poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Od Meg - zadanie 1

Niedzielne popołudnie, słońce świeci oraz jest ciepło. Czego chcieć więcej. Trzeba korzystać póki jeszcze nie ma śniegu. Założyłam lekką bluzę, czarne bryczesy i pierwsze lepsze trampki.
Wybiegłam z pokoju mijając po drodze przeróżnych ludzi. Jedni patrzyli na mnie jak na wariatkę inni za to nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi.
- Nie biegaj! - Krzyknęła pani portierka z uśmiechem. Lubiłam tą kobietę, zawsze była dla mnie miła.
- Dobrze, następnym razem nie będę. - Odpowiedziałam i pchnęłam drzwi. Zaczęłam pospiesznie schodzić ze schodów przeskakując co drugi. Na twarzy poczułam ciepłe promienie słoneczne. Od razu mój uśmiech zrobił się większy. 
Zwolniłam dopiero kiedy weszłam do stajni. Od razu w oczy rzuciła mi się Rosabell. Klacz stała w swoim boksie. Zanim ją wyprowadziłam wyciągnęłam jej siodło, ogłowie oraz szczotki. Wyczyściłam ją w boksie bardzo dokładnie i staranie. Po czym obie wyszłyśmy na korytarz i tak już wszystko poszło z górki. Złapałam za wodze i wyprowadziłam ją na dwór. Wspięłam się bez trudu na siodło i wygodnie usiadłam. Delikatnie ale stanowczo zmusiłam ją do ruchu. Rosa nie była dzisiaj jakoś specjalnie ruchliwa.
Powoli człapała przed siebie, wzdychając coraz. Poza bramą już bez problemu przeszła ze stępu do kłusa. Skierowałam ją do pobliskiej, a dokładniej na jej obrzeża. Bardzo lubiłam tamte widoki oraz bardzo życzliwych ludzi. Spojrzałam na zegarek w telefonie, była dokładnie dwunasta czterdzieści trzy. Miałyśmy jeszcze sporo czasu aby wrócić do akademii. Widząc na horyzoncie pierwsze domy od razu skręciłam na łąkę. Nie zwalniałyśmy tępa, cały czas klacz szła kłusem. 
Będąc niedaleko domu usłyszałam szczekanie. Takie jak zawsze, psy są uwiązane i szczekają na wszystko co się rusza. "Taka ich rola", pomyślałam i nie przejmując się tym jechałam dalej. Jednak tym razem jeden z gospodarzy zapomniał zamknąć swojego czworonoga albo ten najzwyczajniej w świecie się zerwał. Kątem oka dostrzegłam jak dość dużych rozmiarów kundel biegnie w naszą stronę, ujadając coraz głośniej. Rosabell spojrzała na niego i od razu zaczęła galopować. Kilka sekund później dostosowałam się do jej ruchów. Pies biegł za nami, a ta próbowała uciec. Skręciłam nią w stronę jednego z gospodarstw. Obejrzałam się czy zwierze za nami biegnie i nie zauważyłam przeszkody przed nami. Była to niewielka gałąź, klacz skoczyła. Straciłam równowagę i spadłam. Ludzie pracujący nieopodal rzucili swoje zajęcia i zaczęli biec w moją stronę. Jakiś młody chłopak złapał w ostatniej chwili wodze konia. Widać było, że nie pierwszy raz łapał uciekającego konia. Jakiś starszy pan odgonił psa. Kolejnych dwóch stało już przy mnie pytając czy nic mi nie jest. Uśmiechnęłam się tylko i zapewniłam, że przeżyję. Chwilę z nimi porozmawiałam i odebrałam wierzchowca. Podziękowałam im za wszystko, po czym znowu wskoczyłam na siodło. Wróciłam do akademii z eskortą dwóch rolników. Najważniejsze jednak było to, że nic nie stało się Rosabell.


Dostajesz 30 p. za opo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)