piątek, 5 maja 2017

Od Esmeraldy- Zawody WKKW, próba terenowa

Dzień wydawał się wyjątkowo ciepły, więc zarzuciłam na siebie tylko sukienkę i legginsy do kolan. Poszłam do pokoiku dla dzieci i szybko je przewinęłam i nakarmiłam-taki już mój los. Zbiegłam po schodach do stajni, gdzie czekać miała Pani Rose, jak i kilkoro uczniów z Akademii. Jak na początek wiosny, dni były wyjątkowo upalne, a skwar jaki panował na dworze wprost przyprawiał o zawroty głowy i nic-kompletnie nic- nie chciało mi się robić. Na korytarzu od samego świtu pracowały sprzątaczki-zamiatające, odkurzające i myjące podłogi, dywany, lustra i wszystko co możliwe na korytarzu. Szczerze to nie za bardzo ogarniałam po co to wszystko, dzisiaj jest poniedziałek-a więc sprzątania powinny odbyć się w niedzielę- czyli wczoraj. Najwidoczniej coś się przesunęło i teraz są takie oto tego efekty.  Czy ja o czymś przypadkiem nie wiem? Jeśli tak, to najpewniej zaraz się dowiem-nawet wiem od kogo... Przy portierni zamontowane były kolosalne głośniki, a portierka- Pani Clara- nie stała tam gdzie zawsze, nie piła swojej przesłodzonej herbaty i nie narzekała, że takowa jest przesłodzona, tym razem stała przed budynkiem-jakby na coś lub kogoś czekała. Postanowiłam, że wyjdę z holu-kiedyś musiałam to zrobić- i pójdę w umówione miejsce, w którym najpewniej czeka już cała grupka b. zaaw. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, po czym rzuciłam jeszcze raz okiem na głośniki-giganty.Ku mojemu zaskoczeniu-grupka składająca się z Noah'a,Alexandry, Edwarda i Naomi czekała nadal, mamrocząc coś, szepcząc itd. Gdy mnie zauważyli, Naomi zawołała mnie ruchem ręki i pobiegła za całą resztą w stronę stajni dla prywatów. Nie zostało mi nic innego, jak ruszyć za dziewczyną- i to ruszyć biegiem. Pobiegłam za Naomi, która już dawno zniknęła za zakrętem.
-No wreszcie!- Naomi przeczesała swoimi palcami, włosy, po czym otworzyła puszki coli.- Bierzcie...- mruknęła, podając Edwardowi puszkę.
Gdy dostałam swoją "porcję", wzięłam łyk napoju i chrząknęłam.
-Co tu...EKHEM....Co tu się dzieje na Świętą Marmoladę...?- rzuciłam.
-A skąd mamy wiedzieć! Pani Rose nie zjawiła się już od połowy godziny, a pan Gilbert-co dziwne- nie pląta się mi pod nogami...-chrząknęła Alexandra, biorąc kolejny już łyk coli.
Działo się tu coś dziwnego, tajemniczego. Najbardziej przekonało mnie to, że Gilberta od rana nie było widać...  Naszą konwersację przerwała Pani Rose, a raczej "przebiegła" naszą konwersację, wpadła na nas zgrzana, jakby biegła za autobusem, który i tak jej spierd***ł.
-Przepraszam za spóźnienie...Korki i auto...- moja teza na temat gonienia autobusu spadła i kwiczy.
Pokiwaliśmy zgodnie głowami i pobiegliśmy na padoki po konie. Dziś odbywa się główna próba przed jutrzejszymi zawodami crossu-właściwie jednej z konkurencji WKKW.
-No hej... Jak dzionek mija Dracuś?-wspięłam się na ogrodzenie i wystawiłam dłoń w stronę ogiera.
Ten odsunął łeb i prychnął, na jego pysku widniała mała rana-najpewniej znowu otarł się o płot.
-Dracul, mam cie dość, dlaczego żeś to zrobił?- warknęłam, wchodząc na padok i zamykając bramkę. -Ajajaj... Dobra, idę po gazik i sprzęt. Potrenujemy troszkę. -stwierdziłam po obejrzeniu zadrapania-jak się okazało maleńkiego.
