Kiedy wszedłem do pokoju, opadłem zmęczony na krzesło.
Jak szybko się zorientowałem, pogorszyło to tylko moją sytuację.
Mokre spodnie przykleiły się do mnie jeszcze bardziej (pomimo iż sądziłem, że jest to już obecnie niemożliwe), przyklepane przez chwilę wytchnienia dla moich nóg.
Zamiast wstać i się przebrać, zacząłem rozmyślać nad tym, czym się tak zmęczyłem.
Fakt, trochę dzisiaj przeszedłem, ale i tak doszedłem do wniosku że kondycja znacznie mi spadła.
Ostatecznie udało mi się wstać a następnie przebrać mokre ubrania.
W lekko zbyt dużej, czarnej koszulce i spodniach dresowych, zdecydowanie czułem się dużo lepiej.
Usiadłem ponownie, jednak tym razem na "swoim" łóżku.
Dopiero teraz miałem chwilę, żeby przyjrzeć się całemu pomieszczeniu lepiej.
Nie było złe, jednak niezbyt dobrze czułem się wśród takiej ilości bieli.
Jednak byłem wdzięczny właścicielom Akademii za samotny pokój, co jest dla mnie ogromnym plusem.
Swobodniej czułem się w swoim własnym towarzystwie.
Apropos towarzystwa, przypomniały mi się słowa Esther.
Postanowiłem że do niej wpadnę, i tak uznałem, że nie mam nic lepszego do roboty w tym czasie.
Pomimo, że znałem zaledwie podstawowe jej dane (co z tego, że nawet nie wiem ile ma lat, shhh) wydawało mi się, jakbym znał ją nie od dziś.
Sprawiała wrażenie inteligentnej dziewczyny, a nie pustaka rodem z Projektu Blatu.
Mimo wszystko, życie nauczyło mnie, jak pozory potrafią mylić.
Zostawiłem jednak resztę myśli na tą długą noc, która za pewne była dopiero przede mną.
Ruszyłem zacne cztery litery i zasłoniłem żaluzję.
Dopiero teraz czułem się ostatecznie jak w kostnicy.
Zimno, wilgotne powietrze i kompletny brak jakiegokolwiek światła.
Tak więc, zostałem skazany w otchłań, w podróż z celem bez celu, którym był w tej chwili włącznik, znajdujący się po drugiej strony pokoju.
"Im szybciej, tym lepiej" pomyślałem, biegnąc prosto przed siebie, mając nadzieję, że kiedy już się zatrzymam, pod palcami wyczuję upragniony przeze mnie przedmiot.
Jak to bywa w dzisiejszych smutnych realiach, nic takiego nie nastąpiło.
Lot był krótki.
Wylądowałem z głową zwisającą z łóżka i resztą ciała wygiętą w nienaturalną pozycję.
Westchnąłem z bólu, kiedy zorientowałem się, że zapalniczka wetknęła mi się miedzy żebra.
Wisiałem tak chwilę, nie fatygując się, aby wstać.
Napawałem się chwilą bólu, można uznać.
Jednak, było to spowodowane zwykłym lenistwem.
Dziesięć minut później, chcąc nie chcąc, podniosłem się.
Dzwonił mój telefon, który zaraz po fajkach, ostatnimi czasami był dla mnie istnym bóstwem.
Podświetlony ekran ukazał mi dobrą drogę do światła, jednak nie zwróciłem na to uwagi i po prostu skupiłem się na ukazanym numerze.
Prywatny, czyli niezbyt mnie on obchodzi.
"Tylko po to wstałem..?" - spytałem się w myślach, z nienaturalną w stosunku do sytuacji przed chwilą łatwością odnajdując drogę do łazienki.
Stanąłem przed lustrem, kiedy zdziwiony zauważyłem, że z mojej prawej brwi sączy się krew.
-Ku.wa, jak ja to zrobiłem? - mruknąłem do siebie, dotykając rozwalonego miejsca.
Wzruszyłem ramionami, wychodząc po pięciu minutach z pokoju.
Wyszedłem - z jak się wcześniej dowiedziałem - domu właścicieli, w którym znajdowało się moje lokum.
Ignorując deszcz, który zacinał prosto w moją twarz, stanąłem na zewnątrz, próbując zebrać myśli.
Zastanawiałem się, pod jakim numerem mieszka Esther.
Moje nogi jednak, wyręczyły mnie z tej roboty i z automatu zaprowadziły mnie do miejsca, w którym dziewczyna się znajduje.
Otrzepałem mokre włosy, wycierając buty o wycieraczkę.
- Cholerna perfekcja - mruknąłem sam do siebie, cicho ale jednak z wyczekiwanym dla mnie efektem, pukając do drzwi.
Dziewczyna przywitała mnie lekkim uśmiechem, na co praktycznie od razu odpowiedziałem.
- Wiem, że myślałaś, że nie przyjdę - powiedziałem, opierając się o framugę - mogę wejść?
<Esther? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)