piątek, 5 maja 2017

Od Adeline C.D Luke'a

Zobaczyłam upragniony budynek akademii, który wręcz znikał mi z pola widzenia, bowiem było ciemno jak.. dobra nieważne jak mocno, ale było po prostu ciemno. Nagle przede mną wyrósł chłopak, który za sobą ciągnął dwie przeogromnych gabarytów walizki, które były wyładowane po same brzegi. Zaśmiałam się na ten widok, bowiem blondyn po chwili nastawił swój policzek i oczekiwał bez żadnego słowa. Podeszłam do Luke'a i delikatnie pocałowałam jego twarz, na której ujawniły się delikatne dołeczki, które wręcz roztopiły mnie od środka. Długo nie rozkoszowałam się tym widokiem, bowiem moją uwagę przyciągnął budynek, w którym nie paliły się ani jedne światła. Było to wręcz niemożliwe, bowiem zegarek wskazywał dopiero godzinę dwudziestą trzecią, która dla wszystkich uczniów, była godziną młodą, wprowadzającą dopiero do ich życia coś ciekawszego.
- Luke, ciekawe co tu się wydarzyło - powiedziałam, a widząc to, że chłopak uniósł brwi, zaśmiałam się, bowiem wyglądało to po prostu komicznie.
- Wiesz może ktoś lubi...
- NIE KOŃCZ - przerwałam mu, po czym przełożyłam palec do jego ust. Po chwili weszłam uważnie po schodach, przyświecając sobie latarką od telefonu, która w rzeczywistości była lampą błyskową. Wszędzie panował przeszkadzający mi spokój, a ta cholerna cisza po prostu szumiała mi w uszach. Nagle moja stopa niefortunnie zaczepiła się o jeden stopień, a cała ja runęłam jak długa na podłogę w korytarzu, który prowadził do mojego pokoju.
- Sierota - fuknęłam, szybko wstałam i się otrzepałam. - Luke, ja nie dojdę do tego je***ego pokoju - dokończyłam z wyraźną irytacją, a nawet można było to już określić jako złość.
- Dojdziesz.
- Boże święci ja mam dzisiaj jakieś zje**ne skojarzenia - burknęłam, po czym na omacku ruszyłam przed siebie. Nagle poczułam upragnioną klamkę, która wręcz błagała mnie o to, aby tylko ją nacisnąć.
- Wreszcie mój pokój - powiedziałam i rzuciłam się na łóżko. Nie dany był mi odpoczynek, bowiem ciszę od razu przerwał dźwięk mojego telefonu, który sygnalizował tylko to, że jakiś palant właśnie do mnie dzwonił.
- Mój brat? - Powiedziałam nie ukrywając zdziwienia, ale od razu odebrałam od niego połączenie. Z aparatu nie doszło żadne słowo, a jedynie było słychać przyciszony szloch. - Co się dzieje?! - Wykrzyknęłam, ale już po chwili nie miałam ochoty krzyczeć. - Jak-ja-jaki wypadek? To przecież niemożliwe! - Powiedziałam, a z moich oczu spłynęły łzy, które były zapowiedzią długiego płaczu. Szybko odłożyłam telefon na pościel, a sama rzuciłam się w objęcia chłopaka, który z wyczekiwaniem siedział na brzegu łóżka.
- Moi rodzice... Nie żyją - załkałam, a łzy, które teraz ciekły jak nigdy dotąd, świadczyły o tym, że przeżywam w tym momencie najgorsze momenty mojego krótkiego życia. - Wypadek samochodowy, rozumiesz?! Nie żyją! - Zapłakałam gorzko i ponownie wtuliłam się w ramię blondyna, który teraz przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)