Przeskoczyłam przez ogrodzenie i biegiem ruszyłam do boksu ogiera. Pewnie dziesiąty raz na jego pysku znajduje, chociażby najmniejsze zadrapanie, tym razem już przegiął. Nie było to duże, ale żeby nie rozwinęło się to w większe problemy postanowiłam , że przemyję to ciepłą wodą i wodą utlenioną. Dość szybko dotarłam do boksu konia i tak samo szybko wyciągnęłam z skrzynki gazik. Gniew tak samo szybko ustąpił jak i przybył. Teraz wiał lekki wiaterek, przez co dreszcz przeleciał po moim ciele. Podbiegłam do ogiera i przemyłam jego zadrapanie. Następnie pokonałam tą samą drogę z padoku do siodlarni-tym razem wywracając się razem z skrzynką na szczotki. Oczywiście nie obyło się bez rozwalonych kolan, teraz to ja potrzebowałam opatrunku na kolana. Pominęłam jednak ten fakt i poczęłam czyścić konia. Wolałam zacząć od grzywy i ogona, więc powoli wyciągnęłam ze skrzynki mały grzebyczek i nieco masywniejszą szczotkę do ogona, prócz tego znalazłam w tym całym bajzlu także proszek i spray do ogona. Zdziwiona tymże znaleziskiem, pogłaskałam bok podopiecznego i chwyciłam grzebyk w swoje długie, gałęziaste palce. Zaczęłam rozczesywać pomalutku kołtuny, utworzone podczas biegania po pastwisku. Nie powiem- było ich znacznie mniej niż wczoraj, gdy Dracul specjalnie wytarzał się w błotku. Skończyłam czesać grzywę i podeszłam do ogona. Popryskałam sprayem na ogon ogiera i zaczęłam rozczesywać. Dobrze, że Dracul nie bał się tego odgłosu wydawanego przez ten "prysk" do ogona, a swoją drogą ten dźwięk przypominał mi piszczenia (?) piskląt, takie "PRIP, PRIP, RrrPRIP".
-Masz tak długi ten ogon! Muszę ci go wreszcie podciąć!- zaśmiałam się, klepiąc ogiera po łopatce.
Ogon ogiera wydawał się kilka centymetrów dłuższy niż był na serio, aczkolwiek nie był on tak długi, by lecieć z nim do fryzjera. Szybko schyliłam się po proszek do ogonów i grzywy, po czym otworzyłam wieczko produktu. Wyciągnęłam ze środka coś podobnego do mąki ziemniaczanej i zaczęłam wcierać to w grzywę konia. Następnie grzebykiem kilka razy przeczesałam grzywę i to samo zrobiłam z ogonem. Zmęczyłam się troszkę przy czyszczeniu ogona, więc usiadłam sobie na trawie i zaczęłam wyrywać źdźbła trawy, by później je unicestwić.  Po krótkiej chwili spięłam tyłek i ze skrzynki wyjęłam bursztynową szczotkę ryżową i zgrzebło w nieco ciemniejszym kolorze. Zaczęłam szukać zaklejek na całym ciele ogiera, błądziłam wzrokiem po jego nogach i kłębie. Kilka zaklejek znalazło się na brzuchu i nogach,-na zadzie też ich nie brakowało. Kolistymi ruchami rozklejałam do niedawna sklejoną sierść, a gdy prawie wszystkie zaklejki były wyczyszczone-zabrałam się za szczotkę ryżową. Delikatnie przecierałam jego karą sierść bursztynową szczotką, a co chwila jeszcze coś dopracowywałam zgrzebłem. Po chwili czyszczenia jego sierść była już czysta, i wystarczyło na koniec przetrzeć parę razy szczotką z miękkim włosiem. ~Pozostały tylko kopytka...~pomyślałam. Wyjęłam z skrzynki kopystkę tego samego koloru co pozostałe przyrządy i przyparłam się do boku ogiera. Demon szybko podał nogę, ale postanowił pobawić się w...w co? W "Uciekania nogi"? Dłuższa zabawa w "Uciekanie nogi" skończyła się moją wygraną, przez co spokojnie wyczyściłam mu kopyta.
      Z siodlarni przyniosłam czarne, skokowe siodło wraz z białą podkładką i niebieskim żelem, była to jego druga jazda (tego siodła) na grzbiecie Draculi, ale pierwsza w instruktorze, ponieważ tamto siodło zaginęło w nieznanych okolicznościach lub zostało zjedzone... Po długiej przeprawie wyprowadziłam konia na parkur do pani Rose, która patrzyła na zegarek. Cała piątka zebrała się mniej więcej w tym samym czasie... Zaczęłam rozgrzewać ogiera. Kilka kółek w stępie i później 10 kłusem ćwiczebnym, zatrzymania i inne takie. Pani Rose wsiadła na Cortesa i pojechaliśmy na ćwiczebny tor, przy czym przeszkody były zupełnie inne niż będą jutro. Na miejscu czekał pan George. Na początek mieliśmy pokonać tor spokojnie, mierząc kroki. Ja zsiadłam z konia i spokojnie chodziłam między przeszkodami. Wydawały się dość łatwe, nie aż tak trudne, by Dracul ich nie pokonał, jednak niektóre mogły sprawić co nie co trudu z przeskoczeniem ich.
