czwartek, 4 sierpnia 2016

Od Matthewa

Kolejny dzień w akademii. Patrzę na zegarek w telefonie... 4:47... Przeciągam się i wstaję najciszej jak tylko potrafię, aby nie zbudzić reszty, co jest naprawdę trudne do wykonania. Zająłem łazienkę i wziąłem zimny prysznic, aby się obudzić do końca. Przepasany ręcznikiem wyszedłem po ubrania. Dzisiaj wybór padł na dresowe joggery moro, a do tego białą koszulkę. Z rzeczami wróciłem do poprzedniego pomieszczenia i założyłem je. Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę 5.03. Jeszcze niecała godzina do śniadania, zaraz reszta wstanie. Wyszedłem z pokoju po drodze zabierając telefon i słuchawki ( standardowo). Zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem na dół.
Gdy wyszedłem, od razu poczułem delikatny podmuch wiatru. Miałem ponad 48 minut do najważniejszego posiłku w ciągu dnia. Powolnym krokiem kierowałem się w stronę pobliskiego lasu. W słuchawkach rozbrzmiewały właśnie słowa piosenki Don't Let Me Down. Uśmichnąłem się pod nosem i skupiłem się na utworze.
****
Godzina 5:40, czas wracać. Doszedłem do polany. Cisza, spokój. Wyciągnąłem słuchawki i wyłączyłem muzykę. Oddałem się w ramiona spokoju, który mnie otoczył. Usiadłem na kamieniu i popatrzyłem w niebo. Po chwili usłyszałem charakterystyczny trzask łamanej gałęzi. Obróciłem się w stronę, z której dobiegł hałas - krzaki. Nie zwróciłem na towiekszej uwagi, bo jednak siedziałem w lesie, a tu jednak coś żyć musi. Powróciłem do przerwanej czynności tzn. wlepianie wzroku w leśną polanę. Jednak trzaski kolejnych patyków nie ustawały, a nawet się przybliżały. Tym razem wstałem i podszedłem spokojnie do krzaków. Hałas ustał. Zajrzałem z góry i zobaczyłem małego psiaka. Wyglądał na owczarka belgijskiego. Spojrzałem na niego i chciałem go wyciągnąć. Udało mi się to. Wróciłem na poprzednie miejsce czyt. kamień ze szczenięciem na rękach. Postawiłem go przed sobą, a ten patrzył na mnie. Był wychudzony, musiał spędzić tutaj trochę czasu. Podsunąłem mu swoją rękę, a ten szczeknął cicho.
Rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałem na psiaka, a ten uciekł. Jak się okazało dzwoniła moja matka z zapytaniem czy wszystko w porządku. Udzieliłem krótkiej odpowiedzi po czym zakończyłem połączenie. Pierwsze na co spojrzałem to godzina - już 6:05 (!) Oho, śniadanie... Rozejrzałem się, sprawdzając czy w w pobliżu nie ma mojego małego kompana. Jednak nie, przestraszony uciekł. Postanowiłem wrócić szybszym tempem, aby coś zjeść.
***
Wpadłem na stołówkę. Tak jak myślałem, wszyscy już siedzieli i spożywali swoje posiłki. Kanapka - śniadanie idealne. Usiadłem z boku. Jednak coś, a raczej ktoś przeszkodził mi w spożywaniu posiłku.
-Hej! -postać usiadła naprzeciwko mnie.
-Cześć...
-Dlaczego się spóźniłeś?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie uczyli ? - spytałem poważnie.
-Najwidoczniej nie.
-Poszedłem się przewietrzyć z rana - odpowiedziałem pewnie nie chcąc zdradzać szczegółów.


Ktoś coś ? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)