopak krzyknął:
- Otwarte!
Weszłam do środka. Ryan od razu zadał pytanie:
- Po co tu przyszłaś?
- No ... Ja ... - te słowa przychodziły mi strasznie ciężko. - Chciałam przeprosić.
Chłopak lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam mówić dalej:
- Za to jak potraktowałam ciebie ... No i Lunę .... I wogle za to jak się zachowywałam. Ja ... Ja po prostu jestem przyzwyczajona do takiego życia. Od ... Od zawsze wszyscy mi usługiwali i nigdy tak napradę nie miałam rodziców ... Nauczyłam się tak żyć. Wszyscy mówili mi że takim traktowaniem będę szczęsliwa ... Ale ja po prostu zawsze chciałam mieć rodziców i by chodź raz ktoś się mną zainteresował ... Mną a nie moimi pieniędzmi ...
Ryan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)