****20 minut później****
Cała grupa zebrała się przy panu Lee i sluchała uważnie co ma do powiedzenia. Ja nie koniecznie słuchałam, lecz nie można powiedzieć też, że nie słuchałam.
-Dobra, Edward. Zaczniesz?- zapytał pan Lee, wskazując na Edwarda.
Ten tylko pokiwał głową i ruszył. Jutrzenka pokonywała wszystkie przeszkody bez trudu i większych pomyłek- takowych w ogóle nie było. Następna miała być Naomi, która pewna swoich umiejętności nakierowała Empiryka na start. Jej poszło tak samo dobrze jak Edwardowi. Przejazd Alexandry i Noah'a minął w miarę podobnie, teraz przyszła pora na mnie...
-Esma? Spróbujesz?-zapytał pan Lee, wskazując na już pusty tor.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że to o mnie mowa i pokiwałam leciutko głową i skierowałam Dracula na tor. Pan Lee wystrzelił pistolecik i popędziłam Draca do kłusu ćwiczebnego a następnie do galopu. Pierwszą przeszkodą był stół, który pokonaliśmy dość zgrabnie. Drugą był Triple Bare, tu Dracul przestraszył się i strąciliśmy pierwszą belkę.
******
Obudziłam się cała obolała.... Tyłek mnie bolał...Wszystko mnie bolało, i jak ja teraz pojadę...może nie pojadę. Zgramoliłam się z łóżka i wylałam herbatę na dywanik przy łóżku, oczywiście tego nie zauważyłam i wdepnęłam w herbatę, była zimna, więc dostałam odruchu "ucieczka". Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki, nie muszę mówić chyba dlaczego.  Tak jak szybko wstałam, tak szybko ubrałam się, przewinęłam dzieciaki i je nakarmiłam. Moja kotka jest u weterynarza na zabiegu nóżki-ma jakiegoś guza czy coś. Mruknęłam coś pod nosem i pobiegłam na dół, wcześniej zakładając sztylpy i sztyblety oraz moje niebieskie bryczesy. Toczek i bat leżały na dole, w mojej szafce. W holu tym razem wszystko wyglądało dość normalnie, oprócz tłumów ludzi, którzy żądni wyścigów kibicowali nie wiadomo komu. Zgrabnie ominęłam grupę oszalałych ludzi i odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam znajomy pyszczek, wychylający się także ze znajomego boksu. Przemknęłam do karosza najkrótszą drogą i przywitałam go czule.
-Mój malutki, dzisiaj nasz wielki dzień!- zaśmiałam się, aż skacząc z podekscytowania.
Zaglądnęłam do boksu i spotkała mnie miła niespodzianka. Stajenni wymienili słomę w wszystkich boksach, więc miałam jeszcze dodatkowe pół godziny na przygotowanie konia. Odepchnęłam drzwiczki na bok i chwyciłam fioletowy uwiąz ogiera, który niekoniecznie pasował do jego maści, ale teraz to nie ważne. Wyprowadziłam konia z boksu i zaprowadziłam go do myjki.  Dracul był dość brudny, a wczoraj nie opłukałam go wodą. Szybko pobiegliśmy do myjki i wprowadziłam go do tej "komory". Myjka jak zwykle była idealnie wymyta, a płytki naokoło błyszczały od tego szorowania.
-Dobra, to najpierw tylko kopytka, okej?- poklepałam łopatkę karosza i odkręciłam delikatnie wodę. Zaczęłam polewać kopyta ogierowi, a ten zaczął dreptać w miejscu.
-Już, już...Dobrze...- mruknęłam.
Obmyłam go całego i był cały mokruteńki, więc wytarłam go ręcznikiem i poczekałam z nim jeszcze chwilę w myjce, by mógł w spokoju ociec z wody. Gdy już był praktycznie tylko wilgotny, to odwiązałam go i zaprowadziłam na padok, gdzie były moje szczotki i wyczyszczone siodło, a zaraz obok czyste ogłowie. Wprowadziłam go na padok i przywiązałam. Ciekawe jest to czy będzie jeszcze ktoś spoza Akademii... Dotknęłam swojej kieszeni i bardzo się ucieszyłam, gdy poczułam tam kostki cukru.
