Popędziliśmy konie do kłusa. Po 15 minutach byliśmy w stajni. Odprowadziłam Riwera do boksu i rozsiodłałam go. Osprzęt odniosłam do siodlarni. Wzięłam wrotki i odniosłam je do pokoju.
- Luna, chodź! Ciocia Jenny przyjechała!
Pobiegłam na dwór przywitać się z kobietą. Wysiadła z samochodu i powiedziała z uśmiechcem:
- Cześć!
Przytuliła moją mame i mnie, a potem powiedziała:
- Wyprowadzisz Cortesa?
- Pewnie - odparłam.
Otworzyłam ją i podeszłam do konia. Odwiązałam go i wyprowadziłam z przyczepy. Zaprowadziłam go do boksu i wyczyściłam. Dałam mu kilka jabłek.
- Co to za koń? - spytał Armin.
Odwróciłam się i odparłam:
- Koń mojej cioci - Cortes C. Startuje ona na nim na olimpiadzie itp.
Chłopak uśmiechnął się.
- Teraz to jest twój koń - usłyszałam głos cioci.
- Naprawdę? - spytałam.
- Tak - powiedziała.
- Dziękuje! - krzyknęłam i przytuliłam kobietę.
- Nie ma za co. Ja już nie będę startowała w dużych zawodach więc nie potrzebuje takiego konia.
Jenny odeszła. Cortes trącił mnie pyskiem.
Armin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)