-Proszę...-wyciągnęłam rękę w stronę pyska ogiera, a ten wargami "zdjął" z mojej dłoni kostki cukru i je spałaszował.
Zaśmiałam się cicho i zaczęłam czyścić grzywę konia. Po wczoraj nie było dużo do czesania, więc  szybko się z tym uwinęłam. Schyliłam się po szczotkę ryżową i zgrzebło.  Zaczęłam delikatnie czyścić jego kłąb i jego okolice. Wszystkie zaklejki zniknęły po myciu, więc znowu szybko mi to poszło. Zwilżyłam szmateczkę wodą i delikatnie obczyściłam jego łeb szmateczką, po czym ponownie zwilżyłam ją wodą. Teraz tylko kopyta, osiodłam go...zbadam tor i kłaniajcie się tłumy.
Kucnęłam przy skrzynce i zaczęłam szukać w tym całym bajzlu czegoś podobnego do kopystki.
-Hej! Naomi! Nie masz mojej kopystki?- krzyknęłam, spoglądając błagalnie na dziewczynę-dwa padoki dalej.
Naomi zaczęła szukać w swojej skrzynce, ale po chwili pokręciła przecząco głową. Westchnęłam ciężko i zaczęłam znowu szukać. Gdy już kompletnie straciłam nadzieję na znalezienie kopystki, obok mnie pojawiła się w jakiś magiczny sposób. W oddali zobaczyłam majaczące się włosy Bridget.
-S**a...-warknęłam, chwytając kopystkę.
Podniosłam nogę ogiera a ten mi ją wyrwał. Spróbowałam drugi raz- powtórzyło się.
-Hej, mały! Oddaj...tą....nogę!- burknęłam w końcu, rzucając kostkę cukru ogierowi.
Karosz pochylił się i zjadł ze smakiem cukier, który mu rzuciłam...~Grubasek~ przeleciało mi przez głowę.  Chwyciłam jego kopyto i oparłam je na swoim kolanie i szybko wyczyściłam. Następne kopytka poszły łatwo, bo Demon nadal rozkoszował się słodkością cukru, w końcu dostaje go tylko na zawody i od okazji. Demon lśnił a ja pobiegłam po jego śniadanie. Przytaszczyłam dwa wiadra- jedno z wodą, drugie z śniadaniem. Podstawiłam pod pysk konia i dałam mu spokojnie zjeść.

****30 minut później****
-Gdzie jest czapraak!?- warknęłam, przewalając siodlarnię do góry nogami.-Jest!
Popędziłam na padok, gdzie Demon odpoczywał po lonżowaniu. Karosz, gdy tylko mnie zobaczył, nastawił uszy i zaczął radośnie rżeć. Podbiegłam do niego i założyłam mu ogłowie. Akurat bardzo grzecznie przyjął wędzidło- na plus.
-No mały, teraz siodło....
Poprawiłam nachrapnik i przywiązałam ogiera do ogrodzenia, po czym podniosłam siodło do góry i wzięłam żel, który następnie umiejscowiłam na grzbiecie Draculi. Pogłaskałam ogiera po szyi i nałożyłam czaprak. Siodło nałożyłam na koniec po czym schyliłam się po ochraniacze, które uzupełniały cały komplet. Włosy spięłam w luźnego kucyka i założyłam kask. Wyprowadziłam ogiera na tor crossu i przemierzyłam go krokami. Po 10 minutach znałam cały tor, a raczej musiałam znać, bo pan wzywał już uczestników.
****30 minut później****
-A teraz zapraszam numer 14, czyli pannę Esmerladę Schrase na Demonie!- przeszył mnie dreszcz podekscytowania i przycisnęłam pięty do boków konia.-NUMER 14 NA START!
Stałam już na starcie, gdy pan George wypalił pistolecik,
-START!
Popędziłam konia i ruszyłam kłusem a potem galopem. Po chwili galopu wjechałam w las i tylko gdzie nie gdzie widać było sędzię. Jechałam cały czas prosto, popędzając co jakiś czas Draculę, który przybierał już całkiem dobre tempo do tego skoku, ponieważ pierwszą przeszkodą ma być Triplle Bare. Na horyzoncie pojawił się zarys przeszkody. Nie była strasznie wysoka... Dracul niebezpiecznie przyśpieszał, niestety moje zatrzymywania zdawały się na marne, postanowiłam dać mu całkowitą swobodę- bo chyba wiedział co robił? Gdy przeszkoda była w miarę blisko, zrobiłam półsiad i zaczęłam kierować konia na przeszkodę. Zaczęłam liczyć kroki, a gdy byliśmy w odpowiedniej odległości, dałam Draculowi znak, by skoczył. Ten wzbił się w powietrze delikatnie, bez przytupu.  Gdy byliśmy w powietrzu, czułam jakby czas się zatrzymał, bałam się, że strącimy belkę... Jednak nie! Dracul wylądował zaraz za przeszkodą, ale dał radę. ~Będzie tylko lepiej~pomyślałam. Następny był mur...Szybko namierzyliśmy przeszkodę, jednak musiałam zwolnić Dracula, bo za bardzo się rozpędził. Mur miał na oko 100 centymetrów, więc spokojnie damy radę... Czułam tą pewność...pewność, że przeskoczymy, jednak gdzieś w sercu miałam strach. Nawet nie wiem kiedy karosz przeskoczył mur, chwyciłam porządnie wodze i zakręciłam konia w prawo, a przed nami majaczyła się kolejna przeszkoda. Następną przeszkodę widziałam niewyraźnie, ale coś jakby dwie stacjonaty... Demon zwolnił i przybrał dość spiętą postawę. Byliśmy blisko przeszkody, Dracul przyśpieszył i wybił się przednimi kopytami. Najwyraźniej zauważył, że to był Coffin, bo po przeskoczeniu zaczął rżeć. Nie strąciliśmy chyba żadnej belki, jak na razie. Kolejny byl mur i znowu zakręciłam konia dość ostro w prawo. Nie dopilnowałam, by karosz skoczył w odpowiednim momencie i tak jak podejrzewałam za szybko się wybił, przez co uderzył w przeszkodę nogą. Popędziłam konia i nakierowałam go na żywopłot, to widziałam od razu. Malutki żywopłot poszedł sprawnie. Następnie był stół-szeroki, ale niski. Zaczęłam wstrzymywać Draculę, by nie rozpędził się znowu zbytnio.  Chwyciłam mocno wodze i dałam znak do skoku. Demon mimo mojej woli znów wybił się za wcześnie, ale przeskoczył przeszkodę ze mną na grzbiecie. Zakręciłam konia w lewo i znowu stół.
-Wohoo! Dajesz mały!- krzyknęłam.
Demon przyśpieszył i tym razem dałam mu odpowiedni znak do skoku i wybił się w odpowiednim miejscu. Przybieraliśmy niebezpieczną szybkość, przez co znowu zwolniłam konia, bowiem zauważyłam, że następną przeszkodą jest Bankiet.  Ogier przyśpieszył i namierzyliśmy bakniet. Karosz zeskoczył z bankietu dość dobrze, bym powiedziała. Teraz jechaliśmy prosto, czułam, że Dracul powoli zwalnia. Namierzyliśmy kolejną przeszkodę, którą był rów z wodą. Byliśmy bardzo blisko, gdy Demon się zawahał i prawie spadłam, jednak zdecydował się przeskoczyć i po chwili byliśmy po drugiej stronie. Moje kochane bydle świetnie się sprawowało jak na razie. Zakręciłam ogiera w prawo i już namierzyliśmy kolejną przeszkodę, którą był okser. Przyśpieszyłam konia i już po chwili Demon podnosił leniwie nogi do góry, by przeszybować nad ni wysoką, ni niską przeszkodą.  Zadowolona z siebie znalazłam się z karoszem po drugiej stronie okseru. Teraz pozostało jechać prosto. Ku mojemu zaskoczeniu były jeszcze 2 przeszkody....  Z moich obliczeń-jakże zacnych-  wynikało, że ta przeszkoda to hydra, czyli znienawidzona przeszkoda. Hydra, hydra....
-No, nie boisz się jej,prawda?-zapytałam, klepiąc konia po spoconej szyi, ten delikatnie zarżał i szykował się do skoku.
Zrobiłam półsiad tuż przed samą przeszkodą i wcisnęłam pięty do boków konia. Ponownie zaczęłam odliczać w głowie....Bumc i już po drugiej stronie.Następna przeszkoda to zwalone drzewo. Popędziłam Demona i pokonał drzewo szybko, jednak, gdy przeskakiwaliśmy, poczułam jakby koń wypluł wędzidło lub coś w tym rodzaju. Z oddali wychylali się już ludzie, a co więcej- meta! Dracul samowolnie (??) przyśpieszył a ja dałam mu pełną swobodę.
*****
Zmęczona przysiadłam na ławce, chłeptałam wodę  jak pies, a Dracul kończył już wiaderko. Wtem z głośników rozległ się głos.
-I panna Esmeralda wraz z Draculem ukończyli tę próbę z wynikiem...
                                 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)